Siedlisko

Dom otwarty na ludzi

Używam pamięci – nawet tej Pokoleń

i już wcale nie wiem gdzie jest ziemia

Nasza

a gdzie ta gościnna (…)

kiedyśmy tu przyszli

pod to niebo jasne (…).

Irena Groblewska
„Paryż – Moskwa. Poemat pośpieszny”

Ponadstuletni dom z bali, większy od niejednego drewnianego kościółka, przeniesiony z centrum miasta do wiejskiego krajobrazu Emilianówki koło Siedlec, jeszcze w trakcie renowacji staje się na naszych oczach Domem Otwartym – ważnym punktem kulturalnym regionu, który do dzisiaj zachował styl życia zaścianka szlacheckiego.

Chciałam znaleźć miejsce, gdzie ludzie żyją w tych samych siedliskach od pokoleń, bo nie doświadczyłam tego we własnej rodzinie, naznaczonej tułaczym losem — mówi Irena Groblewska-Andrzejewska, prezes zarządu Fundacji Dom Otwarty, o powodach przeprowadzki z Warszawy do małej wsi w gminie Domanice, na granicy województw mazowieckiego i lubelskiego. Choć urodziła się na Ziemiach Odzyskanych, źle się tam czuła. Wiatr historii rzucił tam po wojnie ziemiańską familię Groblewskich, wyrwaną najpierw ze Lwowa oraz Szymbarka na Podkarpaciu i zesłaną na Syberię, pozbawioną przez to swoich rzeczy, domów, lasów i pól. A przede wszystkim ciągłości historycznej. Tej szukała jako studentka w Warszawie, idąc tropem przodków ze strony matki, którzy zamieszkali na północ od stolicy, utraciwszy w rewolucji bolszewickiej swoich bliskich i miejsca rozpięte między Odessą a Petersburgiem. Jednak okolice Przasnysza były za daleko, aby się tam osiedlić, wychowując dzieci i pracując jako filmowiec, a także pierwszy w historii naszego kraju rzecznik prasowy instytucji kulturalnych oraz kinematografii.

— Szukałam więc tutaj tropu innej gałęzi mojej rodziny, Siedleckich, i wymyśliłam to miejsce. Pomogło mi to, że realizowałam film dokumentalny o szlachcie zaściankowej w sąsiedniej gminie Trzebieszów. I kiedy poznałam tych ludzi, bardzo mnie zainspirowali. Zobaczyłam, że jest taka Polska, gdzie ludzie po trzysta lat mieszkają w jednym miejscu, mają swoją tradycję, groby przodków na cmentarzu. Postanowiłam, że kiedyś tutaj osiądę.

Długo marzyłam o swoim miejscu na ziemi, ale wiedziałam, że będzie to powiat siedlecki i na pewno miejsce związane ze szlachtą zaściankową i polskim chłopstwem, dumnym ze swoich korzeni. Tutaj to jest charakterystyczne.

Wyścig z czasem

Najpierw był wiejski dom kupiony od pani Stasi, w którym zamieszkali z mężem Andrzejem Andrzejewskim oraz dotychczasową właścicielką. Dożywała tam swoich dni, patrząc na dobrze zagospodarowane pole, obsiewane co roku tak, jak jej to obiecali.

Przez te same okna można dziś zobaczyć naprzeciwko, po drugiej stronie szosy, rozłożystą bryłę Domu Otwartego, o powierzchni ponad 500 metrów kwadratowych i kubaturze przekraczającej 2200 metrów sześciennych. Ten miejski budynek czynszowy z okresu wczesnej secesji, złożony z czterech mieszkań z osobnymi gankami, zadziwiająco dobrze wpisał się w krajobraz rolniczej Emilianówki. Stanął na skraju pól uprawnych, w bezpośrednim sąsiedztwie rezerwatów przyrody Topór i Jata oraz Lasów Łukowskich.

Ocalony w ostatniej chwili przed porąbaniem na opał, otrzymał certyfikat Cenny Zabytek Mazowsza i jest w połowie drogi do swego przeznaczenia jako przystań kultury według autorskiej koncepcji.

— Zajmuję się ratowaniem tego domu od 2007 roku — wspomina pani Irena. — Pracowałam w Stowarzyszeniu Wspólnota Nadbużańska, kiedy pewnego razu prezes przyszedł z wiadomością, że dostaliśmy zabytek, który stoi w Siedlcach przy ulicy Sienkiewicza, lecz musi zostać stamtąd przeniesiony, rysował go profesor Wiktor Zin w swoim programie Piórkiem i węglem; to dom z 1890 roku budowany do 1902, jeden z nielicznych przykładów miejskiej architektury drewnianej z tego okresu, jakie udało się jeszcze zachować, ale nie mamy gdzie go postawić. Spontanicznie zaproponowałam, że dam kawałek swojej ziemi Stowarzyszeniu. A kiedy po relokacji budynku zmieniło profil działalności, porwaliśmy się z mężem na szalony pomysł, że sami damy radę dokończyć to przedsięwzięcie. Założyliśmy Fundację Dom Otwarty, działka wróciła do nas, i rozpoczął się wyścig z czasem.

Tekst: Ewa Bagłaj
Zdjęcia: Bartek Kosiński

Cały reportaż w 29 numerze.

Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów