Żeby zimą poczuć błogie ciepło wydobyte z palącego się drewna, trzeba zbudować piec, ale żeby zbudować piec, trzeba mieć najpierw dobre kafle. Te, które powstają w rodzinnej firmie Łukasiuków w Siemiatyczach, nie tylko doskonale oddają ciepło, ale też cieszą oko piękną formą i precyzją wykonania.
Dobre kafle to najpierw dobra glina, bez zanieczyszczeń, z naturalnych złóż, z żywiołu ziemi. Glina musi leżakować, poddana wpływowi żywiołu powietrza. Potem trzeba ją przepuścić przez młynek, by nabrała plastyczności. A później wprawne ręce człowieka wyciskają z gliny przy pomocy specjalnej formy kafle, które schną w suchym powietrzu przez dwa tygodnie. Ulegają wtedy nieznacznym przekształceniom, więc człowiek musi je poprawić, by miały pożądany kształt – wygładza rękami moczonymi w wodzie, a kiedy uzbiera się partia 10 tys. kafli, wypala je najpierw w żywiole ognia w piecu na drewno, a potem – szkliwione – w piecu elektrycznym.
Nigdy nie jest tak, że wszystkie kafle są udane… Zawsze jakiś pęknie podczas wypalania. W tej produkcji muszą być straty. Lądują wtedy na kaflarskim śmietniku jako odpady. Z tych najlepszych zdun buduje piec. Mogą być klasycznie białe, w kolorze butelkowej zieleni, musztardowe lub brązowe. Szkliwo nadaje im połysk i gładkość – bo gładkie są miłe w dotyku, kiedy chcemy ogrzać dłonie przy rozpalonym piecu… Ale bywają też dekorowane reliefem, by cieszyły oko.
Kafle z czterech żywiołów od ponad półwiecza powstają w rodzinnej firmie Łukasiuków w Siemiatyczach. Białe kafle zaczął produkować w Mielniku w latach 60. XX w. dziadek obecnego właściciela Ireneusza Łukasiuka. Kiedy zakład się spalił, rodzina postanowiła nie zarzucać nabytej umiejętności, bo piec kaflowy na Podlasiu to obowiązkowy element wyposażenia domu. I tak w latach 90. XX w. wytwórnia przeniosła się do Siemiatycz. Po kolei produkcją kafli zajmował się tata Kazimierz Łukasiuk z żoną, a po jego śmierci rodzinny biznes przejął Ireneusz Łukasiuk, w czym pomaga mama. Kobiety są dokładne przy czyszczeniu kafli, reszta to raczej „brudne”, wymagające hartu męskie zajęcie, przy którym dobrze czasem zapalić papierosa, by odetchnąć…
Dzisiaj zapotrzebowanie na kafle nie jest tak duże jak kiedyś, ale właściciele siemiatyckiej wytwórni wcale nie narzekają. W czasach niepewności piec daje gwarancję przetrwania. Poza tym uważa się go za najzdrowszy sposób ogrzewania domu. Nie mówiąc o przytulnym klimacie, który za jego sprawą udziela się każdemu z domowników.





Tekst: Małgorzata Jaszczołt
Zdjęcia: Jacek Dryglewski
Artykuł pochodzi z 33. numeru Krainy Bugu
Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep