Reportaże

Łemkowska Wełyja

Dwa tygodnie po katolickich świętach Bożego Narodzenia, kiedy większość Polski powoli zapomina o świątecznych uszkach i makowcach, w Małastowie, małym miasteczku w Beskidzie Niskim, rodzina Pyrzów szykuje się do kolacji wigilijnej – Wełyji. Są Łemkami i tak jak około 1300 mieszkańców tego regionu święta Narodzenia Pańskiego obchodzą w obrządku wschodnim.

Od samego rana po domu roznosi się zapach świątecznych potraw. Kisełyca, komperi, horoh z kapustą, fizola, żurok z uszkami, na koniec perohy ze sliwok i za kapusta z grybami. Do popicia – juha. Przygotowania nadzoruje babcia Helena. W malutkiej kuchni na piecu kaflowym bulgoczą potrawy. Kuchenka indukcyjna i robot kuchenny tego dnia kurzą się nieużywane. Pani Helena gotuje tak, jak nauczyła ją matka i babcia. — Śmieją się ze mnie, że babcia to zawsze tyle tego nagotuje. A ja pilnuję, żeby było tak jak dawniej. Mila, najstarsza wnuczka, obiecała, że przejmie moją rolę. Dlatego dziś wyznaczyłam ją, żeby podawała do stołu — informuje.

Na łemkowską Wigilię przyjeżdżam… dzień za wcześnie. To pokazuje, jak niewiele wiemy o sobie nawzajem, choć mieszkamy obok. Na szczęście rodzina Pyrzów przyjmuje mnie z otwartymi ramionami. Przygotowania do świąt w niektórych domach trwają już od kilku dni, jednak Pyrzowie ponad nienaganny porządek i perfekcyjnie podane potrawy przekładają czas spędzony razem. Przedświąteczne zamieszanie zaczyna się dopiero w wigilijny poranek.

Monety na szczęście

Wiele łemkowskich tradycji świątecznych związanych jest z pieniędzmi. Pieniądze leżą pod obrusem na wigilijnym stole, są schowane w pierogach, monetami myje się ręce przed kolacją. — To dlatego, że Łemkowie nigdy nie byli bogaci. Ziemia, na której mieszkamy, nie jest urodzajna, pieniędzy zawsze brakowało — tłumaczy babcia Helena. Tradycje dotyczące pieniędzy miały przyciągać do domu bogactwo. W przeszłości życie Łemków często zależało od uprawianej ziemi i hodowanego bydła. Zwierzęta darzyło się dużym szacunkiem. — Zanim rodzina zasiadła do stołu, ojciec szedł do stodoły i karmił zwierzęta święconym chlebem. W drodze powrotnej brał siano i słomę na stół. Wchodząc do domu pozdrawiał wszystkich domowników: na szczęście, na zdrowie, na ten nowy rok. Dopiero wtedy siadaliśmy do kolacji — wspomina dziadek Jan.

Dziś u Pyrzów nie ma już krów ani koni, ale pojawia się niezapowiedziany, świąteczny gość. W połowie dnia pod dom przychodzi mały, biały, zziębnięty i głodny piesek. Szybka narada rodzinna: „Dobrze, wpuśćmy go do przedsionka i nakarmimy. A potem zdecydujemy, co dalej. Nie może u nas zostać, przecież mamy już dwa psy”. Kilka godzin później już trzy pary psich oczu z perspektywy dywanu obserwuje świąteczne przygotowania. Wełyjka, bo tak dostała na imię suczka, poczuła, że znalazła nowy dom.

Zapada zmrok. Domownicy przebierają się w odświętne, tradycyjne stroje i ustawiają w kolejce przed łazienką. Przy umywalce z rąk do rąk przekazywana jest kupka monet – są one przechowywane w specjalnym miejscu i wyjmowane tylko na tę krótką chwilę. Po obmyciu dłoni pieniędzmi zasiadamy do stołu.

 

Przy stole orientuję się, że każdy ma obok talerza tylko jedną łyżkę. Je się nią wszystkie posiłki i nie można wypuścić jej z dłoni przez całą kolację. Nieważne, czy podajesz komuś talerz z gorącą zupą, sprzątasz ze stołu talerze czy nalewasz kompot – łyżka ma być cały czas w dłoni. Po skończonej wieczerzy zbiera się wszystkie razem, związuje słomą i zostawia na noc na stole. To zapewni jedność i zgodę w rodzinie. Kolację rozpoczyna dzielenie się odświętnym chlebkiem, pokrojonym w małe kawałeczki, i czosnkiem, którego każdy musi zjeść cały ząbek. Ma on moc oczyszczającą i zapewnia zdrowie na kolejny rok.

Po kolacji jest czas na prezenty, wróżby i rozmowy do późnej nocy. Niezamężne kobiety mogą wywróżyć swoją przyszłość, wyciągając źdźbło siana spod obrusa. Zielone z listkami to rychłe zamążpójście. Żółte – na ślub przyjdzie jeszcze poczekać. Szara i sucha słomka oznacza staropanieństwo. Tradycyjnie po kolacji cała rodzina udawała się na świąteczną mszę – Wełyję. Dziś często, ze względu na wygodę uczestników, msza przesuwana jest na poranek dnia następnego. Pyrzowie, tak jak wiele łemkowskich rodzin z okolicy, do późnego wieczora śpiewają kolędy i wspominają dawne czasy.

Tekst i zdjęcia: Agnieszka Zielonka

Cały reportaż w 28 numerze Krainy Bugu

Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów