Kultura ludowa zanika wraz z odchodzeniem pokolenia, które ją zna i krzewi. Na szczęście Podlasie ma Oliwię Spychel, niezwykle mądrą i zdolną piętnastolatkę, związaną emocjonalnie z miejscem, w którym żyje, identyfikującą się z jego tradycją. Dziewczynę, która poprzez grę na skrzypcach skocznych melodii porusza niejedno serce i niejedną nogę – wszak trudno ich słuchać bez pląsania, choćby w miejscu.
Był rok 2013, kiedy ośmioletnia wówczas Oliwia poszła do miejscowego GOK-u na zajęcia plastyczne. Kiedy z nich wróciła, oznajmiła mamie, że grała na skrzypcach, czemu ta nie dowierzała. Sytuacja powtórzyła się tydzień później, tyle że wtedy dziewczynka wróciła do domu z jasną deklaracją: „Chcę grać na skrzypcach”. Mama zaczęła drążyć temat. Okazało się, że jej córka, przechodząc obok sali, w której odbywały się zajęcia z gry na skrzypcach, została zapytana przez ich organizatora – Zdzisława Marczuka – czy lubi śpiewać. Odpowiedziała, że tak, została więc poproszona o zaprezentowanie swoich umiejętności. Zrobiła to, ale pod wpływem emocji z jej oczu popłynęły łzy. Wtedy pan Marczuk, chcąc ją rozweselić, dał jej do ręki skrzypce i pokazał, jak się je trzyma i pociąga smykiem po strunach. Miłość, jaką w tym momencie Oliwia obdarzyła ten instrument, można nazwać tą od pierwszego wejrzenia. Mimo że została pochwalona za występ wokalny, nie miało to znaczenia – od tej pory liczyły się już tylko skrzypce.
— Na początku uczyłam się prostych utworów, takich jak Kurki trzy czy Sto lat. Potem, kiedy pojęłam zasady smyczkowania, zaczęłam grać utwory ludowe – polki i oberki. Bardzo mi się one podobały w wykonaniu pana Marczuka. Gdy ich słuchałam, moje nogi same rwały się do tańca. Chciałam być tak dobra jak on — mówi Oliwia. Szło jej na tyle dobrze, że nawet rodzice dziewczynki, początkowo uznający nową pasję córki za chwilową fanaberię, dostrzegli w niej talent i zaczęli ją wspierać. Kiedy okazało się, że cotygodniowe zajęcia w ośrodku kultury to za mało, bez namysłu zaczęli wozić córkę na prywatne lekcje do jej Mistrza, który ani przez chwilę nie wątpił, że odkrył prawdziwy diament, i wystarczy go odpowiednio oszlifować, żeby stał się brylantem.
Pierwszy publiczny występ Oliwii odbył się zaledwie cztery miesiące od pamiętnego dnia, kiedy po raz pierwszy trzymała w rękach skrzypce. Zagrała kolędę Gdy śliczna panna na spotkaniu opłatkowym w miejscowym GOK-u. Stres był duży, ale wszystko wypadło tak, jak powinno. Kolejne występy – a było ich sporo – oswajały naszą bohaterkę ze sceną. Kiedy pytam o ten dotychczas najważniejszy, bez namysłu odpowiada, że był to występ w Filharmonii Szczecińskiej: — Otrzymałam tam Wyróżnienie Specjalne w IV Turnieju Muzyków Prawdziwych. To było dla mnie wielkie przeżycie, nigdy nie myślałam, że wystąpię w takim miejscu.
Dodać należy, że tych sukcesów było naprawdę sporo, chociażby II nagroda na Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym, nagranie własnej płyty z kolędami czy zagranie melodii filmowej. Wszystkiego nie sposób tu wymienić.
Mistrz Marczuk jest bardzo dumy ze swojej podopiecznej. Przy każdej okazji podkreśla, że jest zdeterminowana i sumienna. Dziewczynka ćwiczy standardowo codziennie przez półtorej godziny. Czas ten się zwiększa, kiedy przygotowuje się do występu czy udziału w konkursie. Robi to bardzo chętnie, bez narzekania i wymówek, że jest zmęczona, potrafi tak zorganizować dzień, że jest w nim czas i na odrabianie lekcji, i grę na skrzypcach. Aby ją szlifować, zapisała się do szkoły muzycznej. Dzięki tej przygodzie poznaje nuty, bo przecież muzykę ludową, która stała się jej domeną, gra się ze słuchu. To kolejny dowód na niezwykłą muzykalność nastolatki z Leśnej Podlaskiej, która doszła do prezentowanego dziś poziomu grając to, co usłyszała, a nie przeczytała.
— Człowiek bez kultury ludowej jest jak drzewo bez korzeni. Tradycja ma w sobie coś wartościowego, co szkoda byłoby stracić. Swoiste i niepowtarzalne piękno, o które warto dbać. Dlatego staram się jak najwięcej uczyć od swojego Mistrza, a potem przekazywać to młodym ludziom i zachęcać ich do kultywowania tradycji — mówi Oliwia.
I to nie są słowa rzucone na wiatr. Zeszłoroczną nagrodę – stypendium otrzymane od Marszałka Województwa Lubelskiego – skrzypaczka przeznaczyła na warsztaty dla dzieci, podczas których opowiadała o muzyce, inni zaś mówili o korowajach i ozdobach wielkanocnych, które dawniej robiono na Podlasiu. Trudno nie podziwiać Oliwii za takie gesty. Tegoroczne stypendium przeznaczy na własny rozwój, z którego w konsekwencji czerpać będziemy my wszyscy. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
Tekst: Justyna Franczuk, zdjęcia Piotr Tołwiński
Cały artykuł w 26 numerze Krainy Bugu