…złoża bursztynu kopalnego,
którego jest 200 odmian. Występują one przede wszystkim w Morzu Bałtyckim, lecz – co może być zaskakujące – również na terenach oddalonych od Bałtyku: na Pobrzeżu Kaszubskim, północnej Lubelszczyźnie, Pojezierzu Mazurskim, w Borach Tucholskich oraz na Kurpiach, zwanych Zielonymi (od porastających ten region lasów), jako ślad, że kiedyś i tu docierało morze. To właśnie na Kurpiach do dzisiaj bursztyn kopalny jest obrabiany przez małżeństwo Konopków. W pobliskim Wachu jego obróbką zajmuje się jeszcze Zdzisław Bziukiewicz, właściciel prywatnego Muzeum Kurpiowskiego.
Profesja ta z pewnością należy do tych ginących, ponieważ to jedyni rzemieślnicy na Kurpiach i w całej Polsce, którzy posiadają umiejętność obróbki bursztynu w sposób tradycyjny. Obydwie córki państwa Konopków, Agata i Ewa, także znają tę technikę, ale zajmują się tym rzemiosłem okazjonalnie. Pan Tadeusz Konopka, któremu pomaga żona Stanisława, toczy bursztyny, kiedy ma zamówienie albo jak ma ciekawą bryłkę i ochotę, by stworzyć z niej coś wyjątkowego. A na czym toczy się bursztyny? Na tokarce…? Odpowiedź brzmi: nie, bo kolejnym zaskoczeniem może być fakt, że bursztyny toczy się na…
…zwykłym poziomym kołowrotku przędzalniczym.
Kołowrotek służy do przędzenia przędzy lnianej, konopnej lub wełnianej, ale odpowiednio przysposobiony (z wyjętymi tzw. sierami do zwijania przędzy) może także służyć do obróbki bursztynu, który osadza się na trzpieniu i obrabia przy pomocy zwykłego szkiełka z przepalonych żarówek starego typu. Kiedyś używało się szkła z lampy naftowej, kiedy pękło – jest cienkie i było do tego celu najlepsze. Takie szkiełko wystarcza do czasu, jak się nagrzeje przy intensywnej obróbce, wtedy pęka i trzeba odłamać nowe. Na końcu bursztyn poleruje się skórką baranią, która zawiera tłuszcz, i finalnie filcem. Tym zajmuje się najczęściej pani Stanisława, która jako jedna z nielicznych kobiet potrafi także toczyć bursztyn i jako dziedzinę twórczości w Stowarzyszeniu Twórców Ludowych ma wpisaną specjalność „obróbka bursztynu”. Nauczyła się tej wcale niełatwej techniki „przy mężu”, ale dorównuje mu umiejętnościami.
Kołowrotek pana Tadeusza jest odziedziczony po babci – kobiety nie przędą już dzisiaj i żaden rzemieślnik nie wykonuje obecnie kołowrotków, a ten ciągle pracuje na pełnych obrotach. Kołowrotek pani Stanisławy to także rodzinne precjozum.
Kto pierwszy wpadł na ten pomysł na Kurpiach, brak jest przekazów, ale jak pamiętają państwo Konopkowie, tak się tutaj „zawsze” obrabiało kurpiowski jantar. Kiedyś bursztyniarzy było więcej – najsłynniejszy to Wiktor Deptuła z Surowego. O nim został nakręcony w 1969 r. przez Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie film Wiktor Deptuła – bursztyniarz. W rodzinie pani Stanisławy był zaś bursztyniarz Konstanty Kulas, mieszkający w Kadzidle, ale Tadeusz Konopka zajął się bursztyniarstwem…
…„sam z siebie”, i tak już od 1969 roku,
mimo że w jego rodzinie nie było tradycji toczenia bursztynowych korali. Już jako dorosły człowiek pragnął, by najbliższe mu kobiety – matka, żona i słynna kurpiowska twórczyni Czesława Konopka (1925–1993, siostra ojca pana Stanisława, dzięki której Kurpiowszczyzna została rozsławiona na świecie) – posiadały najpiękniejsze korale w okolicy. — Jak się zrobi samemu, jest taniej, bo odchodzi robocizna, a jeszcze jak znajdzie się na własnym polu, odchodzi opłata za surowiec — przyznaje pan Tadeusz.
Za najpiękniejsze uważane są korale „dorodne”, ciężkie, „grube”, długie… Zamożne Kurpianki miały ich po kilka, ale tak, by było nieparzyście – trzy lub pięć.
Duży sznur potrafi ważyć około kilograma, a więc i jego cena jest wysoka, co zaświadcza o statusie rodziny, noszącej je panny lub mężatki. Zakup korali był kiedyś sposobem tezauryzacji, a na kilka sznurów korali z prawdziwego kopalnego bursztynu, utoczonego na kurpiowską modłę (charakterystycznie spłaszczone), mogły sobie pozwolić wyłącznie zamożne Kurpianki. I dzisiaj taki sznur kosztuje średnio kilkanaście tys. zł. W gminie Kadzidło posiada je zaledwie kilka kobiet – są odziedziczone po rodzinie lub nowe, na które czasami składa się kilku mężczyzn (mąż, syn, zięć). Nie dziwi wysoka cena korali, zważywszy na cenę bursztynu (14 tys. zł za kilogram surowca) oraz wkład pracy. Bo żeby mieć sznur korali, trzeba najpierw przygotować tysiąc pojedynczych – dopiero wtedy można dobierać je kolorystycznie i według gradacji wielkości. Korale, by były uznane za ładne, muszą ze sobą współgrać barwą i być nanizane od największego pośrodku i dalej malejąco. — Taki jeden koral, w zależności od wielkości, toczy się 2 godziny – to najmniejszy; średni – pół dnia, a te największe bywa, że i 3 dni, ale każdy kawałek jest inny — opowiada pan Tadeusz. — Czasami zdarza się, że taki gotowy jeszcze na końcu pęknie. I cała mozolna robota na nic… ale trzeba toczyć dalej… — śmieje się. A jak to się dzieje, że udaje się utoczyć pożądany kształt? — To się już czuje „z siebie”, ma się to w rękach — podkreśla mistrz.
Cały artykuł w 36 numerze Krainy Bugu
Tekst: Małgorzata Jaszczołt, zdjęcia Piotr Tołwiński