Biznes

Biznes: Przystanek Szparagi

Jeszcze do niedawna szparagi uznawane były za warzywa egzotyczne, dostępne tylko dla smakoszy o grubych portfelach. Dziś coraz częściej goszczą na naszych stołach, i niemała w tym zasługa Hanny oraz Olgierda Religioni z Klimczyc-Kolonii – właścicieli pierwszej plantacji szparagów nad Bugiem. Warzywa „spod ręki” ogrodnika i prawniczki trafiają do najlepszych restauracji – nie tylko w regionie. Ale największe wzięcie mają u wypoczywających w krainie Bugu letników.

Nietrudno do Państwa trafić po oznakowaniu na drodze. Jest nawet Przystanek Szparagi…

OLGIERD RELIGIONI: To jest taki żart, nawiązujący do innych przystanków znanych z tytułów filmów, ale u nas jest prawdziwy przystanek autobusowy z czasów ­PRL-u w postaci słupa z tablicą.

Mamy 13 czerwca 2019 roku. Trzydzieści trzy stopnie w cieniu. Jak Państwa szparagi radzą sobie w te upały?

HANNA RELIGIONI: Podobnie jak ludzie – są zmęczone, ich wzrost nie daje dobrych efektów, a wydajność i walory smakowe spadają. Z tego powodu musimy wcześniej niż zwykle zakończyć ich zbiór, który w zasadzie powinien trwać mniej więcej do 24 czerwca.

Zanim przejdziemy do tajników uprawy szparagów, zapytam, jak się zaczęła Państwa przygoda z tymi warzywami?

OR: Od wielu lat prowadzimy w Klimczycach-Kolonii gospodarstwo ogrodnicze, którego podstawą są jabłonie i grusze. W 2000 roku przymrozek wiosenny uszkodził wszystkie kwiaty. Wyszedłem rano do sadu, a na drzewach kwiaty białe stały się brązowe. Nic tylko płakać. Stwierdziliśmy wówczas, że musimy zająć się również czymś innym, bo nasza ciężka praca nie daje żadnych efektów ekonomicznych. Szukaliśmy czegoś, co pozwoliłoby nam w znacznym stopniu uniezależnić plony od wiosennych przymrozków. Mój przyjaciel, Ludwik Majlert, którego rodzina od wielu lat zajmuje się uprawą szparagów w Warszawie, zachęcił mnie do spróbowania ich uprawy nad Bugiem. I tak to się zaczęło.

Od razu były efekty?

OR: O, nie! Początki były bardzo trudne, ponieważ nie mieliśmy potrzebnej infrastruktury. Tak samo było ze sprzedażą – dwadzieścia lat temu ludzie prawie nie znali tego warzywa, a w związku z tym podchodzili do niego z dużą rezerwą. Jak były nadwyżki szparagów, to woziłem je do Warszawy, ale to się w ogóle nie opłacało. Posiadamy duże chłodnie na jabłka, jednak przechowywanie w nich kilku skrzynek szparagów było zupełnie nieekonomiczne, zbudowaliśmy więc dużo mniejszą chłodnię. Mimo tych niełatwych początków, nie zrażaliśmy się.

HR: Po prawie dwudziestu latach przygody ze szparagami udało nam się z nimi „dogadać”. W regionie nadbużańskim często mówią o nas: „To są Ci Państwo od szparagów” – myślę, że chyba solidnie zapracowaliśmy na naszą markę (śmiech).

Od czego więc zaczęliście?

OR: Od wyznaczenia pola pod uprawę i przygotowania ziemi. Pole pod szparagi musi być wolne od chwastów, chorób i szkodników. Powinno być bardzo głęboko przeorane, z nawożeniem organicznym, i zwapnowane. Nie powinno być kamieni, bo te powodują, że szparag będzie krzywo rósł. Szparagi wymagają ziemi lekkiej, przepuszczalnej, o pH obojętnym lub zasadowym, dlatego często określa się je mianem „złota lekkiej gleby”. Zanim przystąpi się do założenia plantacji, trzeba zastanowić się nad kalkulacją, jak przy każdej inwestycji, a więc określić rynek zbytu i możliwości gospodarstwa. Ponieważ do produkcji szparagów można wykorzystać część maszyn niezbędnych w sadzie, więc – mówiąc kolokwialnie – myśmy na to poszli.

Cały artykuł przeczytasz w najnowszym wydaniu Krainy Bugu.

Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów