Reportaże

Pszczelarze

,,Przyszły pszczoły z kadzidłem i mirrą, i złotem…"

tekst: Monika Mikołajczuk zdjęcia: Kamil Oleksiuk

Kiedy pszczoły znikną z powierzchni ziemi, pięć lat po nich zginie człowiek. By te złowieszcze prognozy naukowców nie sprawdziły się, nadbużańscy pszczelarze doglądają swoich pasiek jak własnych dzieci. — Każda pszczoła jest dla nas cenna, bo dzięki nim żyjemy. Musimy zrobić, co w naszej mocy, by je ocalić — mówią zgodnie i powiększają swoje szeregi.

„Kto ma pszczoły, ten ma świat wesoły”.
(przysłowie polskie)

Piotr Kunicki ze Skrzeszewa nad Bugiem cieszy się na tegoroczne miodobranie. — Zapowiada się niezły sezon — mówi, zadzierając głowę w błękitne niebo, które tego ranka otworzyło się bezchmurnie nad jego pasieką. — Jak taka pogoda utrzyma się dłużej, mogę być spokojny o nasze zbiory — dodaje z uśmiechem. Skoro świt objechał swoje pasieki po obu stronach Bugu. Jego samochód, pełen ramek nabrzmiałych od miodu, wtoczył się leniwie na podwórko w środku wsi. W radiowej jedynce zapowiadają właśnie „Lato z radiem”. — Pół tony miodu z tego będzie — mówi pan Piotr, unosząc do słońca szczelnie zasklepione woskiem plastry. — Nasze pszczoły wyprodukowały go z kwiatów facelii, którą obsiałem pole nad rzeką, oraz mniszka i chabrów — wyjaśnia. — Noce tej wiosny były bardzo zimne, więc miód akacjowy w tym sezonie jest prawie nie do zdobycia, ale u nas trochę się znajdzie — pszczelarz nie kryje radości. — Liczę też na miód wrzosowy, bardzo pożądany przez konsumentów, bo w ubiegłym roku z powodu suszy nie było go prawie wcale. Niestety, nad Bugiem wrzosu nie ma zbyt dużo, dlatego nas i nasze pszczoły czeka daleka podróż na wrzosowiska w innych regionach Polski.

Serce do ula

Pytany o źródła swojej pasji, odpowiada krótko: rodzinna tradycja. Przyznaje jednak, że w dzieciństwie miał tych pszczół po dziurki w nosie. — Wtedy nie miałem serca do pszczół, bo kojarzyły się mi z ciężką pracą i obowiązkiem — opowiada właściciel „Pasieki Nadbużańskiej”. — Latem, kiedy jest najwięcej pracy w pasiece, tata ciągle potrzebował mojej pomocy. Kiedy inne dzieci grały w piłkę, ja musiałem czyścić ule, zbijać ramki albo pomagać przy miodobraniu. A jakie wtedy pszczoły były złośliwe! Nie to, co teraz, żądliły na potęgę! I jak tu je kochać? — pyta. Miłość do pszczół dojrzewała w nim przez długie lata. To, co wcześniej budziło w nim niechęć i lęk, z wolna przerodziło się w pasję życia.

 

Do wyprodukowania 1 kg miodu pszczoła musi zebrać nektar z 2–5 milionów kwiatów, pokonując przy tym odległość 80–100 tys. km, co odpowiada ponaddwukrotnemu okrążeniu kuli ziemskiej.

 

— W wieku 25 lat zacząłem baczniej przyglądać się życiu tych owadów i dopiero wówczas zrozumiałem, jak pożytecznymi są stworzeniami i ile od nich zależy. Pszczoły miodne tworzą wzorową społeczność. Każda z nich doskonale wie, co ma robić i w jakim czasie. Choć podejmują one rabunki, w obrębie jednej rodziny nigdy nie występują przeciwko sobie. Nie zabijają się dla władzy. Możemy się wiele od nich nauczyć — zauważa. — Fascynujące są też ich zachowania. Czy pani wie, że pszczoły wytwarzają miód w ten sam sposób od milionów lat? Że do wyprodukowania 1 kg miodu pszczoła musi zebrać nektar z 2–5 milionów kwiatów, pokonując przy tym odległość 80–100 tysięcy kilometrów, co odpowiada ponaddwukrotnemu okrążeniu kuli ziemskiej? Pszczoły są jedynymi owadami na ziemi, które produkują żywność dla człowieka. Osiemdziesiąt procent roślin wydaje plony dzięki pracy pszczół… Czapki z głów! — podsumowuje opowieść o pożytkach z pszczół pan Piotr.

Palce lizać

Od kiedy połknął pszczelego bakcyla, nie wyobraża sobie życia bez pszczół. Mimo że znał ten fach od podszewki, zapragnął poszerzyć swoją wiedzę, skończył więc Studium Pszczelarstwa w Pszczelej Woli i uzyskał tytuł zawodowego pszczelarza. Wówczas jego hodowla nabrała tempa. Z miłością do pszczół przyszła miłość do kobiety. Pani Anna Kunicka wspólnie z mężem rozwija ten słodki biznes, z którego żyje cała rodzina. Obecnie pasieka państwa Kunickich składa się z dwóch pasiek stacjonarnych oraz jednej wędrownej. — Tu nie ma czasu na odpoczynek. „Pszczoły z ula, pszczelarz do ula” — tłumaczy pani Anna, częstując nas, pod dachem nowo wybudowanej Altanki Edukacyjnej, pyszną kawą z miodem i miodowymi całuskami (rodzaj kruchych ciasteczek).

— Teraz jest szczyt sezonu. Wstajemy o piątej rano, a kończymy o północy. Nie pracuję bezpośrednio w pasiece, lecz głównie przy wirowaniu miodu, na co trzeba poświęcić kilka godzin dziennie, oraz przy wytwarzaniu świec z wosku pszczelego, które są uzupełnieniem naszej oferty — tłumaczy. Z tych świec słynął jej teść – lata temu polscy filmowcy zamawiali u niego kilkukilogramowe świece ołtarzowe do filmów historycznych. To było bardzo żmudne zajęcie. W pracowni pani Anny powstają dziś głównie ich miniaturki, ale też woskowe aniołki, szyszki i kwiaty. — Ich dobroczynne właściwości znane są od wieków — wyjaśnia żona skrzeszewskiego pszczelarza. — Są doskonałym naturalnym jonizatorem powietrza, likwidują szkodliwe dla zdrowia promieniowanie telewizorów i komputerów. Neutralizują zapach dymu tytoniowego, wprowadzając do pomieszczenia zdrowy mikro­klimat, pachnący miodem i propolisem. W ten sposób odczuwamy przypływ dobrego samopoczucia, ogarnia nas spokój, odpływamy w marzenia… — wylicza Anna Kunicka. Kto z nas nie potrzebuje dzisiaj takiej terapii?

Człowiek największym wrogiem

Pasieka Kunickich wrosła w krajobraz nadbużańskiej wsi. — Pamiętam ten dzień, kiedy przywiozłem do mojego jabłoniowego sadu pierwsze ule. To był 1 maja 1963 roku. Pogoda jak szkło. Tak jak dzisiaj. I od tego się zaczęło — wspomina Józef Kunicki, senior rodu skrzeszewskich pszczelarzy. I choć ma już po osiemdziesiątce, na zdrowie nie narzeka. — Kto pracuje przy pszczołach, ten długo żyje — zapewnia gospodarz. Kiedy tylko może, pomaga synowi przy pszczołach, służy swoją radą i wieloletnim doświadczeniem. Tak samo jak on martwi się o nie i nerwowo słucha prognozy pogody. — Nie tylko pogoda ma wpływ na urodzaj miodu — wyjaśnia Piotr Kunicki. — Prawdziwym wrogiem pszczół jest człowiek i cywilizacja. Największe straty wśród pszczół powodują opryski wykonywane w ciągu dnia. Nie zawsze jest to wina rolników, ponieważ często stosują chemię zgodnie z instrukcją. Problem tkwi w informacjach zawartych na opakowaniach pestycydów. Producenci zarzekają się, że ich środki nie szkodzą pszczołom, co może mijać się z prawdą. Kiedyś pszczoły były dziesiątkowane przez choroby, które obecnie zostały prawie całkowicie opanowane przez człowieka. Istnieją środki i metody, dzięki którym można zapobiegać epidemiom, jednak choroby się zdarzają. Dzieje się tak, kiedy za pszczelarstwo zabierają się niedoświadczeni ludzie. Jak hodowla im się znudzi, porzucają ule. A pszczoły z okolicznych pasiek przynoszą z opuszczonych uli różne choroby — przestrzega pan Piotr. — Nie zawsze jest lekko. Bywały bardzo chude lata, kiedy w sezonie zbieraliśmy kilo miodu z ula. To kapryśny zawód. Trzeba być przygotowanym na wszystko — podkreśla pan Józef.

Pszczelarzy niepokoi też kurczenie się obszarów dzikich roślin, zapylanych przez pszczoły, ale i tradycyjnych plantacji, np. gryki. — Dlatego wożę swoje ule na wschodnią stronę Bugu, gdzie tych upraw jest znacznie więcej — informuje pan Piotr. — Rozwój i mechanizacja rolnictwa w naszym rejonie doprowadziły do spadku różnorodności biologicznej, niegdyś bogatych w miododajne gatunki łąk. Pszczoły zostały pozbawione swoich naturalnych żerowisk. Jest to bardzo poważny problem.

Płacz pszczół

Do „Pasieki Nadbużańskiej” w Skrzeszewie przyjeżdżają wycieczki dzieci i dorosłych z całego regionu. — Najmłodsi są bardzo ciekawi naszej pracy — mówi Piotr Kunicki. — Prowadzę ich do pasieki ojca tuż przy domu, gdzie mogą z bliska zobaczyć dawne ule, obserwować pracę pszczół i skosztować miodu prosto z plastra. Zadają ciekawe pytania, np. czy pszczoły płaczą. No pewnie, odpowiadam im. Kiedy matka pszczela nagle zginie, jej robotnice wpadają w popłoch, są rozdrażnione i chaotyczne, a po otwarciu ula buczą, co w języku pszczelarzy nazywa się płaczem. Zawsze rozpoznam ten płacz. To bardzo przykre przeżycie dla pszczelarzy. W końcu pszczoły są częścią naszej rodziny…

Cały reportaż przeczytasz w wersji drukowanej magazynu Kraina Bugu nr 16.

Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów