Fotoreportaż Bartka Kosińskiego to jeden z pierwszych fotograficznych zapisów wojennej tragedii, która od prawie 2 lat rozgrywa się za naszą wschodnią granicą. To obrazy pierwszych dni życia w nowej rzeczywistości naznaczonej strachem, przerażeniem i nieprzewidywalnością dnia następnego. Obrazy zniszczenia, śmierci i tragedii, które stały się dla wielu codziennością.

Pojechałem do Ukrainy w pierwszych dniach wojny. Wówczas wszyscy myśleli, że to niebawem się skończy… Mając do dyspozycji duży samochód, wypełniłem go po brzegi darami dla cywilów. Głównie lekami i środkami opatrunkowymi. Pierwszym obrazem, który ścina z nóg, była Biała Cerkiew – to miejscowość oddalona od Kijowa około 70–80 km. Spadła na nią rosyjska rakieta, obracając w gruz całe osiedle mieszkaniowe. Widziałem najokrutniejsze rzeczy, jakie może zrobić człowiek człowiekowi w cywilizowanym, wydawałoby się, świecie. W tej części świata, po której nigdy byśmy się tego nie spodziewali. Bardzo blisko polskiej granicy. A więc wojna wkroczyła do Europy. Aby uświadomić i zobrazować znajomym, jak to jest blisko i dlaczego to bardzo niebezpieczne dla reszty świata, a przede wszystkim dla Europejczyków, dla nas, mieszkających po sąsiedzku – to był cel mojej wyprawy do Ukrainy. Z Warszawy do Kijowa jest plus minus tyle kilometrów, ile z Zakopanego na Hel…

Po tym, co przydarzyło się Ukrainie, nikt nie może czuć się w Europie bezpieczny. Osiemdziesiąt lat po zakończeniu II wojny światowej znów stajemy w obliczu realnego zagrożenia. Pamiętamy wojnę w Bośni i Hercegowinie. Wtedy też nikt nie mógł pojąć, jak to możliwe… A tu: puk, puk, i znowu w Europie śmierdzi prochem, spalenizną i śmiercią.

Tekst i zdjęcia: Bartek Kosiński

Artykuł pochodzi z 36. numeru Krainy Bugu

Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep