Kiedy dziś patrzymy na Ekstazę św. Franciszka pędzla El Greca w siedleckim Muzeum Diecezjalnym, trudno nam pojąć, że ponad pięć dekad temu, zanim odkryły go dwie młode badaczki Instytutu Sztuki PAN, obraz przeznaczony był do spalenia wraz z innymi rupieciami znalezionymi w dzwonnicy parafii w Kosowie Lackim na nadbużańskim Podlasiu.

Prawdę o sobie ukrywał przez stulecia. Pod przemalowaniami, pod warstwami żółknącego werniksu. Powstał pod gorącym niebem hiszpańskiego Toledo. Dla doraźnego zysku lub na potrzeby chwili gotów był udawać, że pochodzi z północy. Fałszywie podawał się za dzieło flamandzkiego malarza Antoona van Dycka. Nie protestował, gdy uznano go za obraz Honthorsta. Prawdziwą tożsamość skrywał głęboko, w zagięciu, poza krawędzią ramy. W 1964 r. na plebanii w Kosowie Lackim odkryły go „dwie młodziutkie panie” – Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska. Zdemaskowany, nie od razu zdradził wszystkie tajemnice. Kiedy okazało się, że jest prawdziwym dziełem El Greca, ukrywał się jeszcze przez 30 lat. Bo najpewniejszą ochroną jest tajemnica.

Od 2004 r. Ekstaza świętego Franciszka El Greca jest ozdobą siedleckiego Muzeum Diecezjalnego. To jeden z kilku najcenniejszych obrazów w Polsce.

Niekoniecznie przypadek

Systematyczne katalogowanie polskich zabytków rozpoczęło się wkrótce po wojnie. Pierwsze zeszyty „Katalogów zabytków sztuki”, wydawane przez Instytut Sztuki PAN, zaczęły ukazywać się na początku lat 50.

Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska objechały – początkowo na rowerach, później służbową nyską – i opracowały ponad 40 powiatów, głównie na Mazowszu i Podlasiu. Zeszyt dotyczący powiatu sokołowskiego to tom X, zeszyt 25 – jeden z najcieńszych w tym zestawie.

Jest jesień 1964 r. Prace w Kosowie Lackim przebiegają standardowo – kilka kapliczek, na cmentarzu nagrobek żeliwny. No i oczywiście kościół parafialny z 1907 r., choć ze starszym wyposażeniem: rzeźby, konfesjonały, chrzcielnica, obrazy, kielichy, lichtarze, ornat…

Wizyta w kościele i w Kosowie Lackim zdaje się dobiegać końca. „Zainteresowały nas jeszcze dokumenty, o których wspominał proboszcz, ksiądz kanonik Władysław Stępień, a także metryki od 1673 roku przechowywane w archiwum parafialnym” – wspominały wiele lat później Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska w książce Odkrywanie sztuki, sztuka odkrywania. „Po skończeniu pracy w kościele wracamy więc na plebanię wraz z naszym kolegą fotografem Witkiem Wolnym, by przejrzeć archiwa i pożegnać się z proboszczem. Jeszcze tylko rutynowe pytanie, czy może zachowało się coś na plebanii z dawnego wyposażenia kościoła.

— A, jest obraz.

W przyległym pokoju, widoczny przez uchylone drzwi, wisi na ścianie ciemny, silnie zabrudzony, z dużym rozdarciem w lewym, górnym rogu. Habit franciszkański i trupia czaszka wskazują na św. Franciszka z Asyżu. Pytamy o pochodzenie malowidła – czy może było w którymś z ołtarzy kościoła, sprawdzamy ich wezwania – może któryś z nich był pod wezwaniem tego świętego? Proboszcz przypomina sobie, że podobno przed laty, jeszcze za jego poprzednika, przy porządkowaniu rupieci ze starej dzwonnicy obraz wraz ze stosem starych, zbutwiałych ornatów i połamanych feretronów przeznaczony był do spalenia.

— No i wtedy żal się komuś zrobiło, no i tak tu wisi.

„Hiszpański? Pójdzie na całą stronę w katalogu. Na odwrocie ma napis ołówkiem chemicznym: »Honthorst?«. To niemożliwe. Wrócimy tu!” – zanotowała na gorąco w swoim zeszyciku Izabella Galicka.

„Coś nas poruszyło. Absolutnie. Na początku zdumienie, zdziwienie, a potem, jak zobaczyłyśmy z bliska tę głowę niesamowicie namalowaną z cudownym błyskiem w oku, wiedziałyśmy, że stoimy przed czymś bardzo ważnym” – wspominała Hanna Sygietyńska.

Na razie badaczki wracają do Warszawy. Katalog zabytków powiatu sokołowskiego trzeba dokończyć. Zapis dotyczący znaleziska w Kosowie Lackim jest ostrożny i zajmuje w katalogu półtorej linijki: Na plebanii: obraz św. Franciszka warsztatu El Greca 4 ćw. w. XVI.

Wkrótce jednak obie badaczki ponownie są na kosowskiej plebanii. Badania nad malowidłem trwają. „Związek z El Grekiem wychodzi dość szybko, ale na jakim szczeblu?” – pytają. „Oryginał? Replika? Kopia?”. Sensacja wisi w powietrzu. Koledzy z pracy zachęcają do dalszej pracy: „Dziewczyny, piszcie. To może być bomba”.

Dr Mariusz Karpowicz podpowiada pomocne źródło – rozprawę hiszpańskiego badacza Jose Gudiola o obrazach świętego Franciszka El Greca, opublikowaną dwa lata wcześniej w amerykańskim piśmie. Gudiol analizował setkę obrazów z franciszkańskiej serii El Greca. Co powie o obrazie z Kosowa?

Do listu do Barcelony odkrywczynie obrazu dołączają zdjęcia. Odpowiedź z Hiszpanii przychodzi szybko: Jedyne, co mogę powiedzieć o obrazie, oceniając go tylko z fotografii, to że wygląda raczej w porządku. To może być dzieło samego El Greca, ale nie mogą wydać ostatecznej opinii bez zobaczenia na żywo tego płótna. Przykro mi, że nie mogę być bardziej precyzyjny – pisze Jose Guidol.

Czy to dzieło samego El Greca? A może tylko z jego warsztatu, stworzone przez jednego z uczniów? Ostatecznej odpowiedzi wciąż brak. Pracując na publikacją o obrazie, Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska odwiedzają muzea w Rumunii i na Węgrzech, mające w swoich zbiorach płótna El Greca. Pociągnięcia pędzla na obrazach mistrza z Toledo porównują z fotografiami płótna z Kosowa Lackiego. Podobieństwa są wyraźne. Wiosną 1966 r. odkrywczynie obrazu pracują nad artykułem do „Biuletynu Historii Sztuki”. Artykuł Nieznany obraz w Kosowie z serii franciszkańskiej El Greca trafia do numeru 3–4 z 1966 r. Ze zdjęciem obrazu na okładce.

Kwartalnik ukazuje się w marcu 1967 r. I… zalega cisza. Ani koleżeńskich pochwał, ani naukowych polemik. Jakby co miesiąc znajdowano w Polsce obraz El Greca… Środowisko historyków sztuki milczy jak zaklęte.

Pociarachane płótno

Temat podchwytują za to dziennikarze. Na „Biuletyn” z artykułem o El Grecu trafia przypadkowo Roman Janisławski z Polskiej Agencji Prasowej. Przygotowuje krótką notkę dla serwisu krajowego PAP. Sprawą interesują się trzy redakcje: „Trybuny Ludu”, „Słowa Powszechnego” oraz „Dziennika Bałtyckiego”. Pozostałe zapewne nie dają newsowi wiary. Jest akurat 1 kwietnia – Prima Aprilis.

W Kosowie Lackim pojawia się Józef Majkut, wysłannik „Słowa Powszechnego”: „Nabyłem to znakomite dzieło – mówi ks. Władysław Stępień – od mojego poprzednika w tej parafii jeszcze w 1948 roku, jak się tu sprowadziłem. Podobało mi się nie tyle ze względu na temat, ile ze względu na rzucające się już na pierwszy rzut oka cechy starości”.

Obraz utrzymany w bardzo ciemnej tonacji – notuje reporter – i w dodatku z charakterystycznym dla średniowiecza symbolem śmierci – dla tych, którzy szukają tylko piękna – nie jest ciekawy. Raczej odpycha wzrok – niż przyciąga, ale jednocześnie zmusza do myślenia swoją głęboką prawdąKto nie wie, że może być to dzieło znakomitego malarza, ten nie dałby za to pociarachane płótno nawet 100 złotych – uważa wysłannik „Słowa Powszechnego”. Dowiaduje się też, że proboszcz jest gotów sprzedać ­obraz.

W czasie deszczu parafianom w Kosowie Lackim cieknie na głowy, a obrazem dachu kościoła się nie załata. Wcześniej proboszcz wspominał już o tym odkrywczyniom dzieła. Pytał, czy warszawianki nie znają kogoś w Komitecie Centralnym. Może tam dałoby się zdobyć zezwolenie na zakup blachy? Bo w powiecie jest to nie do załatwienia.

„Naukowy raban”

Historycy sztuki w kwestii kosowskiego znaleziska są podzieleni. Jedni uznają obraz za dzieło El Greca, inni mają wątpliwości. Tytuły gazet mówią same za siebie: Pytania bez odpowiedziSpór o El Greco nierozstrzygnięty. Są i tacy, którzy przypisywanie autorstwa obraz mistrzowi z Toledo uważają za intelektualne hochsztaplerstwo: „El Greco? Na pewno nie! – stwierdza profesor Białostocki po obejrzeniu obrazu w Kosowie”.

Środowiskowe spory w gronie historyków sztuki, nie bez udziału amatorów czy samozwańczych autorytetów, puentuje w popularnym tygodniku „Przekrój” satyryk Ludwik Jerzy Kern. Wiersz jest żartobliwy, choć wyrażane w nim wątpliwości jak najbardziej prawdziwe:

W jednej dalekiej krześcijańskiej parafii,
Cud niezwyczajny właśnie się przytrafił,
Przyuważyły dwie młodziutkie panie
Obraz na ścianie.

Podniosły zaraz naukowy raban,
Dziadek się nie zna, bo dziadek jest caban,
Powstała z tego dość grubaśna teka,
Że to L. Greka.

Ruszyły biegiem zaraz w tamtą stronę
Specyjalisty i inne uczone
I wygłaszały swe opinie cenne,
Każden odmienne.

Jeden, że ręka całkiem nietypowa,
Drugi, że znowu nie najklawsza głowa,
Trzeci, że głowa od bidy obleci –
Całkiem jak dzieci.

Sklęły się dosyć, tyle że uczenie,
Nawet z Giszpanii przyszło zaświadczenie,
Że to L. Greka będzie murowane,
Na niewidziane.

Żyć się już całkiem nie da na plebanii,
Takie ci tłumy walą, moja pani,
Każden udaje, że wstąpił na mleko,
Przez te L. Greko.

Rzucają ludzie swoje interesy,
Jadą Trabanty, jadą Mercedesy,
Widać dopiero, jak głęboko sięga
Sztuki potęga.

Dziadek się trzyma, ale mówiąc szczerze,
W końcu się chyba dziadek też wybierze,
Ktoś wreszcie stanąć musi przed portretem
Z autorytetem.

Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska, zwane teraz w środowisku „Elgreczynkami”, odpowiadają wierszem krótszym, choć równie dowcipnie:

Drogi nasz Ludwiku oraz Jerzy Kernie
Za to, że Pan sprawę przedstawił tak wiernie
pozostajemy wdzięczne niesłychanie
z pozdrowieniami dwie młodziutkie panie.

Spory w środowisku historyków sztuki, odnotowywane przez prasę, wzmagają zainteresowanie dziełem. Sława El Greca z Kosowa Lackiego rośnie z każdym dniem. Drzwi na plebanii niemal się nie zamykają: dziennikarze, muzealnicy, naukowcy, turyści, ciekawscy… Mieszkańcy Kosowa, którzy znają obraz, wiszący przecież na ich plebanii, chcą go teraz zobaczyć jeszcze raz. Obraz już nie odpycha wzroku. Przeciwnie, przyciąga. I to z wielką siłą.

Proboszcz  wystawia płótno przed budynkiem. Nie trzeba będzie każdemu otwierać. Ale też wstawia w okna plebanii kraty. Zdaje sobie sprawę, że ma u siebie prawdziwy skarb. Im większe zainteresowanie budzi płótno, tym większa jest obawa przed jego utratą. „Bardzo to przeżywał. Zaczął się bać, że obraz ukradną. Na jego chore serce nie wpłynęło dobrze to, co się działo” – wspominała Izabella Galicka w filmie Polski El Greco. „Myślę, że ta cała sytuacja przyspieszyła jego odejście”.

Po pół roku od chwili gdy kosowska plebania stała się miejscem artystycznych pielgrzymek, ks. Władysław Stępień ma zawał i trafia do szpitala. Tam wydaje ostatnie dyspozycje. Oświadczam, że obraz przedstawiający „Ekstazę św. Franciszka” – jako ­pochodzący z kręgu El Greca, wciągnięty do zabytków sztuki przez Urząd Konserwatorski województwa warszawskiego w 1967 roku, stanowi własność sakralną Rzymsko­-Katolickiej Parafii Kosów Lacki, diecezji siedleckiej, czyli podlaskiej. Obraz ten w celach bezpieczeństwa i konserwacji był i nadal ­pozostaje na plebanii Kosów Lacki pod moją ­opieką jako Proboszcza Parafii – pisze ks. Władysław Stępień w o­ś­wiadczeniu datowanym na 4 stycznia 1968 r.

Miesiąc później kosowski proboszcz umiera. Na opuszczonej plebanii zjawia się biskup pomocniczy siedleckiej diecezji ks. Władysław Skomorucha. Zabiera obraz do kurii.

W ukryciu po raz pierwszy

O tym, gdzie jest płótno El Greca, wiedzą jednak tylko nieliczni. Dla większości obraz po prostu znika. I to na dobre. Po miesiącach – gdy był oczkiem w głowie pasjonatów sztuki – duża zmiana. Nic dziwnego, że pojawiają się pytania: gdzie jest? czy nie został skradziony? może, nie daj Boże, sprzedany za granicę?

Mijają kolejne polskie miesiące i lata: Marzec 1968, Grudzień 1970. Izabella Galicka i Hanna Sygietyńska wciąż pracują w pokoiku na poddaszu Instytutu Sztuki PAN. Zajmują się katalogowaniem zabytków kolejnych powiatów. Duże zdjęcie obrazu El Greca przyczepiają do wewnętrznej strony szafy. Gdy zdejmują płaszcze, na powitanie całują św. Franciszka w mankiet, mówiąc: „Święty Franciszku, powiedz im wszystkim, że naprawdę namalował cię El Greco”. Albo krócej: „Żebyś był prawdziwy!”. Święty, oprócz stygmatów, ma na dłoni ślady szminki.

Biskup Jan Mazur kieruje diecezją siedlecką od jesieni 1968 r. „Siostry opiekujące się domem biskupim pokazały mi obraz św. Franciszka, dzieło hiszpańskiego malarza El Greco. W tym czasie było wiele spraw do realizacji, dlatego nie zainteresowałem się jego konserwacją” – czytamy we wspomnieniach pasterza siedleckiej diecezji. „Dopiero w 1974 r. wspomagany przez ks. Tadeusza Kulika, absolwenta KUL i odpowiedzialnego za sztukę sakralną w diecezji, skierowałem obraz do konserwacji”.

Ekstaza św. Franciszka trafia do znakomitej konserwator sztuki Marii Orthweinowej. Nie do państwowej pracowni, lecz do jej prywatnego mieszkania w Warszawie przy ul. Kruczej. Zlecenie dotyczące obrazu również jest prywatne. Dlaczego właśnie tam? „Ks. mgr Kulik wyszukał panie Zofię Marconi-Blizińską i Marię Orthwein, którym powierzyłem to wyjątkowe dzieło. One, pod kierunkiem prof. Bohdana Marconiego, przeprowadziły bardzo staranną i fachową konserwację” – wyjaśnia biskup.

Obraz zawozi osobiście, razem z księdzem Tadeuszem Kulikiem. Płótno przyjeżdża samochodem, pod osłoną nocy. Podobno owinięte w koc. „Ni stąd, ni zowąd zjawił się w moim domu ówczesny biskup siedlecki Jan Mazur, przedstawiając mi obraz” – wspominała Maria Orthwein. „Położył go delikatnie na stole i oddał pod naszą opiekę. Cała sprawa okryta była wielką tajemnicą”.

Po zdjęciu z krosna okazuje się, że oryginalny obraz był o kilka centymetrów większy i kilka razy przenoszono go na inne krosna. Konserwatorki pobierają próbki farb. W wierzchniej warstwie są oczywiście farby z późniejszych retuszów i przemalowań, ale oryginalne składniki okazują się takie, jakich używano w czasach El Greca. To jeszcze nie dowód, dopiero poszlaka.

Pod kolejnymi warstwami werniksu i przemalowań ukazuje się czerwonawy napis: „A. van Dück”. Ktoś chciał, by obraz uchodził za dzieło Antoona van Dycka? Ale czy flamandzki malarz mógł podpisać obraz, robiąc błąd we własnym nazwisku? Absurd. Skąd więc ta dziwna sygnatura?

„Aż po lata osiemdziesiąte XIX wieku obrazy El Greca nie miały wartości kolekcjonerskiej. Któryś z właścicieli płótna, które potem trafiło do Kosowa, chciał podnieść tę wartość fałszywą sygnaturą van Dycka” – wyjaśniała Izabella Galicka. „Omylił się podwójnie. Obraz jest van Dyckowi obcy stylowo. A poza tym malarz podpisywał się czasami van Dijck, ale nigdy van Dück”.

Maria Orthwein: „Po naradzie z profesorem Marconim usunęłam tego van Dücka. A kiedy zaczęłam zdejmować przedostatnią warstwę, pokazał się spod niej oryginalny werniks i blask. Przestałam prawie sypiać, bo nie mogłam się oderwać od płótna”.

Pewnego dnia pod kolejną warstwą malowidła pokazują się żółtawe kreski, układające się w kształt trójkąta. To grecka „delta” (Δ). Pierwsza litera podpisu: Domenikos Theotokopulos – El Greco. Mistrz z Toledo.

Od tego momentu było już wiadomo, że płótno jest bezcenne. Konserwatorka obrazu Maria Orthwei­nowa czuje to samo, co wcześniej czuł kosowski proboszcz. Strach, że z cennym obrazem stanie się coś złego. W mieszkaniu na Kruczej zarządza nadzwyczajne środki ostrożności, a dla obrazu szuka najbezpieczniejszego miejsca: pod łóżkiem, potem w toalecie. Bo może nikomu nie przyjdzie do głowy, aby akurat tam go szukać.

To jest El Greco!

Jest styczeń 1974 r. Do Izabelli Galickiej dzwoni zaprzyjaźniony chemik, konserwator Piotr Rudniewski. Izabella Galicka: „Piotrek zadzwonił do mnie i zapytał, czy wiem, co się dzieje z naszym El Greco. Powiedziałam, że nie mam pojęcia”. To nie była rozmowa na telefon. „Przyjechałyśmy, a Piotrek: — Siadajcie, ale mocno się trzymajcie poręczy fotela. Siadłyśmy, złapałyśmy za poręcze. A Piotrek: — Jest sygnatura! To jest El Greco. Naprawdę”.

Obraz z Kosowa Lackiego ponownie jest na pierwszych stronach gazet: Komisja historyków sztuki orzekła: Obraz „Ekstaza św. Franciszka” oryginalnym dziełem El GrecaA jednak El Greco! Obraz z Kosowa autentycznym dziełem mistrza z Hiszpanii.

Pokój „Elgreczynek” odwiedzają „niewierni Tomasze”. „Gratuluję paniom serdecznie. Cieszę się, że się myliłem” – mówią ci, którzy wątpili w wartość odkrycia.

W ukryciu po raz drugi

A obraz El Greca? Przestudiowany przez specjalistów, opisany w gazetach, pochwalony przez znawców… wraca do siedleckiej kurii. Nie, nie na kolejne dziesięć lat. Tym razem na lat trzydzieści. Kuria nie wypożycza obrazu, a miejsce jego przechowywania zachowuje w tajemnicy. I tak mijają kolejne polskie lata: 1976, 1980, 1981, 1989.

Od czasu do czasu o Ekstazie św. Franciszka przypominają sobie gazety: Tajemnicze zniknięcie obrazuCzy słynny obraz El Greca jest jeszcze w Polsce?Gdzie jest obraz?Co się stało z dziełem El Greca? – krzyczą tytuły. Odpowiedzią na pytania o losy obrazu jest cisza.

Izabella Galicka: „Przez ­trzydzieści lat kompletnie nie wiedziałyśmy, co się z nim dzieje. Chociaż co jakiś czas były sygnały prasowe, rozmaite domysły, czasem fantastyczne, gdzie on się może teraz znajdować: w sejfie milionera w Ameryce albo w lochach Watykanu…”.

„Biskup Mazur trzymał w wielkiej tajemnicy miejsce przechowywania obrazu. Po latach wyznał, że obraz bezpiecznie zachował się, gdyż największym sprzymierzeńcem była tajemnica” – wspominał ks. dr Robert Mirończuk, dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Siedlcach. „Obawy biskupa były słuszne, gdyż miały miejsce bardzo niepokojące wydarzenia. Funkcjonariusze komunistycznej Służby Bezpieczeństwa wypytywali biskupa o obraz, o warunki przechowywania dzieła. Nasyłali różnych spekulantów, którzy występowali z propozycjami zakupu obrazu”.

Potwierdza to oświadczenie biskupa Jana Mazura, dotyczące wydarzeń z lat 80.: „Miały miejsce dwa napady, jeden na moje pokoje mieszkalne, drugi na pomieszczenia Kurii. Mam prawo przypuszczać, że przynajmniej jeden napad był inspirowany przez służbę bezpieczeństwa i był związany z obrazem”.

Dziś wiemy, że obraz znajdował się początkowo w rezydencji biskupa. Zapakowany w szary pokrowiec leżał w czarnej szafie z pelerynami i sutannami biskupimi. Później trafił do seminarium duchownego w podsiedleckim Nowym Opolu – najpierw był w gabinecie rektora, później w jego mieszkaniu, w specjalnie wykonanym schowku.

Ekstaza na miejscu

Muzeum Diecezjalne zostało otwarte w 2000 r. Ale bez Ekstazy św. Franciszka. Dzieł tak cennych nie wystawia się w miejscach, gdzie jedynym zabezpieczeniem jest przekręcenie klucza w zamku. Ochrona musiała być najwyższych standardów. To wymagało dużych pieniędzy. A zgromadzenie dużych pieniędzy wymagało czasu.

Dyrektor siedleckiego Muzeum Diecezjalnego, dr Robert Mirończuk, zauważył kiedyś półżartem, że Ekstazie św. Franciszka sprzyjają „czwórki”. Święty Franciszek otrzymał stygmaty 14 września 1224 r. Obraz został odkryty w 1964 r., sygnaturę malarza odnaleziono w 1974. W 1984 r., z okazji Światowej Wystawy Filatelistycznej w Madrycie, ukazał się znaczek pocztowy z reprodukcją obrazu.

W 2004 r., dokładnie 15 października, płótno zostało udostępnione zwiedzającym. W siedzibie muzeum znalazło się dzień wcześniej – 14 października.

Atmosfera tajemnicy towarzyszyła dziełu El Greca do ostatka. „Poprosiliśmy firmę ochroniarską, by przewieźli nam obraz. Okazało się, że ze względu na wysoką wartość dzieła, firma nie może tego zrobić” – wspominał ks. Henryk Drozd, ówczesny dyrektor Muzeum Diecezjalnego. W tej sytuacji trzeba było więc ponownie skorzystać z sekretnej metody: „Postanowiliśmy z kolegami księżmi przewieźć obraz na własną rękę”.

Na wszelki wypadek – ­strzeżonego Pan Bóg strzeże – pomyślano też o małym kamuflażu. Samochód ochrony podjechał pod główne drzwi muzeum. Ochroniarze wynieśli z niego okazałe pudło. Było w środku puste. Obraz przyjechał małym, nierzucającym się w oczy samochodem. Przyniesiono go do muzeum tylnym wejściem.

Sekretny transport nie był jedynym zabezpieczeniem. Fotografowi udało się uchwycić moment, w którym dyrektor ks. Henryk Drozd, witając się, obejmuje prawą ręką Izabellę Galicką, a w lewej mocno ściska niewielki czarny pistolet.

— Do końca nie wiedziałyśmy, skąd i w jaki sposób obraz zostanie dostarczony do muzeum. Było wiadomo, że będzie dla niego przeznaczona specjalna sala, z pancerną szybą. Na obraz czekałam razem z paniami Izą Galicką i Hanią Sygietyńską. Specjalnie przyjechały z Warszawy, żeby go zobaczyć — wspomina Dorota Pikula, kustosz muzeum diecezjalnego. — Byłyśmy bardzo podekscytowane. Otworzyły się drzwi i wniesiono obraz zawinięty w tkaninę. Położono go na biurku w sekretariacie. Wszyscy pochyliliśmy się nad obrazem…

Tego dnia Hanna Sygietyńska i Izabella Galicka zobaczyły Ekstazę św. Franciszka po raz pierwszy po trzydziestu latach. Pierwsza reakcja była nerwowa: „Jezus, Maria! To nie on!”.

Tamten, widziany po raz ostatni przez odkrywczynie w połowie lat 70., miał chłodne barwy. A ten jakiś złotawy, ciepły… Ale to tylko pożółkły przez lata werniks. W powiększeniu, pod lupą, „Elgreczynki” rozpoznały znajome, charakterystyczne pociągnięcia pędzla. Spostrzegły sobie tylko znane detale. Wrócił spokój: „To ten sam. Z Kosowa”.

To nie koniec

Od 2004 r. Ekstaza św. Franciszka opuściła muzeum w Siedlcach tylko kilka razy. Obraz było ozdobą wystaw w Warszawie i Krakowie. W 2016 r. przeszedł gruntowną konserwację w pracowni Muzeum Narodowego w Krakowie.

Płótno inspiruje pisarzy i filmowców. Raz zostało skradzione (powieść Pan Samochodzik i El Greco), było też świadkiem zabójstwa (serial Ojciec Mateusz). Swoją wyjątkowością przyciąga naukowców, historyków sztuki, szkolne wycieczki, a także… inne obrazy. Stało się pretekstem dla kilku konferencji naukowych i wystaw europejskiego malarstwa.

I wciąż prowokuje do pytań. Mimo istnienia na ten temat kilku, niekiedy sprzecznych teorii, wciąż nie wiemy na przykład, kiedy i jaką drogą trafiło do Polski. 

Tekst: Dariusz Kuzlak 
Zdjęcia: Piotr Tołwiński, Archiwum Muzeum Diecezjalnego w Siedlcach


fot. 1. El Greco (1541–1614), Ekstaza św. Franciszka, olej na płótnie, Muzeum Diecezjalne w Siedlcach
fot. 2. Plebania i kościół Narodzenia NMP w Kosowie Lackim
fot. 3. Konserwacja obrazu w 2016 r., Muzeum Narodowe w Krakowie
fot. 4. Obraz El Greca po raz pierwszy został pokazany publicznie w 2004 r. w Muzeum Diecezjalnym w Siedlcach.
fot. 5. Konserwacja obrazu
fot. 6. Na plebanii w Kosowie Lackim. Spotkanie grupy teatralnej, działającej po wojnie przy parafii. Pośrodku ks. Władysław Stępień, a za nim obraz El Greca.

Artykuł pochodzi z 32. numeru Krainy Bugu

Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep