Birdwatching

Ortografia w ornitologii, czyli rzecz o latających jeżach

Przez telefon nie słychć, czy jeżyk jest przez „ż” czy „rz”. O następstwach ortograficznej pomyłki pisze w swojej nowej książce „Moi pacjenci”. 

Są ptaki, których prawie nie znamy, a jedynie rozpowszechniamy o nich ludowe przesądy. Jednym z nich jest jerzyk, z pozoru podobny do jaskółki, ale bliżej spokrewniony z kolibrami niż z naszymi jaskółkami oknówkami, dymówkami i brzegówkami.

Do przesądów należy przekonanie, że gdy jerzyk spadnie na ziemię, nie może z niej poderwać się do lotu. Ta ludowa prawda dotyczy jednak tylko jerzyków młodych lub bardzo osłabionych. Zdrowy i silny dorosły osobnik potrafi zerwać się do lotu z trawnika lub płaskiej powierzchni chodnika. Jeszcze lepiej mu pójdzie, gdy uda mu się wspiąć na kamień lub mur. Młode, przedwcześnie opuszczające gniazda, zwłaszcza z powodu upałów, tego nie potrafią. Gdy się je jednak podrzuci w powietrze (najlepiej nad trawnikiem, by złagodzić ewentualny upadek), wiele z nich łapie wiatr w skrzydła i odlatuje. Zwykle, gdy ktoś telefonuje do Ptasiego Azylu i prosi o pomoc dla młodej, w dodatku całej czarnej „jaskółki”, zachęcamy, by podrzucił ją
w powietrze, żeby sprawdzić, czy lata. Jeśli nie lata, prosimy, by dostarczył ją do nas, i informujemy, jak to zrobić.
I właśnie z tą informacją wiąże się pewne groteskowe zdarzenie, które opowiadamy ku przestrodze wszystkim naszym wolontariuszom.

W sezonie lęgowym odbieramy mnóstwo telefonów, czasem nawet ponad 40 dziennie (stawiałem kiedyś kreski po każdym, by je zliczyć). Stąd konieczny pośpiech i naciskanie rozmówcy, by jak najszybciej przeszedł do sedna sprawy. Dyżur przy telefonie przekonuje, jak wiele osób nie umie przekazać konkretnej informacji. Zwykle najpierw jest barokowy wstęp, zaczynający się od nazwiska i informacji, od kogo dana osoba dostała do nas numer. Niekiedy pada dodatkowe sformułowanie typu: „Nazywam się XY, ale to i tak panu nic nie powie, a numer telefonu dostałam od mojej sąsiadki, pani WZ, która usłyszała o Azylu w radiu, a może w telewizji. Chyba raczej w radiu, bo ona jest taką fanką audycji radiowych. Czasem nawet mam do niej pretensje, że słucha radia zbyt głośno. Takie mamy cienkie ściany w tych blokach. Nie wiem, czy mieszka pan w bloku, bo ja tak. I bardzo ubolewam. Ale pani WZ pan nie może znać, bo ona pana osobiście nie zna”. Później są opowiadania o licznych koneksjach ze światem ptaków, następnie szczegółowy opis znalezionego ptaka ze wskazaniem na mądre oczka oraz brak uszu i wnikliwe dywagacje na temat subtelności barw upierzenia. Gdy chcę podać adres Azylu, następuje poszukiwanie długopisu i kartki. Na koniec jeszcze wątpliwość: „Czy wy nie dajecie takich ptaszków wężom?”. Nic więc dziwnego, że dyżurujący przy telefonie szybko nabiera wprawy w lekkim naciskaniu na przechodzenie do sedna sprawy.

Ten pośpiech zaowocował kiedyś anegdotycznym nieporozumieniem. Otóż pewnego razu pani spod Warszawy zadzwoniła do zoo po poradę i po przedstawieniu sprawy została przez sekretariat połączona z Azylem. Już na wstępie powiedziała, że ma małego jeżyka. Znalazła go w ogrodzie. Poprosiłem więc, by sprawdziła, czy lata. – Jak to lata? – Normalnie, proszę go podrzucić i sprawdzić, czy poleci. – Jak to poleci, przecież to mały jeż!

Przez telefon nie było słychać, czy ten jeżyk był przez „ż” czy „rz”. Skoro odebrałem telefon w Azylu dla ptaków, skąd mogłem wiedzieć, że ten jeżyk był przez „ż”? Ortografia może więc być przyczyną poważnych nieporozumień, ale na szczęście nie doszło do nauki latania małego jeża. A może szkoda?

Tekst: Andrzej G. Kruszewicz

Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów