— Rzeka uczy, żeby być otwartym, mieć otwarte oczy i przede wszystkim otwarte uszy, żeby słyszeć, co się dzieje wokół nas, słyszeć to, co chce powiedzieć nam świat naprawdę, to, co naprawdę mówią do nas ludzie. Nie słuchać słów, ale słuchać ludzi, słuchać brzmienia tego, co mówią, słuchać ich intencji… — twierdzi Michał Zygmunt w rozmowie z Igorem Nazarukiem.

Na początku Waszego filmu mówisz: „Zabili moją rzekę”. Pamiętasz moment, kiedy to do Ciebie dotarło?

Kiedy dowiedziałem się, że płyną martwe ryby, to nie był pierwszy raz, kiedy tak pomyślałem, ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że będą dziać się tak straszne rzeczy. Nie zdawałem sobie sprawy, że ta katastrofa dojdzie aż do takich rozmiarów. Pamiętam, że wypłynąłem wtedy na Wisłę na krótką chwilę, i był taki moment, że zaczął dzwonić telefon. Dzwonili dziennikarze, zaniepokojeni ludzie, i tych telefonów były dziesiątki. Tego dnia, gdzieś na Wiśle uświadomiłem sobie, że na mojej Odrze dzieją się rzeczy straszne.

A wcześniej nie było symptomów katastrofy?

Złota alga nie jest jedynym problemem Odry. Od wielu lat zwracam uwagę na wysokie stężenie fenolu w rzece. Zakładów zrzucających ścieki do wody jest tak dużo, że katastrofa wisiała i wisi nadal w powietrzu. Ale katastrofy o takim rozmiarze nie było na Odrze i prawdopodobnie nie było na żadnej innej rzece w Europie.

Czy wtedy pojawił się pomysł, żeby przepłynąć od Bugu przez Wisłę do Odry?

Pomysł pojawił się trochę później. Najpierw wciągnął mnie wir tej katastrofy i obudził się we mnie wojownik. Zacząłem nacierać różnymi metodami, alarmować o problemach tej rzeki, opowiadać, żeby zebrać ludzi, którzy będą walczyć o czystą Odrę. Pomysł na rejs przyszedł zimą, kiedy miałem pierwszą chwilę wytchnienia, kiedy tak naprawdę doszło do mnie, co się stało. Wcześniej byłem w ferworze. Najpierw cała akcja związana z wyławianiem martwych ryb, z informowaniem siebie nawzajem, co się dzieje, z udzielaniem wywiadów. Jesienią jeździliśmy i opowiadaliśmy na różne sposoby o tym, co się dzieje na Odrze. I szybko okazało się, że czy to koncert, czy spotkania, czy to warsztaty, czy konferencje, że właśnie każda okazja jest dobra, żeby mówić o problemach Odry. Większość ludzi tak naprawdę ich nie zna albo wie tylko tyle, ile powiedzą media.

Mam wrażenie, że media szybko znalazły inne tematy i większość z nas zapomniała o Odrze.

To naturalne. Zczęliśmy żyć czymś innym. Pozostało natomiast poczucie, że nic nie zmieniono, czyli że tak naprawdę nie załatwiliśmy w żaden sposób problemu. A jednocześnie świadomość, że Odra kwitnie dziś jeszcze mocniej, bo nie ma mechanizmów samooczyszczających. Każda zdrowa rzeka w ten sposób chroni swój dobrostan, a przeregulowana Odra już tego nie ma. I znów siedzimy i patrzymy na rzekę: czy martwe ryby już płyną, czy będą płynąć?

Co zrobić, żebyśmy nie przestawali mówić o problemach Odry?

Ja postanowiłem, że popłynę i zrobię to, co umiem robić najlepiej, czyli siądę na łódkę, zbiorę dźwięki i opowiem o tym światu. To dobra okazja, żeby wciągnąć różnych ludzi na rzekę. I jak zazwyczaj moje podróże odbywają się w samotności, tak tym razem zaprosiłem dziennikarzy, pisarzy, społeczników, przyjaciół, którzy mają możliwości przekazania dalej historii odrzańskiej światu.

Ale dlaczego dwa lata od katastrofy nie znamy winnych? Dlaczego nikt nie został ukarany?

Niestety, system jest wadliwy i prawo albo nie jest przestrzegane, albo jest przestrzegane w kratkę, a odpowiedzialność jest rozmyta. Pozwalamy wielkim koncernom, takim jak KGHM, żeby codziennie wysypywały do Odry wagony soli dziennie. O jakich zyskach mówimy, jeśli robi to kosztem ochrony środowiska, kosztem zatrutej rzeki?

Trudno jest wskazać winnego, skoro do końca nie wiadomo, które ministerstwo odpowiada za stan rzek w Polsce.

Okazuje się, że to jest infrastrukturalna lura, a nie rzeka, żywy organizm, do którego jesteśmy podłączeni. To jest prawo rozmywane od lat przez lobbystów. Polska nie przestrzega kilku dyrektyw europejskich, do przestrzegania których się zadeklarowaliśmy. Wody Polskie budują w Malczycach na Odrze stopień wodny wbrew decyzji środowiskowej. Ale powoli Polacy zaczynają widzieć wielką wartość w czystej wodzie.

A kiedy już popłynęliście tymi trzema największymi rzekami, Ty – żeby zarejestrować dźwięki, Adam Lach – obrazy, a Dyba Lach – historie, to jak brzmią te rzeki? Jak brzmi Bug, jak Wisła, a jak Twoja Odra?

Każda z tych rzek ma swoje niezwykłe brzmienie. Jeśli jest to twoja rzeka, to znasz te subtelne tony, potrafisz je odróżniać w palecie wielu innych dźwięków. Te pozostałe rzeki dopiero odkrywam. Bug, Wisła, Noteć, Warta… każda z nich opowiada inną historię. Bug jest nieprzeobrażony. Wybrałem nieprzypadkowy moment tej podróży, bo kiedy wiosna jest w rozkwicie, pejzaż dźwiękowy rzeki jest najbogatszy, najciekawszy.

Pełnia wiosny w Waszym filmie to feeria dźwięków, barw i emocji.

Tak to sobie skalkulowałem, żeby móc posłuchać Bugu, rzeki dzikiej, budzącej się do życia, po to żeby przywieźć Odrze właśnie to dzikie brzmienie.

Ale czym różnią się brzmienia tych rzek?

Bug jest dziki, nieprzeobrażony. W wię­kszości biegu zachowuje naturalny charakter. Słychać to w tempie przyspieszania i zwalniania nurtu. Inaczej, kiedy woda dochodzi do potężnych meandrów, inaczej, kiedy płynie prostymi odcinkami. Na Bugu widziałem i słyszałem otwierające się rozlewiska. Woda wylewa się z rzeki na łąki pełne ptaków i budzącego się życia. I tak zapamiętam Bug.

A dalej? Słyszę to…

Bugo-Narew, kiedy Bug spotyka się z Narwią. W sumie nie wiem, która z tych rzek uchodzi do której. Dalej przez Zegrze, przez Warszawę kanałem do Wisły. No i Wisła, absolutnie fantastyczne miejsce, gdzie możesz poczuć się, jak na prawdziwej wielkiej rzece – potężnej, dzikiej i nietkniętej ludzką ręką. Ja, ze swoją łódką, zniknąłem tam na dwa tygodnie, raz spotkałem kapitana Zycha. Słuchałem dźwięków wysp i łach.

A później wpływacie w kompletnie inny świat. Fordon?

Brdą, Kanałem Bydgoskim w kierunku Warty. Industrialne odcinki. W Bydgoszczy płynąłem przez miasto, pod mostami, kanałem, śluzami. Tam wszędzie słychać obecność człowieka. Później wielkopolskie jeziora, zupełnie inne, zimne, specyficzne brzmienia.

I dwie ostatnie: Warta i Twoja Odra.

Warta w kwietniowej aurze zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Przepłynąłem nią od Konina do Parku Narodowego „Ujście Warty”. Kiedy płyniesz rzeką środkiem rezerwatu, jesteś w raju.

A Odra?

Wypłynąłem z Kostrzyna i uderzył mnie dźwięk doliny Odry. Połowa kwietnia, słyszysz bieliki, dudki, czajki, mewki, żurawie… Dolina mojej rzeki przywitała mnie ptasim oratorium. Odra nie ma dzikości Bugu, nie ma wielkości i majestatu Wisły, niestety nie zachowano jej naturalnego biegu i nurtu, natomiast dolina Odry wciąż pozostaje absolutnie fantastycznym i różnorodnym przyrodniczo miejscem. Trzeba o nią dbać.

Zostańmy jeszcze chwilę na rzece. Jak z niej wygląda świat? Nie znamy tej perspektywy.

To inne patrzenie. Kiedy zaczynasz odkrywać rzekę, najpierw przychodzisz nad jej brzeg, obserwujesz, słuchasz i chłoniesz. Ale dopiero wtedy, gdy w końcu siadasz do łódki czy kajaka i sam zaczynasz płynąć, kiedy w końcu oddajesz się rzece, wtedy świat wokół staje się kompletnie inny…

Ambiwalentny?

Rzeka jest światem zmiennym. Płynąc jej nurtem nagle za zakolem wszystko się może zmienić. Rzeka niesie nie tylko harmonię przyrody, ale też chaos miast, łączy skrajnie różne światy.

To ten sam świat, tylko na różnych etapach zniszczenia…

Masz rację. Płynąc ze wschodu na zachód, trochę w poprzek Polski, obserwowałem, jak zmienia się nie tylko pejzaż i przyroda, ale też gdzie są nasze źródła i jak zmieniła się nasza tożsamość.

A jak płynie czas na rzece?

To jedno z bardziej magicznych doświadczeń na rzece. Kiedy wypływam i biorę ze sobą kogoś, kto płynie pierwszy raz, najpierw widzę nerwowość, zagubienie. Po godzinie, dwóch rozmowy cichną. Świat wokół zwalnia i trochę traci znaczenie. Kiedy płyniesz drewnianą łódką w ciszy i nie myślisz w kategoriach kilkunastogodzinnego spływu – tyle pewnie zajęłaby droga znad Bugu nad Odrę samochodem, ale masz przed sobą 40 dni płynięcia – musisz szanować momenty, kiedy leje, kiedy nie da się już płynąć dalej, kiedy fala jest tak wysoka, że nie możesz jej pokonać, kiedy trzeba łódkę przepchać albo przenieść, bo nie ma wody.

Wszystko płynie i ciągle się zmienia.

Paradoksalnie, kiedy płyniesz od świtu do zmierzchu, to sam stajesz się tą zmianą, a jednocześnie wszystko wokół jest na właściwym miejscu i czasie. W punkt.

To dlaczego odwróciliśmy się plecami od rzek? Zatruwamy je, staramy się ujarzmić prądy, wyregulować brzegi, odebrać im dzikość.

A może jest, jak w przysłowiu: „mądry Polak po szkodzie”, i może właśnie teraz się to zmienia? Nie chcę oceniać, nie rozumiem, dlaczego do tego doprowadziliśmy. Obserwuję za to, jak powoli dociera do nas, że cena, którą zapłacimy za katastrofalny stan naszych wód, będzie ogromna. Odra jest tak bardzo przeobrażona przez człowieka, że już nie potrafi się sama oczyścić i obronić.

Nie tylko Odra: zaledwie jeden procent polskich rzek jest w stanie dobrym!

Jest gorzej: nowe badania pokazują, że aż 99,5% rzek w Polsce jest w złym stanie. Tymczasem przypominam, że człowiek składa się w siedemdziesięciu procentach z wody. Więc jeśli ktoś zarzuca mi, że opowiadam się po jakiejś ultraekologicznej stronie, że walczę o ptaszki, rybki czy inne zwierzątka, to powtarzam, że walczę o wodę. Rzeczywiście, kiedy nagrywam ptaki, to czuję spokój, że wszystko jest ok, że nie dzieje się źle. Natomiast, kiedy ich nie ma, to znaczy, że jest źle, że woda jest ­zatruta i rzeka umiera. Podczas kata­strofy ­odrzańskiej zginęły małże i ryby.

Przyznam szczerze, że pierwszy raz o złotej aldze usłyszałem w 2022 roku, podczas katastrofy na Odrze.

My o niej wiedzieliśmy, ale nikt nie przewidywał, że na Odrze zrobi to, co zrobiła.

A co jeśli za chwilę dowiemy się, że w Odrze mamy np. fioletową algę? Która zabija nie tylko ryby i małże…

… ale też inne zwierzęta, krowy, owce…

Boisz się powiedzieć, że kolejna alga może zabijać też ludzi?

Nie chcę tego mówić, nie chcę straszyć, ale to jest czas, ostatni moment na wyciągnięcie wniosków i wdrożenie planu naprawczego.

Z tego, co obserwuję, widać, że prawdziwe zmiany nie nadchodzą.

Ale dzieją się rzeczy wokół rzek, odwracamy się do nich twarzą. Prawdopodobnie powołamy Park Narodowy Doliny Dolnej Odry, pierwszy od 24 lat park narodowy w Polsce – i to tylko i wyłącznie siłą społeczną.

Wybacz ironię, ale mówisz, że po­wstanie park narodowy na zatrutej rzece. Czy to jest właściwa kolejność działań?

Masz rację – ale ten park jest prawdziwą zmianą, realnym działaniem, a nie kolejną konferencją i opowiadaniem o tym, jak jest źle. Trzeba robić, żeby się działo, realnie wydarzało, żeby Odra nie była tylko opowieścią tzw. „ekoterrorystów”, a najważniejszą sprawą narodową.

Więc co realnie trzeba zmienić?

Usprawnić prawo, powołać kompetentne i odpowiedzialne służby, wdrożyć procedury. Katastrofa na Odrze pokazała urzędniczy „tumiwisizm”, a przecież zatruta woda w ogromnej części kraju to kryzys państwa. Jeśli instytucje nie działają, jak pokazuje chociażby raport NIK-u, to znaczy, że trzeba przeprowadzić reformę całego systemu.

Jaka jest obecnie temperatura wody w Odrze? Dodam tylko, że rozmawiamy w połowie czerwca 2024 roku.

Woda ma 26 stopni. Moja rzeka płonie! I znów od kilku dni, punktowo obserwuję martwe ryby w wielu miejscach. Woda jest absolutnie słona, bo zrzuty wód pokopalnianych wciąż następują. Siedzimy na tykającej bombie. Nie wiemy, czy za chwilę nie zacznie się kolejna katastrofa. W jakiej skali? Czy upały przejdą bokiem?

Wróćmy na łódkę. Chyba łatwiej siebie nawzajem usłyszeć na rzece? Mam na myśli Twoją relację z córką, którą obserwujemy w filmie.

Czas, kiedy jest się na rzece z córką, w obliczu trudnego wyzwania – bo jednak płynięcie drewnianą łódką, na której śpicie, jecie, żyjecie przez 40 dni i to jest marzec, kwiecień, jest zimno, mroźno, pada śnieg, deszcz, strasznie wieje i przemarzamy na kość, jest ogromnym wyzwaniem – jest czymś, co dzieje się na serio. Polecam każdemu rodzicowi w relacji z dzieckiem, żeby robić coś prawdziwego, żeby nie udawać, żeby nie zasłaniać się telefonami, tylko żeby robić namacalne rzeczy. Mamy po tej ­wyprawie kilka superfajnych przygód, kilka mrożących krew w żyłach, i ­kolekcjonujemy je sobie w banku naszej wspólnej pamięci. Dzięki temu czujemy, że żyjemy naprawdę.

Pozwól, że pobawię się trochę w filozofa. Rzeka uczy, że i tak wszystko minie, że to nie ma wielkiego znaczenia, bo rzeka płynie i tak – mnie nie będzie, a ona będzie płynęła dalej. Te hektolitry wody, te masy ogromne sprawiają, że czuję się maleńki. Rzeka uczy pokory. Dobrze to czytam?

Z pewnością, ale uczy też tego, że wszystko się może za chwilę zmienić. Nawet jeśli są momenty, że nie da się przepłynąć, kiedy coś siada, coś się kończy, to za chwilę jest kolejny zakręt, który otwiera nowe możliwości. Kiedy masz już dosyć, jest ci po prostu zimno, jesteś mokry, nagle rzeka zmienia charakter: dwa, trzy meandry dalej wychodzi słońce i zmienia się cały świat. Walczysz z wiatrem, wieje prosto w twarz, wydaje ci się, że to już koniec, że nie dasz rady i dalej nie popłyniesz, a ona meandruje tak, że po chwili wiatr wieje w twoje plecy.

Jak w życiu…

Trzeba się poddać tej rzece, oddać jej swoje plany, pozwolić się ponieść i być otwartym na to, co ona też przyniesie. Pamiętam, jak Adam Lach [operator filmu] w pierwszych dniach naszego rejsu biegał z kamerą i ciągle miał pretensje, że coś mu umyka. Mówił: „Ale my już to przepłynęliśmy, już do tego nie wrócimy! Czemu tego nie zrobiliśmy inaczej?”. I w pewnym momencie dał na luz. Poczuł, że to się samo układa, że rzeka daje więcej, niż zaplanowaliśmy.

Pozamykaliśmy się w swoich bańkach?

A rzeka uczy, żeby być otwartym, mieć otwarte oczy i przede wszystkim otwarte uszy, żeby słyszeć, co się dzieje wokół nas, słyszeć to, co chce powiedzieć nam świat naprawdę, to, co naprawdę mówią do nas ludzie. Nie słuchać słów, ale słuchać ludzi, słuchać brzmienia tego, co mówią, słuchać ich intencji.

Odra i Bug są granicznymi rzekami, są też historycznymi zaporami dzielącymi różne światy. Czułeś, że po drugiej stronie Bugu jest inny, dziś obcy świat? Zupełnie inaczej niż na Odrze?

Spotkanie z tymi dwoma tak różnymi granicami, wschodnią i zachodnią, to jeden z bardziej niezwykłych aspektów tej podróży. Kiedy wypłynąłem na Bug, to tam nie można było specjalnie pływać. Wszędzie drut, nie można wyjść z łódki, nie można jej zwodować, nie można przepłynąć na drugą stronę. Jest mur, strażnicy, wartownicy, jest żywa granica, strach, niemożność ruchu. I po 40 dniach wpłynąłem na wielką Odrę, która jeszcze 30 lat temu też była strzeżoną granicą, i przywitali mnie niemieccy kajakarze. Tu świat się otworzył. ­Ludzie na obu brzegach razem patrzą na tę samą rzekę i chcą widzieć ją czystą, piękną i zieloną, chcą widzieć po drugiej stronie przyjaznych sąsiadów, chcą im pomachać, i tyle. Tak naprawdę o tym marzą ludzie na całym świecie patrząc na rzekę, o tym marzą ludzie na Bugu i o tym marzą ludzie na Odrze. To polityka sprawia, że rzeki stają się granicami i zaczynają nas dzielić. A ludzi wystarczy inspirować, pokazywać im dobrodziejstwa rzeki. Dlatego to czas artystów nad rzekami. Zwróć uwagę: my nie słuchamy ­alarmujących o stanie wód naukowców.

Nie słuchamy autorytetów.

Mnie słuchanie rzeki doprowadziło do momentu, że o nią walczę, bo usłyszałem, co jej zrobiliśmy.

Czego Odra mogłaby się nauczyć od Bugu?

Dzikości, równowagi, bezkompromisowości. Bug pokazuje, że można funkcjonować nad nieuregulowaną rzeką i mogą nad nią mieszkać ludzie, i ta woda nie zabiera im dobytku. Na Odrze pokutuje taki mit, że dopóki nie uregulujemy jej do końca, to nie będziemy mieli sukcesów, nie kupimy statku wycieczkowego i nie będzie turystów. A na takim wielkim statku ludzie jedzą lody, piją piwko, gadają, ale są nieobecni. Nie widzą, nie słyszą i nie czują, gdzie są. Wystarczy się przesiąść na małą drewnianą łódkę, żeby wszystko się zmieniło. I tę dzikość Bugu chciałem Odrze przywieźć.

Rozmawiał: Igor Nazaruk
Zdjęcia: Adam Lach

Artykuł pochodzi z 38. numeru Krainy Bugu.

Wszystkie wydania dostępne są w naszym sklepie internetowym www.krainabugu.pl/sklep