Otóż i ja wam albowiem opowiem, jak ja doszłem do tego, że teraz niby zajmuje się rozwiązywaniem niespotykanie trudnych spraw okolicznich i nie tylko, czyli jak zostałem sam z siebie detektywem wiejskim Stefanem Bużykiem.
Ruskie nazywajo mnie Stiopa, ale ja katolik, choć i u nas jest cerkiew i co po niektóre nawet są prawosławne. Ale ich mało tak, że i nie zauważysz. Żyjem i pijem w zgodzie, czasami tylko niektóre próbujo sie wywyzszać, ale zaraz im w tyłek kto kopnie i dalej jest spokój. Bo i po co naruszać ten odwieczny stan współżycia, skoro on wszystkim dogadza? Toż nikt nie rodzi się nijaki, tylko albo taki, albo taki – chyba tylko ruskie od razu wszystkie takie same. Ale my nie Ruskie, to i u nas może być i tak, i tak. Święta obchodzim razem, to i weselej od razu, bo więcej okazji.
Moja familia mianowicie to same chamy, można powiedzieć, małorolne, czyli siedzące na grządce chłopy ze wsi, co ją nazywają czasami Mlekomłoty, że niby bez przerwy coś tam z mleka robią. Ale tak naprawdę to z mleka to my tylko robili co najwyżej trochę masła i maślanki, a reszta to dla swiń. Ale może i tłukli jakoś tak głośno, może i to było słychać jakoś dziwno, ja sam nie wiem, no tak że ja spędził cały żywot w tych Mlekomłotach i mnie się na początku to nie chciało i nigdzie wybywać, bo i tatko był porządny, pijący tylko w niedziele i święta, i wcale niebijący, a przeważnie przyjemny, i matka niczego sobie, nie ganiała do kościoła, a i pieniądza dawała na com tam chciał, tak że i piwo można było wypić, i jakiegoś lodzika w budzie obwoźnej przy odpuście. Tak że ja i miał cały czas fajnie, jak był młody, i miał w dupie miastowych i nauki. Tak że ja postanowił sam zostać małorolny, czyli po tatku odziedziczyć te cztery morgi i siać fasole. Albo i może co innego wymysle, jeszcze ja nie wiedział.
Do szkoły my chodzili gminnej, ale nikt tam za bardzo w te książki nie wierzył, tak że więcej czasu my spędzali na rzece. A rzeka to u nas była i jest taka, że panie mój i nie ogarniesz, i nie przejdziesz, i za duszę potrafiła schwycić, zwłaszcza jak człowiek popadł w jaki wir, to i czasami dupą tak zakręciło, że i człowiek popuścił i trzeba było gaci zmieniać, bo sie bronzowe zrobili. Ale i tak zabawy my mieli po pachy. Latem najwięcej się pływało, na łodziach albo i bez, albo sie siedziało na brzegu i rżneło w karty na piniądz. A i czasami z jako panno sie na rzeke poszło, to i trochę sie pościskało i pomoczyło, i w ogóle sam czad był z to rzeko. My jo Buh nazywali, ale nauczycielka nam wytłumaczyła, że trzeba mówić Bóg, bo my tu są, a nie u Ruskich, no i ja już wtedy kompletnie nie tylko nie rozumiał, ale i popadł w jakoś niewiare, bo jak rzekę Bogiem można nazywać, skoro ona tylko woda jakaś ruchawa i to w jedno stronę tylko, jakaś krzywa i brudna czasami, a bywało, że i zasmierdła. Toż jak jo Bogiem nazywać, jak smierdzi? Toż my chyba nie jakie pogany? Tak że my dla siebie tylko Buha mieli, a Bóg w kościele i pozostał. My sami wiedzieli co i jak, bez nauk.
Po podstawowej my i poszli do zawodówki. A mieli tako jedno niedaleko w Lejkowie mieście powiatowym! Trzy wiorsty tylko sie szło, a w kupie zawsze, to i raźniej i weselej. I nie wiadomo kiedy sie schodziło te zawodówke. Tam nas niby do zawodu rolniczego sposobili, ale po co, my nie wiedzieli, jak my już i tak byli rolniki? Tak że i nikt tam za bardzo i nie słuchał, i nie uczył sie za bardzo, choć czasami i nie powiem, interresujące byli rzeczy. Mnie na ten przykład najbardziej pociongnęła literatura historiczna. Ja nawet i kilka książek przeczytał, choć i niewiele spamiętał, ale te opisy królewskie, bitwy wielkie, zasadzki, rąbanie szablami. Albo i inne, na ten przykład, choć inny, przeczytał ja kilka książek, w których o jakichś detektywach, porucznikach i zbrodniach było. I to mię sie najszczególniej podobało, jak oni tak sami z siebie to wszystko rozgmatwać umieli, że aż dech zapierało, skond oni takie mondre! Nawet mnie już i Bukwą zaczeli przezywać, ale to z zazdrości pewnie, bo ja był z nich przez to czytanie i najmondrzejszy i to nie tylko we wsi, ale i okolicy!
No ale nastał i koniec uczenia, tak i ja te czytanie i porzucił, bo insze rzeczy na mnie najszli. My wszystkie te szkołe przebyli jako tako, czyli nikt i nie zauważył, jak był. Rozumu wiele nie nabrali, bo i swój już mieli, i po sąsiadach nabywali, i od innych też. I rodzice co nam niekiedy dawali do głowy i nawkładali. Choć ciężko im było pewnie, bo nam jeno było w głowie pływanie i zabawy, a gdzie tam robota, choć i tak huk jej robili, bo to i poletka trzeba było oborać, i żywinę przypilnować, żeby sie nie potopiła w rzece, i czasami jeszcze jaki handel z Ruskimi porobić, żeby co mieć na wyskok…
Cały materiał przeczytasz w najnowszym wydaniu Krainy Bugu.
Tekst: Andrzej Zawadzki, rysunek: Paweł Litwin