Felietony

Magia bocznych dróg

Wrażenie jest naprawdę niesamowite, zwłaszcza za pierwszym razem, kiedy każda kolejna chwila przynosi coraz większe zaskoczenia. Jedziemy podrzędną asfaltową szosą, naraz ona zamienia się w kocie łby, a te po paru kilometrach ustępują miejsca piaszczystej gruntowej drodze, która cały czas pnie się pod górę, przez las. Posuwamy się więc coraz wyżej, a jednocześnie jakby cofamy się w czasie. Wiek XXI został na trakcie lubelskim z jego światłami i konwojami huczących tirów, potem wiek XX – to ta pusta, wyszczerbiona asfaltówka, XIX – dudniący kamienny bruk, a tam, w lesie, poszczególne epoki historyczne objawiają się coraz głębszymi koleinami. Zwykły samochód osobowy nie miałby szans, ale my mamy jeepa grand cherokee z napędem na cztery koła. W tych warunkach to już nie samochód, lecz prawdziwy wehikuł czasu. W pewnym momencie, gdzieś na poziomie XVI stulecia, musimy przystanąć i odpalić trakcję terenową. Tak wjeżdżamy w prawdziwe średniowiecze: polna drożyna wije się pomiędzy brzozami i wierzbami, na których wciąż jeszcze zdają się mieszkać diabły. Nic tu się przez tysiąc lat nie zmieniło!

Jesteśmy na dachu Mazowsza – płaskowyżu Wysoczyzny Kałuszyńskiej. Wrażenie wyjścia poza czas i przestrzeń pogłębia fakt, że wszystkie okoliczne miejscowości leżą poniżej linii horyzontu, zatem otaczająca nas równina styka się z niebem równie daleko, jakbyśmy byli na morzu albo w bezkresnym stepie. Oczywiście jest to złudzenie optyczne, lecz niebywale realne. Jak okiem sięgnąć, wkoło idealna pustka, cisza, ani śladu cywilizacji. Trafić w taką okolicę, na z reguły gęsto zaludnionym i zabudowanym Mazowszu, to naprawdę przygoda równa przestąpieniu magicznego portalu i wejściu w świat fantasy. I to raptem 60 km od Warszawy!

Odkryłem to miejsce jesienią 2011 roku, w drodze na spotkanie autorskie w Węgrowie. Mój wydawca chciał mnie tam zawieźć najkrótszą i najszybszą drogą, ale ja uparłem się, że muszę koniecznie opłotkami, bo chcę szukać inspiracji do kolejnej sarmackiej fantasy z cyklu „Diabłu ogarek”, dziejącej się na Mazowszu w XVII wieku. Wiadomo, wariatom i artystom się ustępuje (niepotrzebne skreślić), więc zamiast zwykłego przejazdu w tę i z powrotem odbyła się prawdziwa wyprawa w nieznane.

Znalazłem więcej, niż się spodziewałem. Wrażenia mogę porównać do stanu zakochania od pierwszego wejrzenia. Do tej pory mam ten pejzaż pod powiekami i wciąż szukam słów i obrazów, by wyrazić metafizykę tego miejsca. Jej symbolem może być wiejska kapliczka z zegarem, wyłaniająca się zza tarninowego zagajnika kilkaset metrów dalej, kiedy droga w magicznej czasoprzestrzeni znów zaczyna się wznosić i opadać jednocześnie ku naszym czasom. Kapliczka ta stoi we wsi Kazimierzów, mateczniku mariawitów – wyznania uosabiającego najcieplejsze elementy polskiego katolicyzmu, bez jego instytucjonalnych wad. Tu ludzie żyją według swojej własnej teologii, mającej w głębokim ekumenicznym lekceważeniu doktrynalne koncepty wyższych czynników hierarchicznych. Wyznanie zmienia się z katolicyzmu na mariawityzm lub odwrotnie, w zależności od tego, kto do jakiej rodziny wchodzi i do którego kościoła będzie mu potem bliżej. Zaś spory religijne kończy się postawieniem oponentowi flaszki taniego wina w obskurnym GS-owskim lokalu, czego byłem świadkiem w pobliskim Grębkowie. Zainteresowani panowie pewnie nigdy nie słyszeli słowa „ekumenizm”, ale praktykowali go instynktownie, czując, że kłótnia o religię jest po prostu głupia. Echo tolerancji religijnej z czasów pierwszej Rzeczypospolitej wciąż jeszcze tam pobrzmiewa.

Nie piszę tego po to, aby na głowy sympatycznych i gościnnych mieszkańców wspomnianych miejscowości ściągnąć gromady agroturystów. To tylko przykład – jeden z wielu – przekonujący, w jak niezwykłe rejony można trafić, jeżeli zechcemy zboczyć z głównych traktów. Wytropić takie miejsca jest całkiem łatwo: wystarczy zerknąć na mapę samochodową i jechać w okolice, gdzie oficjalnie nie ma dróg. Tam na pewno otworzy się przed nami jakiś magiczny portal.

Tekst: Konrad T. Lewandowski

Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów