Wywiady

Ilona Wiśniewska: Wobec zimna wszyscy są równi

Rozmowa z Iloną Wiśniewską, dziennikarką, fotografką i podróżniczką, od wielu lat mieszkającą na Spitsbergenie. Autorką książek Białe. Zimna wyspa Spitsbergen, Hen. Na północy Norwegii oraz Lud. Z grenlandzkiej wyspy.

Ci, którzy wypuszczają się z Polski, żeby zobaczyć „coś innego niż u nas”, często jadą tam, gdzie jest bardziej kolorowo, mocniej pachnie, gra inna muzyka i można zakosztować odmiennej kuchni. Dużo bodźców, dużo wrażeń, a najlepiej, gdyby jeszcze w przerwie można było poleniuchować na słoneczku. Pani wybrała się tam, gdzie jest czarno-szaro-biało i zimno, a życie toczy się inaczej niż w egzotycznej Azji czy żywiołowej Afryce. Co takiego ma w sobie Północ, żeby aż się tam przenieść i zamieszkać?

Tu, gdzie mieszkam, nie jest szaro. Na Północy jest po prostu mniej wszystkiego, ale to nie oznacza, że czegoś tutaj brakuje. Dla każdego dużo bodźców i wrażeń znaczy co innego. Można je znaleźć na pozornym pustkowiu, w zimnie i w krajobrazie, którego nie wypełniają ludzie i nadmiar. Kiedy poznaje się nowe miejsca, okazuje się, że ani Azja nie jest tak „egzotyczna”, jak się Pan wyraził, ani Afryka nie tak żywiołowa. A Północ też zamieszkują tacy sami ludzie jak my, tylko po prostu lepiej sobie radzą z zimnem. Dla mnie ważny jest tutaj kontakt z naturą, światło i dobre powietrze. I to, że w zimnie wiele sytuacji międzyludzkich staje się o wiele prostszych.

Na przykład?

Na przykład język się upraszcza, dzięki czemu jest bardziej efektywny i ułatwia komunikację. Wobec zimna wszyscy są równi i to też sprawia, że nie ma rozbudowanych zwrotów grzecznościowych. Na „ty” mówi się do starszych i przełożonych, a to się właśnie przekłada na ułatwianie kontaktów i procedur.

„Piękne krajobrazy. Bogato i czysto. Niestety drogo” – mawiają o Norwegii Polacy, którzy byli tam na weekend, względnie tydzień lub dwa. Czego nie dostrzegają, a czemu warto się tam przyjrzeć, kiedy się tam na taki krótki czas pojedzie?

Kiedy przyjeżdża się na chwilę, pewnie każdy skupia się na przeżyciu i zobaczeniu wszystkiego, o czym naczytał się przed wyjazdem i na co się nastawił. Mało czasu, a czymś potem trzeba się pochwalić, zachować jakieś wrażenie, że w tym kraju rzeczywiście jest tak i tak. Jeśli ktoś przyjeżdża na Północ, żeby zobaczyć zorzę polarną, to pewnie nie zachwyci się nagle hulajnogą do jeżdżenia po śniegu ani kulturą kawiarnianą, która kwitnie zwłaszcza podczas nocy polarnej. Każdego zainteresuje co innego, dlatego najlepiej jeździć właśnie samemu i też samemu się przyglądać. Ludzie na Północy są otwarci, zawsze chętnie rozmawiają z tymi, którzy przyjeżdżają do nich bez uprzedzeń.

Kawiarniana kultura polarnej nocy? Jak to wygląda?

Tutaj wszyscy – a zwłaszcza starzy ludzie ­– są aktywni w życiu towarzyskim. Emeryci przesiadują w kawiarniach, pije się bardzo dużo kawy, a jest to widoczne zwłaszcza podczas nocy polarnej, bo wtedy ludzie bardziej lgną do siebie. To są społeczeństwa, które właśnie lubią robić rzeczy razem. W Norwegii jest bardzo rozpowszechniony tzw. daugnad, czyli akcja społeczna, w której robi się coś pożytecznego wspólnie (np. mieszkańcy danego osiedla sprzątają przestrzeń wokół bloków albo mieszkańcy miasta sadzą miejski ogród, pomagają potrzebującym, zbierają śmieci na plaży itp.). Dużo tu bezinteresownej pracy na rzecz innych.

„Niespiesznie” – pierwsze słowo, jakie mi się nasunęło po przejrzeniu kilku Pani tekstów o Norwegii. Kto żyje w pośpiechu, musi zahamować, żeby się wczuć i posmakować Pani pisanie. Czy taka jest właśnie Północ i jej mieszkańcy?

Tak. Tutaj czas biegnie inaczej. I mniej się mówi.

Norwegia i Grenlandia – przez wieki na uboczu, nikomu specjalnie nie wadziły. Ale ostatnio sporo się pisze, że zmiana klimatu otwiera dostęp do niedostępnych dotąd bogactw naturalnych i już zaczyna się po nie wyścig. Skoro spokój i bycie na uboczu zdają się kończyć – co na to ci, którzy tam mieszkają?

W ostatnim czasie na wybrzeżu Norwegii wydano zgody na budowę wielu gigantycznych elektrowni wiatrowych, które zniszczą krajobraz, zaburzą życie ludzi i reniferów, a wcale nie uratują klimatu. Kiedy rozmawia się z ludźmi, którzy mieszkają w bezpośrednim sąsiedztwie tych inwestycji, słyszy się o łamaniu prawa ludności rdzennej Skandynawii, o korupcji i krótkowzroczności. Wielkie pieniądze docierają do rubieży świata, zamieszkanych przez cichych ludzi, których protestów nikt nie bierze pod uwagę. Norwegia zniszczy swoją przyrodę, a potem będą chętni na złoża na Grenlandii. Chciwość nie zna granic. Kiedy w grę wchodzą duże pieniądze, prawa rdzennych nie zawsze są brane pod uwagę. To widać nawet tutaj, w północnej Norwegii, gdzie mieszkam, i to bardzo nas wszystkich niepokoi. Z drugiej strony Norwegowie jednak zwykli wierzyć władzy i nie spodziewamy się tutaj wielkich protestów ani akcji sabotażowych.

Rozmawiał: Adam Białczak, zdjęcia: Ilona Wiśniewska

Cały wywiad w 27 numerze “Krainy Bugu”

Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów