Kiedy stanąć wiosną przed kościołem w Wereszczynie i spojrzeć na bezkresne pola, widać trzy kolory. To zieleń pól, biel kwitnących drzew i błękit nieba. Taki widok musiał rozciągać się z dworku Wereszczyńskich, w którym często bywał Mikołaj Rej. Ojciec polskiej literatury, który jak rzadko kto potrafił pisać o jedzeniu, specjalizował się nawet w sentencjach na łyżki. A ponieważ bywał na Polesiu Lubelskim często i w kilku miejscach, zapraszam na wiosenną wycieczkę gastro po tej intrygującej krainie.

Andrzej Trzecieski, pisarz, poeta, wydawca i tłumacz, który w 1603 r. trafił do pierwszego polskiego Indeksu Ksiąg Zakazanych biskupa Bernarda Maciejowskiego, nazwał Mikołaja Reja Dantem polskim. Adam Mickiewicz porównywał go z Montai­g­ne’em, a jeden z ówczesnych drukarzy krakowskich pisząc o Reju cytował Horacego: Godzien hoyney zapłaty człowiek każdy taki, co pożyteczne rzeczy rad miesza z przysmaki. I tych przysmaków w utworach Reja jest obfitość wielka: Azasz mało Pan Bóg dał rozmaitych przysmaków do snadnego dobrego mienia, tak jakochmy wyszszej słyszeli, poćciwemu człowieku – pyta Rej. I dalej pisze, że nachodziwszy się po swoim pobożnym gospodarstwie człowiek poczciwy usiądzie sobie w izbie, a tam: pieczenia sie wieprzowa dopieka, cietrzew w rosołku, a kapłun tłusty z kioskami dowiera, więc rzepka, więc ine potrawki. A czegóż ci więcej trzeba?

Dobrze pił i jadł

Co potwierdza w swojej relacji ks. Józef Wereszczyński, biskup kijowski i opat bendyktyński w Sieciechowie, którego ojciec miał majątek w Wereszczynie: tegom [Reja] ja dobrze znał, bo często u podsędka chełmskiego, ojca mojego, dla używania myśliwstwa bywał… Albowiem zawżdy kiedy przyjechał, pudło śliw jako korzec krakowski, miodu praśnego pół rączki, ogórków surowych wielkie niecółki, grochu w strączkach cztery magierki, na każdy dzień na czczo to zawsze zjadał. A potem z chlebem garniec mleka zjadłszy, jabłek z kopę, a pół tryfusa gniłek spasłszy, do tego sztukę mięsa abo raczej cztery świeżego wezbrawszy, półmiskom kilkom czupryny zmiąwszy, kapustą kwaśną potem dorobił, mało już o żabki włoskie dbał. W miejscu dworku, w którym bywał Rej, stoi inny, skromny dworek, ale widoki zostały. Ale idźmy dalej w poszukiwaniu Rejowych potraw.

60 kop sera

Kiedy poeta bywał w Krakowie, pilnie sprawdzał, co w kramach się sprzedaje. Zachwycał się smażonymi kiełbaskami, pieczoną wątróbką podawaną z octem i cebulą, radował się, ileż tu pożytecznych rzeczy siedzi: krupy, masło, jabłka, ryby, żury, barszcze, ogórki nakiszone. W jakiej kuchni lubował się poeta? W osobliwych polewkach, czyli wywarach mięsnych, w pieczeniach, do których zalecał koper, chrzan i ćwikłę. Będąc na Polesiu zajadał się farmuszką piwną, koniecznie z ulubionymi grzankami lub podsuszanym serem. Za serami przepadał do tego stopnia, że sprowadził do swojego majątku w Siennicy wołoskich pasterzy, by wyrabiali mu bunc. W jednej z relacji sądowych pisarz zeznawał, że kiedy najechano mu majątek w Popkowicach, stracił: 37 srebrnych naczyń, 200 fasek masła, 60 połci słoniny, 60 kop sera.

Pisał sentencje na łyżki

O czym pierwszy raz powiedział mi znakomity malarz Franciszek Starowieyski. Artysta kolekcjonował łyżki pod kątem sentencji właśnie. Na jednej z nich zapisano: A smak dał nam Bóg za darmo. — A wie pan, że sentencje na łyżki były specjalnością Mikołaja Reja? — spytał Starowieyski. I rzeczywiście. Wirszyki na łyżki abo na ine drobne rzeczy zachwycają mądrością sentencji. Kiedy zajrzymy do intrygującego zbioru Apoftegmata, to jest krótkie a roztropne powieści, człowiekowi poćciwemu słusznie należące, przez tegoż to, co i Żywot poćciwego człowieka pisał, tylko dwiema wirszyki zebrane a zniesione, znajdziemy na przykład: Wirszyki na łyżki abo na ine drobne rzeczy oraz Prze dobre towarzysze. Łyżka mówi. A oto niektóre z nich.

MIEY NA BACZNOŚCI SWE PRZYPADŁOŚCI.

SŁAWA KAŻDEGO CZYNI WDZIĘCZNEGO.

PRZY KAŻDEY SPRAWIE POMNI O SŁAWIE.

SŁAWA BIESPIECZNA JEST ROSKOSZ WIECZNA.

DOCHODŹ BLISKOŚCIĄ SŁAWY S POĆCIWOŚCIĄ.

NADOBNIE STROYNY, KTO CNOTĄ HOYNY.

ŻYWĄC POMIERNIE, BĄDŹ S KAŻDYM WIERNIE.

PIERZE NA PAWIE, SLACHCIC WE ZŁEY SŁAWIE.

KTO SŁAWY STRZEŻE, TEN SIE NIE ZRZEŻE.

ŻYWOT POĆCIWY JEST SKARB
PRAWDZIWY.

Dosyciem sie już nabył na tym nędznym świecie

Pisał o jedzeniu z miłością. Gospodarzył pracowicie. Miał niepohamowany charakter. Ale gdy przeszedł na kalwinizm, złagodniał. Cenił post jako praktykę pokutną. W miarę upływu lat dochodził do wniosku, że pożywienie wpływa na zdrowie człowieka. Wbrew temu, co złośliwie opisuje w cytowanej relacji ksiądz Wereszczyński, nie mogąc darować poecie jego konwersji na luteranizm, a następnie na kalwinizm, poeta Rej cenił jakość pożywienia i doceniał umiar w jedzeniu, pisząc, jak to jego przodkowie pożywiali się skromnie: wystarczał im podpłomyk i kawałek baraniny.

W Zwierciadle, które jest testamentem poetyckim Mikołaja Reja, jeden ze śródtytułów nazywa się „Żegnanie ze światem”. Śmierć przeczuwając napisze: Dosyciem sie już nabył na tym nędznym świecie. Na to, co będzie, patrzy ze spokojem. Nie wiemy, gdzie zastała go śmierć. Czy w Rejowcu, czy w Siennicy, czy w którymś z majątków na Polesiu lubelskim: Wereszczynie, Wólce Wereszczyńskiej, Hańsku czy Kulczynie. Jedno jest pewne: nie znamy miejsca, gdzie jest grób poety. Ale możemy podążyć jego śladem, i taką wycieczkę proponujemy.

Wycieczka na Polesie Lubelskie

Wypada ją zacząć od wspominanego już Wereszczyna i poszukać dworku, który stoi w miejscu majątku w Wereszczynie. Drogę wskaże tablica z wizerunkiem poety. Kulinarne tradycje pielęgnują w Wereszczynie pasjonatki z KGW Wereszczynianki. Inspirując się kulinarnymi upodobaniami Mikołaja Reja, przyrządzają udziec jagnięcy w ziołach z hałajdą i karmelizowanymi owocami. Rejowy przysmak szykuje się aż trzy dni. Jagnięcinę dobę marynuje się w maślance. Następnie naciera poleską mieszanką ziół (czosnek, mięta, pieprz, szczaw i sól), w których jagnięcina dojrzewa kolejną dobę. W trzecim dniu piecze – podlewając sosem. Do jagnięciny idzie poleska hałajda, czyli kasza jęczmienna prażona z boczkiem, czosnkiem, cebulą i łobodą. Danie wieńczą karmelizowane owoce, które tak lubił poeta.

Obok Wereszczyna leży Urszulin, gdzie w karcie restauracji Hotel Drob znajdziecie zakładkę z poleskimi daniami. Z przysmaków Reja należy obowiązkowo skosztować kaczki z jabłkiem oraz przepysznej giczy jagnięcej, a przepisy na oba dania podajemy.

Ślady Mikołaja Reja prowadzą nas w kierunku Kulczyna i Hańska. W Hańsku czeka przecudnej urody kapliczka oraz cerkiew. To tu poeta Rej zabrał sędziemu Hańskiemu zboże, zaorał miedzę i wyłowił ryby ze stawu. W pobliskiej Osadzie Korolówka, w Zespole Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego im. Ireny Kosmowskiej, a dokładnie w pracowni gastronomicznej trwają kulinarne rekonstrukcje. W szkole działa także teatr obrzędowy „Korale”, aktorzy pod kierunkiem Ewy Krzywani grają, ale także wypiekają osobliwe serowe ciasteczka z jabłkami, których próbowałem. Rej za jabłkami przepadał, zapewne podobne ciasteczka pogryzał, siedząc na ganku któregoś z pobliskich dworów.

Mazury na Polesiu

Polesie to kraina jezior. Turyści mówią: Mazury na Polesiu. Poeta Rej lubił namiętnie łapać ryby. W Jeziorze Wytyckim, największym na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim, dzikim i romantycznym, biorą szczupaki, sandacze, okonie, karasie i węgorze. ­Miejscowym przysmakiem są karasie po naszemu: rybki faszeruje się borowikami smażonymi z cebulą i zapieka w piecu. Ależby te karasie Rejowi smakowały!

W poszukiwaniu Rejowych smaków trafiłem na wybitną zupę na kaczce, z rodzynkami, przyprawianą na słodko. Odkryły ją KGM Zosie Samosie we Włodawie, nazwały „Zupą jak u Salci”. Pochodzi z kuchni żydowskiej, ma bez dwóch zdań staropolskie korzenie, jest przyprawiana na modłę książki kucharskiej hrabiów na Włodawie i Różance. Rej cenił posilne polewki, podkreślał, żeby dodawać do nich odrobinę drogiego cukru, by wydobyć smak. Przepis na przedobrą zupę zamieszczamy.

Wszystko to minie jako polna trawa

Czy to koniec wycieczki? Nie. Po chwilę wytchnienia zajrzyjmy do miejscowości Horostyta, gdzie rozpoczyna się szlak rowerowy „Śladami wschodniosłowiańskich tradycji cerkiewnych”, prowadzi do Holi, Sosnowicy czy Dratowa. W Horostycie mieszkańcy mają mieszane ukraińsko-polsko-białoruskie korzenie, mówią śpiewnym językiem i dobrze gotują. Zobaczycie tu przepiękną, zabytkową prawosławną cerkiew z późnogotycką ikoną ­Podwyższenia Krzyża Pańskiego. Ale turyści z całej Polski jadą tu w jeszcze jednym celu. — Chodzi o potężną lipę, w której pniu można się schronić. Zamknąć oczy i poczuć jej dobroczynne oddziaływanie — mówi Andrzej Romańczuk, starosta włodawski, zakochany w Polesiu Lubelskim.

Słowianie wierzyli, że lipa darzy ich uczuciem opiekuńczym. Nawet dotknięcie świętego drzewa odejmowało ból i łagodziło ziemskie dolegliwości. Mieszkańcy wsi Horostyta wiedzą, że ich lipa promieniuje dobrą energią, która daje ulgę ciału, ale przede wszystko duszy. Zresztą sam Rej sadził w swych majątkach lipy, mając dla nich wielką admirację. Podobnie jak drugi poeta, Jan Kochanowski, który pod czarnoleską lipą spisywał wieczne myśli. Jak ta:

Zacność, uroda, moc, pieniądze, sława,
Wszystko to minie jako polna trawa
Naśmiawszy się nam i naszym porządkom,
Wemkną nas w mieszek, jako czynią łatkom.

Coś w tym jest – na trasie Poleskiego Szlaku Konnego spotkacie wieś Kolonia Kochanowskie…

Tekst: Waldemar Sulisz 

Zdjęcia: Małgorzata Sulisz

Artykuł pochodzi z 31. numeru Krainy Bugu. Tekst wraz z przepisami znajduje się w wersji papierowej magazynu.

Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep