Turkuć zasypał dziurę, którą wykopał, kiedy próbował się do nich dostać, a także i te, które korzenie zrobiły wydostając się na powierzchnię.
— Zamknięte — oznajmił i otrzepał kolce. — No, pora na obiad — dodał i wbił zęby w korzeń, który był najbliżej. Turkucie przepadają bowiem za świeżymi korzeniami. Szarpnął go z całych sił, a wtedy jeden z kwiatów się zatrząsł.
Dziupla
Chwaliła się raz dziupla, że jest najpiękniejsza w całym drzewie.
— Tu nic nie mam, tam nic nie mam, wszędzie pusto i przestronnie.
Ale jej słowa trafiały w próżnię: nikt na nią nie patrzył. Kora pilnowała, żeby żaden szkodnik nie przedostał się do środka, a ze środka – żeby nie wypłynął sok. Liście były zajęte łapaniem promieni słonecznych, a korzenie musiały trzymać całe towarzystwo w pionie i na nic innego nie miały już czasu.
— Zajmij się czymś — mówili wszyscy. — Nie możesz wciąż myśleć tylko o sobie.
— Tu nic nie mam, tam nic nie mam, wszędzie pusto i przestronnie… — przyglądała się sobie z podziwem dziupla. Wciąż jednak nikt nie spoglądał w jej stronę. Bo i na co tu patrzeć, jak jest pusto i niczego nie ma?
Aż pewnego dnia na drzewo wskoczył zając.
— Zające nie biegają po drzewach — oburzyła się dziupla.
— Kto to mówi? — Zając rozejrzał się, ale nikogo nie zobaczył.
— Ja, dziupla. Jestem najpiękniejsza, przyjrzyj się, to zobaczysz.
Zając pokręcił głową, ale wciąż nikogo nie widział.
— Gdzie jesteś? — zapytał.
— Tu — dziupla zaczęła się denerwować. — Tu, nie widzisz?
— Tu nic nie ma… tam nic nie ma… — powiedział zając, zaglądając do dziupli.
— To właśnie ja! — wykrzyknęła. — Wszędzie pusto i przestronnie — dodała, a zając hop, wskoczył do środka.
— W sam raz na mieszkanie dla zająca — ucieszył się.
— Zające nie mieszkają w dziuplach — oburzyła się dziupla, a zając na to:
— No i co z tego?
Dziuplę zatkało. A jak zając wyskoczył coś zjeść, krzyknęła za nim:
— Hej, ty, poszukaj sobie innego mieszkania! — I obudziła się. — Ufff… — odetchnęła z ulgą.
I teraz się chwali, że też bywa zajęta.
Ciemność
Korzenie szykowały się do snu. A że pod ziemią zawsze było ciemno, chodziły spać, kiedy czuły, że dość się już napracowały. Właśnie miały zamknąć oczy, kiedy zobaczyły nad sobą słońce.
— Co to? — zawołały.
A to był turkuć podjadek, który wykopał dziurę w ziemi.
Korzenie nigdy nie widziały światła. Zerwały się zaskoczone. Ziemia rozstąpiła się, zupełnie nieprzygotowana na to, że korzenie, zamiast rosnąć w dół, wystrzelą do góry.
— Co to? Co to? Co to? — powtarzały korzenie, zdziwione widokiem, który ujrzały. — Jak tu jest pięknie! Może tu zostaniemy?
Dookoła kwitły kwiaty. Przechylały głowy, trzepotały różnobarwnymi płatkami, wdychały swój zapach. W blasku słońca wyglądały wspaniale.
— Co to? — skrzywiły się na widok korzeni. — Gdzie są wasze kolory?
Korzenie nie miały pojęcia. Nagle poczuły, że zaczyna im brakować wody.
— Wracamy — postanowiły.
Ale było już za późno. Turkuć zasypał dziurę, którą wykopał, kiedy próbował się do nich dostać, a także i te, które korzenie zrobiły wydostając się na powierzchnię.
— Zamknięte — oznajmił i otrzepał kolce. — No, pora na obiad — dodał i wbił zęby w korzeń, który był najbliżej. Turkucie przepadają bowiem za świeżymi korzeniami. Szarpnął go z całych sił, a wtedy jeden z kwiatów się zatrząsł.
— Co to? — przestraszył się kwiat.
— Twój korzeń cię pociągnął — wyjaśnił mu turkuć.
— Mój? Ten? Taki brzydki? — kwiat poprawił płatki. I wtedy odkrył, że nie są już takie jędrne. — Co to? Jak ja wyglądam? — przestraszył się.
— Więdniesz — odpowiedział turkuć, i zjadł korzeń.
Następnego dnia zwiędły wszystkie kwiaty, bo turkuć był bardzo żarłoczny.
Leżą teraz w blasku słońca na trawie i marzą, żeby zapaść się pod ziemię.
Liść
Na czubku drzewa siedział liść. Siedział, wiercił się, szumiał i szeleścił.
— Zaraz polecę tam — spoglądał w stronę horyzontu.
— Lepiej siedź tu — radziły mu inne liście.
— Albo tam — tęsknie patrzył w drugą stronę.
— Tam może być niebezpiecznie — ostrzegały go.
Ale liść szumiał i szeleścił tak głośno, że nic do niego nie docierało.
Pewnego dnia przyleciał wiatr i zerwał go z drzewa.
— Dokąd lecimy? — chciał wiedzieć liść. Od ptaków słyszał o łąkach z koniczyną, lasach ze zwierzyną, polach z chabrami i morzach z falami, których nikt z jego drzewa jeszcze nigdy nie widział. — A ja zobaczę. Wszystko jest możliwe, jak się leci z najwyższej gałęzi — zaszumiał innym liściom na pożegnanie.
Wiatr zamruczał coś pod nosem, dmuchnął z całych sił i szurną liściem o ziemię.
— Czy to jest pole z chabrami? Czy to łąka z koniczyną? — ledwie liść zaczął się zastanawiać, jak usiadł na nim borsuk, który lubił tędy chodzić.
Liść zamilkł. Co tu mówić, jak ma się na głowie cudze futro.
— Lasy, o których marzyłeś są ciągle tam, ale zwierzyna już tu — zaszeleściły szyderczo liście z drzewa.
Rano borsuk wstał, przeciągnął się i poszedł do kolegi. A wtedy liść tupnął nogą, która do niedawna trzymała się gałęzi, a teraz nareszcie była wolna.
— Tak nie może być. Tu się nie da żyć! Lecę dalej.
Jak powiedział, tak zrobił, bo wiatr też już się wyspał. Powiał i uniósł liść najpierw tam, później tam, a na końcu zawiał go do rzeki.
— Czy to jest morze z falami? — zdążył zapytać liść, zanim się utopił.
Leży teraz na dnie rzeki i bulgocze, że zaraz popłynie.
Marzenie
Wyrosła witka nad rzeką i od razu zaczęła marzyć:
— Jak będę duża, to polecę na księżyc.
— Hihihi — śmiały się z niej koleżanki. — Samolotem? — dopytywały. — Czy na skrzydłach? Hihihi.
— Jeszcze nie wiem — witka ani myślała rezygnować ze swoich planów tylko dlatego, że nie miała ani samolotu, ani skrzydeł. — Ale polecę. To postanowione.
Podpłynęła do brzegu ryba:
— Po co ci to. Na górze są chmury. Zasłonią ci cały świat. Z dołu widać najlepiej — twierdziła. Ale witka wciąż spoglądała tęsknym wzrokiem w stronę nieba.
Spod ziemi wysunął nos kret:
— U mnie jest lepiej niż na księżycu. Ciasno, ciemno, przytulnie. Zapytaj swoich korzeni.
A witka na to:
— Możecie tu zostać. Ja lecę.
Usiadła na witce meszka:
— Lepiej nie leć. Ja latam i latam, i co z tego mam? — zasapała, bo latała od samego rana, a że nie wiedziała, dokąd leci, to bardzo się zmęczyła.
— Ja lecę na księżyc — przypomniała jej witka. I poleciała. Na razie na targ, ale zawsze to krok w stronę marzeń.
Stoi tam w wiadrze z wodą, odcięta od korzeni, dumnie wyprostowana, i czeka, co będzie dalej.
Po południu trafiła do ogrodu. A tam jednym końcem do ziemi. Patrzy, a tu wyrastają z niej korzenie.
— Ledwie się uwolniłam i co? Jak teraz spełnię marzenie? — zmartwiła się i zapłakała. Łzy wpadły w ziemię i witka zaczęła rosnąć w górę. Coraz wyżej i wyżej.
Kto wie, może kiedyś dorośnie nawet do samego księżyca. W każdym razie korzenie pomagają jej z całych sił.
Widok
Sosna przechylała się to w lewo, to w prawo. Jak patrzyła tu, to nie widziała tego, co było tam. I na odwrót.
— Zasłaniasz mi widok — powiedziała do brzozy i wyciągnęła gałąź, żeby ją przesunąć.
A brzoza w śmiech:
— Nie ruszysz mnie.
A sosna w krzyk:
— Jeszcze zobaczymy!
A brzoza na to, że ona już teraz widzi wszystko, a sosna tylko częściowo.
A wtedy sosna nadęła się i dmuchnęła w stronę brzozy wszystkimi igłami.
— Aua! — krzyknęła brzoza. — Poczekaj, jak ci pokażę! — I wysunęła korzeń. — Przewróć sosnę — zażądała. Ale że bez korzenia zaczęła się chwiać, to kazała mu wrócić na miejsce. Postawiła na baczność wszystkie liście. — No, teraz sosno nie zobaczysz już niczego — powiedziała zadowolona.
Ale liście nie lubiły, żeby im rozkazywać, więc obraziły się i spadły.
Drzewa zatrzęsły nagimi gałęziami i spojrzały na siebie.
— Chuda jesteś — powiedziała brzoza.
— Blada jesteś — zaważyła sosna.
Na niebie pojawiły się chmury i na gałęzie lunął deszcz. Drzewa drżały i kuliły się z zimna. Sosna pożałowała, że w złości pozbyła się igieł, a brzoza, że nie była dobra dla swoich liści.
— Mokra jesteś — spostrzegła sosna.
— Ty też — dostrzegła brzoza.
I objęły się, żeby było im cieplej.
Zza chmur wyjrzało słońce. Drzewa wyschły i rozprostowały gałęzie.
— Jak zechcesz zobaczyć to, czego nie widzisz, to powiedz, odchylę się — zaproponowała brzoza. Sosna pokiwała czubkiem drzewa, ale wcale nie była pewna, czy musi patrzeć aż tak daleko.
Tekst: Grażyna Lutosławska
Artykuł pochodzi z 29. numeru Krainy Bugu.
Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep