Felietony

Wschodni wschód na Wschodzie

Od kiedy pamiętam, prawie każdemu z moich francuskich znajomych słowo „Wschód” kojarzyło się z licznymi stereotypami i zaskakującą wyobraźnią. Zimny klimat, komunizm, alkohol, robotnicy i wysokie blondynki. Lewy biznes i wszechobecność języka rosyjskiego…

Jeszcze dwa lata wstecz, w rozmowie telefonicznej z bardzo ważną osobą, odpowiedzialną za międzynarodowe budżety marketingowe w jednym z czołowych domów mediowych we Francji, usłyszałem: „A po co mamy reklamować się w Polsce? Przecież tam i tak ludzie stoją godzinami w kolejkach za kawałkiem szynki!”. Ręce mi opadły. Całe szczęście, tego rodzaju stereotypy nie dotyczą tylko naszego kraju, lecz wszystkich państw położonych za wschodnią granicą… Niemiec. Tzn. nie tylko wschodniej części Europy Centralnej, lecz dosłownie całej Europy Wschodniej.

Będę szczery. Moja znajomość terenów wschodnich ogranicza się do jednej wizyty w ramach redakcji przewodnika turystycznego po Polsce.
W związku z tym jestem doskonałym przykładem tendencji „omijania” regionów położonych na wschodzie. Dlaczego? No właśnie… Dlaczego?

Czyżbym był przeciętnym i tendencyjnym obywatelem UE, preferującym słońce i nowoczesną architekturę?
Raczej nie.

Wręcz przeciwnie: jestem zwolennikiem odkrywania nowych miejsc, twarzy, perełek natury i kultury… Jednak rozmawiając z obywatelami innych zachodnich państw i – co więcej – turystami, zrozumiałem, że nie jestem wyjątkiem. Odetchnąłem…

Z rozmów wynika, że główną przyczyną fenomenu „omijania” jest po prostu brak informacji. Informacji, które wzbudziłyby zainteresowanie
i chęć odkrycia regionów wschodnich. Dla niektórych turystów już same odwiedziny w Warszawie stanowią prawdziwe wyzwanie i wymagają naprawdę sporej odwagi. Dla nich to Warszawa jest już tym stereotypowym Wschodem.

A co dopiero można powiedzieć o wschodzie Wschodu?

W naszej epoce, przy tak bogatej ofercie turystycznej, jednym z kluczy do sukcesu jest dostęp do ukierunkowanej informacji. Niestety, z różnych przyczyn, mimo starań PR-owo marketingowych, regiony wschodnie nadal cierpią na brak międzynarodowego wizerunku. Czyja to wina? Odbiorców? Biur turystycznych? Władz zarządzających terenami wschodnimi? A może ich mieszkańców? Historii? Wiadomo, pytanie wymaga dłuższej analizy, lecz jest bardzo prawdopodobne, że przyczyna znajduje się właśnie w tym zagmatwanym „koktajlu”.

Promocja kosztuje i nie każdy może przeznaczyć na nią potężny budżet, ale czy nie warto w nią zainwestować? Przecież wszyscy wiemy, że dobre pomysły nie zawsze wiążą się z wysokimi kosztami, a ich owoce mogą pobudzić do rozwoju cały region, zarówno pod względem turystycznym, jak i biznesowym.

Zauważyłem, że wielu „odważnych” turystów, którzy zdecydowali się odwiedzić nasze okolice, zauważając, że po ulicach nie chodzą białe niedźwiedzie, a latem nie pada tutaj śnieg, stają się
po powrocie ich najlepszymi ambasadorami. Miłe, lecz nie można liczyć tylko i wyłącznie na ich entuzjazm. Niemniej jednak, każdy z nas, na swoim poziomie, może uczestniczyć w promocji, chociażby zachęcając swoich zagranicznych znajomych, by odpuścili sobie wycieczki w wysokim standardzie na rzecz naszych pięknych regionów. Przekonać, że kraina nad Bugiem jest warta odkrycia i naprawdę ciekawa. I że naprawdę nie ma się tutaj czego obawiać.

Tak, aby zapomnieli o wszelkich stereotypach, opuścili chociaż raz ich ukochany, wyidealizowany eden i odwiedzili jego… Wschód!

Tekst: Paul Lasiński

Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów