Fotoreportaże

Artur Tabor (1968–2010): Pejzaż nostalgiczny

Kiedy setki ludzi podziwiały w Dublinie jego fantastyczną wystawę fotografii polskiej natury, On już był po tamtej stronie. Artur Tabor, mistrz fotografii, który z miłości do przyrody uczynił sens swojego życia, zginął tragicznie dziesięć lat temu w Mongolii. Na swoim ostatnim zdjęciu uchwycił błękitne niebo, rozpięte pomiędzy skrzydłami zjawiskowego ptaka na skale.

Zaledwie dwa tygodnie wcześniej gościł w Kamieńczyku nad Bugiem, gdzie, jak co roku, uczył młodzież z Podlasia sztuki fotografowania i podpatrywania przyrody. Zawsze cieszył się z takich wyjazdów, które mimo napiętego kalendarza zajęć, traktował bardzo poważnie. Przecież on, przed laty, także miał swojego przewodnika – Włodzimierza Puchalskiego. Jego książki otworzyły mu oczy na dzikie piękno natury i zachęciły do tego, by je utrwalać dla potomnych na fotograficznej kliszy.

— To były niezwykłe spotkania — mówi o warsztatach Artura jego przyjaciel i współpracownik Maciej Omelaniuk z Nadbużańskiego Parku Kraj­obrazowego. — Dzieci chłonęły jego opowieści o cudach przyrody, o jego kryjówkach, które buduje, by się do niej zbliżyć, o niezwykłych ludziach, spotykanych nad rzeką – prostych i dobrych, z którymi można „konie kraść”. Bo choć często przyznawał, że jest samotnikiem i stroni od ludzi, w mieszkańcach znad Buga odkrywał inny świat.

Mimo że minęło już dziesięć lat od jego śmierci, wierzę, że ciągle jest z nami. Że się uśmiecha z progu swojej chałupy, którą kupił nad Bugiem, by być jak najbliżej swojej ukochanej rzeki — dodaje Maciej Omelaniuk.

— Umiał fotografować zwierzęta. Umiał fotografować pejzaż. Lubił otwartą przestrzeń, szczególnie w dolinach dużych rzek. Bardzo dobrze „czuł” też las i leśne klimaty, chociaż po kilku dniach siedzenia w gęstych krzakach zawsze dopadała go tęsknota za szerokimi kadrami. Umiał i lubił fotografować też ludzi, ale takich „prawdziwych” znad Buga, pracujących w gospodarstwie na roli, z krowami i końmi. Był fotografem „kompletnym”. Miał misję, chęć pokazania innym, może mniej wrażliwym, tego, co piękne i unikatowe. Fotografował z zamiłowania do przyrody, nie zaś dla chęci zaistnienia w internecie — wspomina Rafał Siek, fotograf przyrody, który często towarzyszył Arturowi w jego fotograficznych eskapadach.

Studia na siedleckiej uczelni (ówczesnej WSRP) przesądziły o zawodowej fascynacji Artura, która – co rzadko się zdarza – była też jego fascynacją osobistą (z wykształcenia był magistrem inżynierem zootechnikiem, ze specjalnością ornitologia). To podczas studiów poznał Bug. Marzył o tym spotkaniu od czasów szkoły średniej, a kiedy tu przyjechał, zrozumiał, że ta rzeka go wybrała.

„Bug zauroczył mnie otwartą przestrzenią, dzikim nurtem rzeki, bajecznymi, podmokłymi lasami łęgowymi oraz atmosferą podlaskiej wsi. Drewniane chałupy kryte strzechą, ogródki z kwitnącymi malwami, niezwykli, pełni ciepła ludzie to był wtedy widok codzienny – wydawać by się mogło, że tak będzie zawsze. Niestety, kiedy w ostatnich latach podjąłem się realizacji filmu przyrodniczego o tym terenie, z wielkim bólem stwierdziłem, że ten świat niemal przeminął. Pęd cywilizacji dotarł i tu, zmieniła się zabudowa – zniknęły ostatnie chaty kryte strzechą, ludzie przesiedli się z wozów konnych na szybkie i hałaśliwe ciągniki, pojawiły się pierwsze betonowe płoty – koszmar! Doceniłem wtedy na własnym przykładzie szczególną rolę fotografii, która oprócz doznań artystycznych ma niesamowitą wartość dokumentalną” – opowiadał Artur Tabor.

Historia jego fotografii jest historią Bugu i jego mieszkańców. Zatrzymał w niej to, czego nie udało się ocalić konserwatorom zabytków czy uczonym: gasnące piękno tradycyjnej polskiej wsi. Jego zdjęcia odbiera się wszystkimi zmysłami. One pachną majowym pokosem, mlekiem prosto od krowy. Pachną też dębowymi beczkami, w których w rozlewiskach Bugu kisiło się ogórki, i dymem z listopadowych ognisk. Artur mówił, że swoją fotografią chce złożyć hołd ludziom stąd. Dziś ci ludzie jemu się kłaniają, pozdrawiając go zza ukwieconych płotów – tacy, jakimi ich spotykał. Tak jak kłania się cała przyroda, z najdrobniejszymi jej stworzeniami. Nie byłoby tej Przyrody bez Niego. Nie byłoby tyle niewypowiedzianego piękna wokół, gdyby nie On. Czy to wystarczy, kiedy go zabrakło?

Tekst: Monika Mikołajczuk,  zdjęcia: Artur Tabor

Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów