Na ludowo

Powrót do raju – Dionizy Purta

Dionizy Purta z Białegostoku jest człowiekiem wyjątkowym, skupionym na swoim „małym” – „wielkim” odcinku życiowej działalności. Jego rzeźby emanują spokojem, ciepłem, rajskim wspomnieniem, mają w sobie skumulowane dobro tego świata – jakby wbrew złu i jakby zła nie było.

Urodził się w wojennym 1941 roku w Lewoniach, położonych pomiędzy Białymstokiem a Ełkiem, na styku Podlasia i Mazur. I te otoczone polami, pastwiskami, łąkami i lasami, z przepływającą rzeką Nereślą rodzinne Lewonie, w których spędził lata dzieciństwa i młodości, pozostawiły w pamięci Dionizego Purty bardzo silne piętno, a właściwie to miejsce pozostało w nim na zawsze.

Od najmłodszych lat obserwowałem piękno natury i lubiłem przebywać wśród pagórków porastających lasami i przepływającą rzeką Nereśl. A wśród niej poruszające się jak warkocze rośliny, między którymi pływały ryby i raki, a ptaki obok w swoich gniazdach wychowywały potomstwo. W pobliżu znajdowały się bagna i trzęsawiska porośnięte krzakami, w których mieszkały różne stwory natury – wspomina.

Ta gloryfikacja natury brzmi jak opis rajskiego miejsca, ale rzeczywistość w Lewoniach przybierała też swoje przyziemne oblicze. Rodzice przyszłego rzeźbiarza prowadzili gospodarstwo rolne, w którym ciężko pracowali od świtu do zmierzchu, a dzieci doglądały piskląt gęsi, kaczek, kurczaków, później pasały krowy. Praca była wpisana w tamten rytm życia wiejskich dzieci, ale oprócz niej życie ich upływało na nieskrępowanym kontakcie z naturą i obserwacji przyrody.

Okolica po zimowym śnie budząc się do życia stawała się ukwiecona i pachnąca. Z okolicznych łąk i pól zbierałem kwiaty, wyplatałem wianki siostrom, za co otrzymywałem szczery uśmiech, radość, i wspólnie cieszyliśmy się z rodzinnego szczęścia – opowiada po latach.

Ale zdolność wicia wianków to nie jedyna manualna sprawność rozwijana w czasach dzieciństwa i młodości pana Dionizego. Nauczył się także wyplatania z gałęzi świerku, jałowca, rokity i korzeni sosny potrzebnych w każdym gospodarstwie koszy do przechowywania i przenoszenia mięsa, ziemniaków, warzyw i owoców oraz wiklinowych, tzw. wierszy na ryby. Za tę sprawność uhonorowano go III miejscem w Przeglądzie Twórczości Ludowej w roku 1995. Ale tych umiejętności, które posiadł, było znacznie więcej: zimą strugał z drewna łyżwy, narty i sanki, przed Bożym Narodzeniem wykonywał czapki do gwiazd, z którymi chodzono z kolędą po wsi, wiosną skręcał miotły z młodych brzozowych witek. Strugał też gwizdki i trąbki z wierzby oraz inne zabawki wiejskich chłopców. Na wsi talent do przetwarzania surowców naturalnych zawsze był ważny.

Cały artykuł przeczytasz w najnowszym wydaniu Krainy Bugu.

Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów