Ludzie

Wszystkie zwierzęta pana Józefa

Józef Felczyński, lat 93, metrykalnie rocznik 1925, duchem co najmniej 20 lat mniej, a jak wsiada na rower, to ten odejmuje mu kolejne 20 lat. Tajemnicą jego dobrego zdrowia i samopoczucia jest pogodne usposobienie oraz dobre pożycie małżeńskie z żoną Krystyną, z którą przeżył 70 lat i w roku 2018 świętował kamienne gody. Ma liczną szczęśliwą rodzinę: 2 synów i 4 córki, 13 wnuków, 9 prawnuków i jednego praprawnuka, lecz wszyscy są rozproszeni po Polsce. Mieszkają i radzą sobie z żoną sami, ale na niedzielę zawsze ktoś do nich przyjeżdża w odwiedziny.Gospodarzowi trochę doskwiera słaby słuch, ale pamięć ma doskonałą – wszystko ze swojego życia pamięta w najdrobniejszym szczególe i może o nim opowiadać godzinami. A to jest bardzo ciekawa opowieść…

Żywot pana Józefa

Położoną na Lubelszczyźnie wieś Chutcze (gmina Sawin, powiat chełmski) otaczają malownicze łąki i jeziora, których uroda skradła serce naszego bohatera. Bo Józef Felczyński, urodzony w Rzeczycach (gmina Łowicz), zamieszkał w nadbużańskiej krainie dopiero po wojnie – przyjechał tu pomóc osiedlić się bratu i zakochał w Krystynie, z którą po dwóch miesiącach wziął ślub. Całe życie ciężko pracowali na roli i w gospodarstwie, dodatkowo zatrudniał się przy wydobyciu torfu i przy wyrębie drzewa. Swego czasu posiadał największe w Chutczach, 16-hektarowe gospodarstwo i farmę krów mlecznych. Dodatkowo zajmował się stolarstwem. Konstruował również wietrzniki do zboża, zwane młynkami lub bębenkami, na które był w okolicy duży popyt, oraz maselnice wirnikowe – ale żadna już się nie ostała. Dziś także od świtu do nocy jest bardzo zajęty. — Calutki dzień wypełniony po bożemu — przyznaje.

Z miłości do koni

W roku 2003 Józef Felczyński zbudował w swoim obejściu „skansen”. To kryta słomą wiata (zgodnie ze sztuką wymłóconą cepami), pod którą stoi długi stół. Ale ponieważ w skansenie muszą być zabytki, pan Józef wystawił to, co miał z przeszłości swojego gospodarstwa. Na ścianach pozawieszał: 100-letnie brony i sochę, nosidła do wody, lancet do sadzenia sosen w lesie, drewnianą szuflę do przesypywania zboża, kijankę do prania bielizny. Jest też lada, zwana dźwigarem, którą wykonał sam, służąca do ładowania drewna na wóz, są wiklinowe gospodarskie koszyki, wyplatane z nadbużańskiej wikliny. Znajdziemy tu także cepy, międlicę, stary motor i kolejną maszynę własnej konstrukcji – śrutownik z kamieniami od starych żaren, na którym miele jeszcze śrutę dla kur. W lecie zasiada w tym „skansenie” przy stole, biesiadując z rodziną i sąsiadami. Ale po wakacjach skansen przejmuje jego zwierzyniec. Wziął się on z tęsknoty gospodarza za pięknymi kasztankami, które towarzyszyły mu w ciężkiej pracy na roli. Kiedy nie dał już rady pracować, sprzedał swoje konie. Pewnego dnia wpadł na pomysł, że je wyrzeźbi jako namiastkę tych prawdziwych…

Cały materiał przeczytasz w najnowszym wydaniu Krainy Bugu, gdzie powyższy tekst wzbogacony jest o fotorelację.

Tekst: Małgorzata Jaszczołt, zdjęcia: Piotr Tołwiński.

Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów