Turystyka

Kraina Bugu, kraina filmu

W filmach grają nie tylko aktorzy, grają również plenery, krajobrazy, ulice. I bardzo rzadko grają samych siebie. Kto wyruszy na wyprawę do miejsc, gdzie kręcono filmy, będzie miał wiele okazji, by się o tym przekonać.

Oto pierwsze sceny „Kroniki wypadków miłosnych” w reżyserii Andrzeja Wajdy: Witek (Piotr Wawrzyńczak) jedzie pociągiem. Za oknem widać rozległe pola, na których odbywają się wojskowe manewry. Galopują ułani, maszerują piechurzy. W pewnym momencie pociąg mija długie schody i charakterystyczną bramę cmentarza w Drohiczynie… A przecież w Drohiczynie nie ma i nigdy nie było linii kolejowej. Kino jest iluzją

Filmowy pociąg może minąć cmentarz w Drohiczynie, by po chwili zatrzymać się na przystanki w Cieksynie. To 150 kilometrów dalej na zachód, pod Płońskiem. Tam znaleziono stację dość wiekową i charakterystyczną, by mogła zagrać mały dworzec Kolonii Wileńskiej. A właściwie „Kolonii W.”, bo taka nazwa figuruje na ścianie stacji. – Nie było szans, by zrobić zdjęcia w Wilnie. Władze polityczne od razu powiedziały: nie – wspominał w jednym z wywiadów Andrzej Wajda. Reżyser szukał więc miejsc i krajobrazów, by – zgodnie z Mickiewiczowskim mottem filmu – zrekonstruować swój „kraj lat dziecinnych”. Swój oraz Tadeusza Konwickiego, autora ekranizowanej powieści. Wilno oraz okolice poskładał z wielu elementów. Wille przedwojennej inteligencji znalazł pod Warszawą, miejskie zaułki w Przemyślu i Lublinie, most kolejowy w Dęblinie, a lesiste wąwozy w Kazimierzu nad Wisłą. — Wszystkie sceny były robione w słońcu. Uważaliśmy, że w dzieciństwie zawsze świeci słońce – mówił.

Podczas filmowego pojedynku Witka z kuzynem Sylwkiem na rękę nad rzeką w tle widać wieże drohiczyńskich świątyń i jasne mury klasztoru. Na tamtejszej Górze Zamkowej przy pomniku odbywa się ważny, dotyczący przyszłości, dialog między Aliną a Witkiem: – Uciekniemy po maturze? – Do któregoś z miast uniwersyteckich… – Będziesz największym lekarzem? – Będziesz żoną wielkiego profesora?

Drohicka cerkiew uznana została chyba za zbyt mało filmową. Zamiast niej wystąpiła w filmie prawosławna świątynia w Siemiatyczach. Wyławianie takich drobiazgów to jeden z uroków turystycznej włóczęgi po regionie śladami kręconych tu filmów.

Na potrzeby „Faustyny” w reżyserii Jerzego Łukaszewicza wąziutki przejazd między drohiczyńską katedrą a kurią stał się wileńską ulicą, a klasztor franciszkanów – wileńską siedzibą Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia…

Cały wywiad przeczytasz w wydaniu Krainy Bugu.

Tekst: Dariusz Kuziak, zdjęcia: Damian Kruk.

Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów