Wywiady

Z domu jestem Wyspiańska

— Należał do samotników. Na drzwiach pracowni umieścił tabliczkę z napisem: „Tu mieszka Stanisław Wyspiański i prosi, aby mu nie przeszkadzać”. Mój dziadek miał trudny charakter, był niepokorny, ale był dobrym człowiekiem — mówi Dorota Zapędowska-Wyspiańska, córka Śpiącego Stasia, wnuczka poety.

Zabierze mnie pani w podróż? Za każdym razem, gdy rozmawiamy, nie mogę uwierzyć, że siedzi przede mną córka Śpiącego Stasia.

Jak najbardziej. Ile pamiętam, opowiem. Pozwoli pan, że te okruchy pamięci nie zawsze będą pokrywać się z badaniami historyków, którzy często roszczą sobie prawo do nieomylności. Myślę, że są dwie historie Stanisława Wyspiańskiego. Jedna wyczytana ze wspomnień, listów, dokumentów. Zbadana. Ktoś wiele godzin spędził w bibliotekach i archiwach.

A druga historia „Najjaśniejszej gwiazdy Młodej Polski”?

To historia, która żyje w moich wspomnieniach. W tym, co mówił mój ojciec, czyli Śpiący Staś. W tym, kogo i co widziałam, co czytałam. Kiedyś opowiadał mi pan o Józefie Czechowiczu, który stał w Lublinie nad rozkopanymi fundamentami fary św. Michała i napisał, że kto przyjdzie w to miejsce, może sobie z tych resztek świątyni wyprowadzić i zobaczyć niewidzialny kościół. Więc ja sobie wyprowadzam mój portret dziadka.

Niewidzialny Wyspiański? Pięknie. Wsiadamy zatem do dyliżansu wspomnień. Jesteśmy w Krakowie, przez most przechodzi pani dziadek, Stanisław Wyspiański…

I widzi dziewczynę w odmiennym stanie, która najwyraźniej chce rzucić się w otchłań rzeki. Tak opowiadał mi ojciec. Być może powtarzał tu opinię etnografa Tadeusza Seweryna, który miał znać Teofilę. Zapisał, że „Pytkówna wcześnie wyjechała do miasta na służbę. Przeżywała w Krakowie jakąś tragedię, bo myślała o samobójstwie. Na moście wiślanym, gdy rzucać się miała do wody, przytrzymał ją młody człowiek. Wtedy po raz pierwszy ujrzała swego przyszłego męża”.

Spotkałem się z wersją, że Teofila była pomocnikiem murarskim, gdy pani dziadek pracował u krakowskich franciszkanów, i tam się spotkali. Wspominam ten fakt, ponieważ w liście do Lucjana Rydla z 16 listopada 1894 r. dziadek zapisał: „Dwie główne kompozycje do Franciszkanów wymienię, a te są: ogród zupełnej szczęśliwości, gdzie jest tak lubo, tak miło, tak spokojnie, jak nigdy na ziemi być nie może i nie było…, las zwątpienia, walki, trudów, przeciwieństw, przeszkód, gdzie pobyt jest straszny, przerażający”. Może ten ogród szczęśliwości zasiała w nim miłość do Teofili?

Bardzo ciekawe słowa i znamienne. Co do miłości – jest pewna. Była to bardzo trudna miłość. Jak wszystko w jego życiu. Postanowił przygarnąć dziewczynę w ciąży.

To Teofila, pani babka?

Tak, Teodora Teofila Pytko, chłopka z Konar pod Tarnowem, z którą mój dziadek weźmie ślub w 1900 roku.

To mezalians?

I to jaki! Kiedy Wyspiański odwiedzie dziewczynę od samobójstwa, mieszka u wujostwa. Ci za wszelką cenę będą próbowali mu wybić z głowy pomysł związania się z Teofilą, która wkrótce urodzi nieślubne dziecko. Dziadek był twardy, powiedział, że nie, i koniec. Wyprowadził się, wynajął pokój na placu Mariackim i tam zamieszkał z wybranką.

Co było dalej?

Na świat przychodzi Teodor, którego Wyspiański usynowi, gdy Teofila urodzi mu Helenkę i Mietka. Biorą ślub w kościele św. Floriana. Jak ­bywałam w Krakowie i wędrowałam ­śladami dziadka, zawsze modliłam się za ­niego właśnie tam. Warto pamiętać, że tu ­wikariuszem był Karol Wojtyła.

We wspomnieniach z tego ślubu czytamy, że jego twarz promieniowała nieziemskim uniesieniem. Relacje ludzi, którzy bywali u Wyspiańskich, głoszą, że jego dusza pełnym płomieniem rozbłysła, że były w nim pogoda – jasność – ciepło. Po ślubie rodzi się Staś?

Czyli mój ojciec, sportretowany na obrazie Śpiący Staś. Rodzi się z miłości. Najmłodszy syn dziadka, ukochany i szczególnie ulubiony, czyli mój ojciec, urodził się 2 grudnia 1901 roku. Warszawskie Muzeum Narodowe przechowuje jego portret. Z tej miłości powstały wzruszające portrety żony z synkiem. W 1905 roku dziadek maluje słynne Macierzyństwo.

Ileż tam czułości… Ale dalej nie było tak różowo, wszak Wyspiański cały czas żył w biedzie?

Za życia Wyspiański przekaże swoje obrazy w ręce przyjaciela Adama Chmiela, który obiecuje się nimi zająć, a dochód ze sprzedaży przekazać na zabezpieczenie dzieci. Nie robi tego. Według mojej wiedzy sprzedaje obrazy – dzieci z tego nic nie będą miały. Ale może się mylę.

Czyli pani ojciec jest jedynym ślubnym dzieckiem Wyspiańskiego?

Dokładnie tak, choć wszystkie bardzo kochał. Przed śmiercią Wyspiański, chcąc zabezpieczyć żonę, kupuje majątek w Węgrzcach, gdzie się przeprowadzają. Dla dziadka nie był to raj, ale czego się nie robi dla ukochanej żony i dzieci? Dziadek jest już ciężko chory, nie wychodzi z łóżka, ma paraliż prawej ręki, którą medycy zabezpieczają mu deszczułką i owijają bandażem, by mógł tą ręką cokolwiek pisać i malować. Bo potrzeba twórczości w jego sercu i duszy była ogromna. Umiera w cierpieniu. Babka oddaje 65 jego prac w depozyt do Muzeum Narodowego w Krakowie.

Tak opisał to Władysław Reymont: „Leżał w łóżku, obłożony korektami i książkami. Byłem ze Staffem, przyjął nas serdecznie, po przyjacielsku. Usiadł z trudem, wyglądał strasznie, (…) miał twarz zapadłą, poczerniałą i wyschłą, prawą rękę w bandażach, a lewą władał tylko częściowo, głos obcy, niewyraźny, a tylko oczy były jeszcze dawne, oczy jasnoniebieskie, władcze i mądre, oczy pełne błyskawic i woli nieugiętej, hetmanie oczy walki. (…) Ale ożywił się, zaczął mówić i rozbłysnął wszystką wolą swoją. (…) Zapomnieliśmy o jego chorobie, o nędzy jego ciała, o śmierci i o wszystkim; porwał nas swoją żądzą czynu i poniósł w bezkresy marzenia (…). Ileż tej nędzy?”.

Znam relację. Ale ja zapamiętam dziadka inaczej: „Był też Stanisław Wyspiański śmiertelnie przystojny”. Miał też osobliwe poczucie humoru.

Na przykład?

Na przykład w Weselu napisze: „Ptok ptokowi nie jednaki/człek człekowi nie dorówna./Dusa dusy zajrzy w oczy,/nie polezie orzeł w gówna”.

Niedługo po śmierci babka zwiąże się z…

Z parobkiem Wincentym Waśko. Pamiętam, jak mama z tatą odwiedzili Teofilę (która zresztą przeżyła męża o 50 lat) w Węgrzcach. Chcieli usłyszeć, jak ona tam sobie radzi. Już była po kolejnym ślubie, ale bardzo płakała. Pokazywała pamiątki po Stanisławie Wyspiańskim, schowane w malowanej skrzyni. A temu wszystkiemu przysłuchiwał się nowy mąż. Powiedziała rodzicom, że była traktowana przez Stanisława Wyspiańskiego jak pani, jak królowa. I że takiego męża nigdy nie będzie miała.

Co na to nowy mąż?

Stał i robił: pss, pss. Tak psykał lekceważąco. A Teofila, która w słowach nie przebierała, powiedziała: „Nie psykoj, nie psykoj, bo twojego psykosa mam kole srosa”.

Jaki był dziadek?

Choć osobiście go nie znałam, to w rodzinie zachowały się opowieści o dziad­ku. W czasach młodości wyprawiał z kolegami niezłe figle. Kiedy mieszkał z ojcem w Domu Długosza wraz z trzema kolegami (Józefem Mehofferem, Stanisławem Estreicherem i Henrykiem Opieńskim), weszli na wieżę katedry i jakimś cudem rozkołysali dzwon Zygmunta, co wywołało poruszenie wśród mieszkańców. Chłopców złapano, stanęli przed biskupem Dunajewskim, który szybko domyślił się, że dziadek jest głównym prowodyrem. Spytał dziadka, czemu zadzwonili. Na to dziadek miał odpowiedzieć: „Chciałem, żeby zadzwonił dla nas”, a biskup na to: „A czy wy wiecie, że na to trzeba być wybitnym mężem?”. A swoją drogą – dzwon zadzwonił mu podczas uroczystego pogrzebu.

Był zdolnym uczniem?

Zdolnym, ale dość leniwym. W szkole powszechnej uczył się tak sobie. Ocenę wzorową miał tylko z zajęć fizycznych, w szóstej klasie miał dwóję z polskiego. Jak narozrabiał, często zasłaniał się autorytetem ciotki. Złośliwi koledzy nadali mu przezwisko „Ciocia”. Zresztą kiedyś wykręcił ciotce niezły numer. Kiedy poszła do kościoła, zaprosił kolegów z klasy do domu i wyciągnął z kredensu wszystkie słoiki z konfiturami – zjedli wszystko. A wracając do nauki: w Szkole Sztuk Pięknych dziadek był już jednym z najpilniejszych uczniów.

Był inteligentny i dowcipny?

Tak, oraz ironicznie złośliwy. Zachowała się anegdota o żonie warszawskiego bankiera, która zechciała mieć portret zrobiony przez dziadka. Doszło do spotkania, dziadek długo przyglądał się kobiecie i z lekka bezczelnie wypalił: „Przyjrzałem się pani dokładnie i nie widzę powodu, by pani musiała mieć swój ­portret”.

Tekst Waldemar Sulisz î zdjęcia Małgorzata Sulisz

Cały wywiad w 31 numerze Krainy Bugu

Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów