Ludzie z klimatem

Nasza Panna Apteczkowa

Wykrochmalony biały fartuszek, czerwone korale, długi, lśniący warkocz – takiej panny apteczkowej jak Paulina Pietrusik z nadbużańskiego Kodnia nie było ani na dworze Elżbiety Sapieżyny Branickiej, ani na żadnym innym.

Niegdyś w pannę apteczkową „zaopatrzony” był niemal każdy dwór. Chorzy i słabi ustawiali się do niej w kolejce po lecznicze zioła, wzmacniające nalewki i regenerujące syropy. W Kodniu też była jedna na dworze Elżbiety Sapieżyny-Branickiej. Dziś jej działalność kontynuuje Paulina Pietrusik, czyli współczesna panna apteczkowa. Nie tylko zna się na ziołach, ale i odtwarza starodawne receptury.

Będzie z tego chleb

Kariera panny apteczkowej była jej pisana. Jeśli nie w gwiazdach, to w dziadkowym testamencie. „Wnusiu, po naszej śmierci dom będzie twój. Będziesz się zajmować i nim, i tymi naszymi nagrobkami tuż obok niego” – lubił mawiać. Przepowiednia się spełniła. Zresztą niejedyna. — Jeżeli ktoś przedstawiał dziadkowi kandydatkę na przyszłą małżonkę, to albo twierdził, że będzie z tego chleb, albo nie. Miał w tym względzie specjalne umiejętności — uśmiecha się Paulina Pietrusik. Choć o leczeniu darami lasu i popularyzacji turystyki kulinarnej w Kodniu dziadek nie wspominał, można powiedzieć, że tę wiedzę wnuczka ma w genach.

Z pokolenia na pokolenie

Talent do gotowania odziedziczyła po mamie. Babcia Olga za szybko odeszła. Zdążyła nauczyć wnuczkę przyrządzać syrop z mniszka lekarskiego. Rok w rok z początkiem maja szykowały wiaderka. Trzeba było zbierać szybko – mniszki po paru dniach więdną. Szybko, ale nie za szybko – kwiaty muszą być dobrze rozwinięte i pora musi być właściwa – trzy dni po deszczu. Potem odliczanie. Jeden napar to równo pięćset kwiatów. Ani mniej, ani więcej. Do tego odpowiednia porcja cukru, i syrop na kaszel gotowy. — Zioła mają swoje przyzwyczajenia. Jedne wolą być zbierane rano, inne po południu. Czasem lepiej przed deszczem, a czasem po. To wiedza ludowa, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Ja dużo zawdzięczam tacie, który jest leśnikiem — przyznaje Paulina.

Reszta to zasługa mamy Danuty. Zabierała córkę na wszystkie konkursy kulinarne w regionie. Na Europejski Festiwal Smaków w Lublinie jeździły od początku jego istnienia. Tu odbywały się turnieje panien apteczkowych, czyli konkursy na najpyszniejsze nalewki własnej roboty. Paulina, wtedy niepełnoletnia, nie mogła brać w nich udziału, ale wspierała mamę. Nalewki z berberysu, sosny, mahonii, derenia czy czeremchy lały się litrami.

Potem studia. Wybór turystyki w Lublinie nie był przypadkowy. — Od początku miałam plan — wspomina Paulina. Wszystkie projekty, które zadawali studentom wykładowcy – szlaki, mapy, opisy produktu turystycznego – wykonywała z myślą o powrocie w rodzinne strony. Tak powoli kształtowała się wizja panny apteczkowej. — Miałam wątpliwości, ale przywiązanie do tego miejsca i wizja rozwoju turystyki kulinarnej w naszym regionie zatrzymały mnie tu na stałe. Zależało mi też na tym, by nasze gniazdo rodzinne nie zostało zatracone. Dom przepisano na mnie — tłumaczy.

Leczenie darami lasu i łąk

Choć nie jest zielarką i, jak sama twierdzi, czarów nie uprawia, ludzie z całej Polski zgłaszają się do niej po pomoc. Piszą, dzwonią, pytają. Najczęściej o herbatkę księcia Sapiehy. Lud podlaski popijał ją w chwilach zwątpienia. Wszystko przez Mikołaja Sapiehę, czwartego właściciela Kodnia. Według legendy w 1630 r. książę wykradł obraz Matki Boskiej Gregoriańskiej (nazywanej potem Kodeńską) z Rzymu. Kiedy dopadały go wyrzuty sumienia (albo groźby ekskomuniki), żona parzyła mu napar z dziurawca, melisy, ­rumianku, głogu i nawłoci. Dziś parzy go Paulina Pietrusik. Działa uspokajająco, usypiająco i regenerująco.

To oczywiście niejedyne zioła w apteczce u panny apteczkowej. Zbiory zaczynają się w maju. Od mniszka. Potem akacja, sumak, czarny bez, różne odmiany mięty (im bardziej skórzaste liście, tym bardziej intensywny smak). Ach, i oczywiście pokrzywy. Bardzo zdrowe. — Moje ciocie specjalnie wchodziły w pokrzywy, żeby się poparzyć. To działa antyreumatycznie. Ja tego nie robię, ale zdarza się, że zbieram bez rękawiczek. To nic, że potem trochę piecze. Pokrzywa ma nieocenione walory. Używam jej do naparów, zup, tortów, pesto, a nawet do sernika — mówi Paulina.

Tekst i zdjęcia: Paulina Kościk
Cały artykuł w numerze 29.
Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów