Ludzie z klimatem

Arkadiusz Andrejkow. Cichy memoriał, czyli historia ze stodoły

Drewniane stodoły to nieodzowny element krajobrazu polskich wsi. Przez lata były świadkami wielu wydarzeń, niektóre same tworzyły historię, inne ugięły się pod naporem czasu. Nowe tchnienie zyskały dzięki Arkadiuszowi Andrejkowowi i jego autorskiemu projektowi „Cichy Memoriał”. Artysta uczynił z nich galerie sztuki. Eksponowane w nich dzieła opowiadają historię danej wsi i żyjących w niej przed laty ludzi.

„Cichy Memoriał” to rezultat spotkania dwóch impulsów. Pierwszy z nich pojawił się, kiedy studenta Arkadiusza Andrejkowa zafascynowały stare rodzinne fotografie. To one były zresztą tematem jego dyplomu z malarstwa. Drugim impulsem była pewnego rodzaju transformacja artystyczna, która dotknęła naszego bohatera. — Kilkanaście lat temu byłem typowym graficiarzem, malowałem nocami formy abstrakcyjne, często kompletnie nieczytelne i niezrozumiałe dla odbiorców. Z czasem zacząłem wędrówki po Podkarpaciu. Urzekła mnie jego przyroda, która automatycznie zaczęła przeplatać się w mojej twórczości.

Przestały mnie interesować „zwyczajne” ściany, typowe garaże, zacząłem szukać zakamarków – pustostanów, wystającego betonu, filarów pod mostami, miejsc brudnych, ze zniszczonym podłożem, ścian „z charakterem”, gdzie czas odcisnął swoje piętno, gdzie są przebarwienia, plamy, zacieki, gdzie zakradał się mech. Z czasem zacząłem wykorzystywać je jako podobrazia do swoich portretów — opowiada artysta.

Impulsy te spotkały się w 2017 r. podczas podróży po podsanockich i bieszczadzkich wioskach. To tam Arkadiusza Andrejkowa „pozdrawiały” pojawiające się na horyzoncie ściany szczytowe stodół. — Pomyślałem, że można by z nich zrobić wiejską plenerową galerię z portretami starszych osób, które można by oglądać z drogi, bez potrzeby wysiadania z samochodu. Nie byliby to jednak przypadkowi ludzie, byłyby to twarze osób, które żyły w danych miejscowościach — wspomina. Zbiegło się to w czasie z możliwością aplikowania o stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, co też nasz bohater uczynił. Dofinansowanie otrzymał i tym sposobem przez sześć miesięcy tworzył w okolicach Sanoka i w Bieszczadach portrety składające się na „Cichy Memoriał”.

Stare budynki pozwalała „ożywiać” współczesna technologia. To dzięki ogłoszeniom na facebookowym profilu udawało się znajdować chętnych, którzy oddawali swoje stodoły w ręce Andrejkowa. Ten po otrzymaniu zdjęć oceniał ich stan, po czym właściciele zakwalifikowanych obiektów przysyłali rodzinne fotografie, które chcieli na nich uwiecznić. Artysta robił wstępny projekt obrazu, wysyłał do akceptacji rodziny – i machina ruszała. — Przed malowaniem nie widziałem tych obiektów na żywo. To, co zastawałem po przyjeździe, zaskakiwało mnie mniej lub bardziej, ale byłem na to przygotowany, żadne zdjęcie nie odda wszak rzeczywistości. Stara deska jest ogólnie trudnym podłożem do malowania. Przywykłem, że czasami na początku jest trochę pod górkę — podkreśla malarz.

Pomysł chwycił tak bardzo, że nie skończył się wraz z wygaśnięciem stypendium. W 2018 r. sanocki artysta pomalował kilka stodół, jak sam mówi, spontanicznie. Rok później podczas majowego weekendu udekorował budynek swojej znajomej. Wtedy zapłon zaskoczył po raz kolejny: — Raz jeszcze poczułem emocje, które towarzyszyły mi w 2017 roku. Przypomniałem sobie, jak znakomitym do malowania podłożem jest stare drewno. Zrobiłem 30 kolejnych prac, znów na Podkarpaciu. Rok 2019 i początek 2020 potwierdziły znaczenie tego projektu — mówi Arkadiusz Andrejkow. W tym czasie artysta zawitał również na Podlasie. Charakterystyczne stodoły zdobione jego ręką można zobaczyć: w Dubnie, Knorydach, Włodawie, Hajnówce i Sitawce. Do tej ostatniej powróci zresztą niebawem, bo tamtejsze członkinie Koła Gospodyń Wiejskich, zachwycone malowidłem na pierwszej stodole, zadecydowały o powstaniu kolejnych prac i pokazaniu w ten sposób historii swojej podbiałostockiej wsi.

Przyjazd Arkadiusza Andrejkowa jest zazwyczaj dużym wydarzeniem dla gospodarzy. Są lekko zdenerwowani, ale niezwykle pomocni. Zresztą artysta angażuje ich w tworzenie swojego dzieła. Prosi, aby na jego przyjazd podłoże do malowania było zagruntowane, co znacznie ułatwia pracę, oraz przygotowane było zaplecze techniczne w postaci rusztowania. Nigdy nie ma z tym problemu, dzięki czemu praca idzie „gładko”, i w ciągu 6–8 godzin dzieło jest gotowe. Przez ten czas miejscowi podpatrują cały proces, często „bawią się” w rozpoznawanie malowanych postaci, wspominają je, zgadują, w którym roku powstała odtwarzana fotografia. Historia lokalna jest dla nich bardzo ważna i cieszą się, że ktoś ją upamiętnia. Ważna jest także dla samego artysty, który zawsze dopytuje o malowane osoby, a nawet prosi o spisanie opowieści o nich i ich przesłanie. Bo każde dzieło ma trzy składowe: stodołę, fotografię i historię malowanych postaci. Dopiero wtedy jest kompletne.

Tekst: Justyna Franczuk, zdjęcia: archiwum Arkadiusza Andrejkowa

Cały artykuł w 27 numerze “Krainy Bugu”

  

Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów