Do malowniczego siedliska w Jackowie Dolnym, położonego nad samym Bugiem, przyjeżdżają goście z całej Polski, by w otulonej ciszą dzikiej krainie odpocząć od wielkomiejskiego zgiełku. Nie brakuje wśród nich artystów malarzy, którzy znajdują tu żywe źródło natchnienia. Dom nad Wierzbami to miejsce, do którego chce się wracać.
Bug podszedł pod mój dom — mówi Barbara Polak, która dwadzieścia lat temu, zauroczona mazowiecką skarpą porośniętą wierzbami, porzuciła stolicę i wraz z mężem przeniosła się na stałe na wieś pod Wyszkowem. — Jeśli wierzyć w szczęśliwe przypadki, to na pewno był to jeden z nich — przekonuje właścicielka siedliska w Jackowie Dolnym, w gminie Somianka. — Pewnego dnia koleżanka, która miała tutaj rodzinę, zaprosiła mnie na weekend. Przedtem nigdy nie planowałam wyprowadzki z Warszawy, wręcz przeciwnie, byłam zatwardziałym mieszczuchem, który wpada na wieś tylko na chwilę, ale zaraz tęskni za metropolią. U mnie ta chwila trwa już dwie dekady… — uśmiecha się.
— Pierwsze wrażenie było piorunujące. Znałam Bug jedynie z okolic Uhruska pod Włodawą, a to, co zobaczyłam tutaj, odebrało mi mowę. Rzeka w tym miejscu jest równie piękna i tajemnicza, jak gdzie indziej, ale dodatkowo obdarzyła nas śródrzecznymi wyspami i rozlewiskami, które o każdej porze roku wyglądają bajkowo. Kiedy budzę się rano i wyglądam przez okno, Bug się do mnie uśmiecha. Czego więcej potrzeba do szczęścia? — pyta retorycznie.
Luneta dzieciństwa
W miejscu, gdzie dziś stoi ponad stuletni dom z grubych bali, była niegdyś naturalna łąka, której zielone ramiona obejmowały położone niżej lustro wody.
— Szukaliśmy dużego domu do przeniesienia, by mój mąż – artysta malarz – mógł stworzyć tu wymarzony Dom Pracy Twórczej. Po kilku miesiącach znaleźliśmy idealny na nasze potrzeby w nieodległym Wysokiem Mazowieckiem. Po przetransportowaniu go na nadbużańską działkę, w 2003 roku rozpoczęliśmy gruntowny remont. Wszystkie materiały budowlane pochodziły z Podlasia, podobnie jak nasza ekipa remontowa – cieśle i zduni przyjeżdżali do Jackowa aż z Tykocina. Zakochaliśmy się w tych Podlasiakach! Byli bardzo solidni, ale też otwarci i pełni pogody ducha. Z takimi ludźmi chciało się pracować. Po pięciu miesiącach mogliśmy się już wprowadzić z całą naszą menażerią w postaci czterech kotów i dwóch psów — wspomina pani Barbara.
Cały materiał przeczytasz w najnowszym wydaniu Krainy Bugu.
Tekst: Monika Mikołajczuk, fotografia: Krzysztof Szuba. Pozostałe zdjęcia w artykule: Bartek Kosiński, Sylwia Garucka-Tarkowska