Ludzie z otwartym umysłem nie szukają barier, które zastopują ich marzenia. Szukają drogi, która pomoże im zrealizować ich cel. Tak jak Tomasz Jakimiuk, który stopem przemierza świat. Zawsze startuje z Siemiatycz, a ląduje tam, gdzie go zaprowadzi plan albo gdzie oczy poniosą…
Kiedy rusza w świat, zazwyczaj ma w kieszeni kilkaset złotych (kiedy pieniądze się skończą, zarabia, grając na harmonijce albo puszczając mydlane bańki). Do tego plecak, wygodne buty, namiot, a od niedawna też hulajnoga, którą najwygodniej poruszać się po miastach. Pierwszy raz zabrał ją na wyprawę do Chin, okazało się, że pełni też funkcje społeczne – kojarzona z dziećmi, przyciąga uwagę ludzi, którzy zagadują, zapraszają na herbatę, obiad, a nawet nocleg.
Pierwszego stopa złapał wraz z koleżanką jeszcze na studiach, kiedy nie mieli czym wrócić do Białegostoku znad Biebrzy. Do tego czasu nasz bohater w ogóle nie podróżował. — Tamten wyjazd był przełomowy, choć początkowo nie przypuszczałem, że uda nam się dojechać do akademika. Los sprawił, że trafiliśmy na fantastycznego kierowcę, który przez całą drogę opowiadał nam o Wschodzie i Zachodzie. Dla mnie to było niesamowite, że ktoś odwiedził tyle miejsc. Pomyślałem wtedy, że skoro udało nam się przejechać te 70 km, to tak naprawdę jestem w stanie dojechać wszędzie — wspomina siemiatycki łowca przygód. To był moment, w którym w jego głowie – mówiąc kolokwialnie – zaskoczył odpowiedni trybik. Najpierw były podróże po Europie, które jednak szybko przestały go fascynować – jak sam wspomina, albo kraj leżał zbyt blisko, albo jego kultura go nie pociągała. Coś mu podpowiedziało, że powinien ruszyć dalej. Obrał kierunek na Maroko. — Byłem wtedy świeżakiem, tak naprawdę niczego nie wiedziałem i podróżowania uczyłem się na bieżąco. Takim odzwierciedleniem mojego nieobycia był chociażby fakt, że płaciłem za prom, którym pokonałem ocean. Dziś wiem, jak tego uniknąć — podsumowuje początki swojej podróżniczej przygody (…)
Cały artykuł przeczytasz w najnowszym numerze Krainy Bugu.