„Zwierzęta w naszym życiu nie zjawiają się bez powodu: udzielają nam nauk o tym, jak zostać lepszym człowiekiem” (Cesar Millan, Zaklinacz psów). „Czy jeszcze gdzieś jest, prawdziwa ta wieś, spokojna, wesoła wieś…” — któż z nas nie nucił tego przeboju Urszuli Sipińskiej. Tak, ta wieś to Borzychy w powiecie węgrowskim w dolinie rzeki Liwiec, otulona Nadbużańskim Parkiem Krajobrazowym. Wyjątkowe miejsce, któremu początek dała ferma strusi afrykańskich, dziś przyciąga turystów z całej Polski, szczególnie tych najmłodszych, spragnionych kontaktu ze zwierzętami, spotykanymi do tej pory tylko w bajkach.

Miłość do tego miejsca rodziła się stopniowo — opowiada Ewa Czajka, która wraz z córką Elizą Maciopą i zaprzyjaźnionym fachowcem Markiem Królakiem prowadzi Zwierzyniec Eurostruś na Mazowszu. — W Borzychach mieszkali moi dziadkowie, u których spędzałam każde wakacje — wyjaśnia warszawianka z urodzenia. — Potem pobudowałam tutaj domek letniskowy, do którego przyjeżdżałam z córką. Ona też pokochała to siedlisko. Z zawodu jestem ekonomistką, przez wiele lat pracowałam w korporacji, dojeżdżając na wieś codziennie z Warszawy. W 2000 roku pojawił się pomysł założenia fermy strusi afrykańskich – to był wówczas modny temat. Mieliśmy ponad sto ptaków, ale to się nie sprawdziło. Nie było chętnych na strusie mięso. Postanowiłam utrzymać jednak to miejsce, zostawiając dwa strusie i stopniowo powiększając zwierzyniec o inne gatunki — wyjaśnia pani Ewa.

W ten sposób do Zwierzyńca trafiły kucyki, kozy, alpaki, owce, różne gatunki kur i gęsi, przepiórki, perliczki, indyki, nutrie, pawie, bażanty, króliki, szynszyle. Kupowane na targach, od hodowców, od pasjonatów, często też przywożone przez znajomego weterynarza, który odebrał je okrutnym gospodarzom. — Oto nasza śliczna Ania — pani Eliza Maciopa prowadzi nas do zagrody kucyków. Zwierzę z dystansem obserwuje obcych, opędzając się od Pestki, która wciąż jej dokucza. — Miała zdeformowane kopytka — tłumaczy pani Eliza. — Na początku była bardzo płochliwa, bała się gwałtownych ruchów. Z pewnością doświadczyła wiele złego od człowieka. Ale stopniowo dochodziła do siebie, i mamy nadzieję, że jest u nas szczęśliwa — dodaje właścicielka Zwierzyńca, czule mierzwiąc czuprynę już uspokojonej Ani.

Tango i Salsa

Z dawnej strusiej gromadki dziś zostały tylko dwa ptaki. Tango i Salsa są parą. I to one górują nad Zwierzyńcem. Nie tylko wzrostem (prawie 3 metry). Tango na nasz widok zaczyna majestatycznie tańczyć. Jest przyzwyczajony do ludzi. Mam nawet wrażenie, że ucieszył się z wizyty gości. — Strusie to niezwykle ciekawe zwierzęta, i wciąż nas zaskakują — mówi pani Eliza. — Podczas zalotów samiec skręca szyję na kształt korkociągu, by się przypodobać swojej wybrance. Średnio w sezonie strusica znosi 50 jajek. Nasza Salsa pobiła rekord. Trzy lata temu zniosła 90 jaj, i od tamtej pory nie wydała na świat żadnego. — A co się robi z takim jajkiem? — pytam. — Jajecznicę — śmieje się pani Eliza. — Wystarczy dla kilkunastu osób. Chociaż dobranie się do skorupki nie jest łatwą sprawą — ostrzega. — Proponuję najpierw zrobić w skorupie dziurkę przy pomocy wiertarki, potem potrząsnąć jajkiem, a następnie wylać jego zawartość na patelnię. Można także ugotować jajko na twardo — trwa to półtorej godziny, ale za to na miękko „zaledwie” 45 minut. Jeśli chcemy zrobić ze skorupki ozdoby, przyda się szlifierka kątowa albo piłka do metalu. — Ale szybko się stępi… — zapewnia nasza przewodniczka, zwana tutaj Panią Strusiową.

Lekcja empatii

Zwierzyniec Eurostruś powstał głównie z myślą o turystach. A ci przyjeżdżają do Borzych z różnych zakątków Polski. Wielu z nich wpada tutaj po drodze, by za chwilę wyruszyć w dalszą podróż. — Przybywają do nas ludzie świadomi, którzy wiedzą, czego chcą — podkreśla pani Ewa. — Największą frajdę mają dzieci. Wiele z nich na co dzień nie ma kontaktu z prawdziwą wsią. Widzą zwierzęta gospodarskie jedynie na ilustracjach książkowych. Tu mają możliwość ich dotknąć, pogłaskać, wziąć na ręce czy nakarmić — wyjaśnia. A wszystko pod czujnym okiem właścicieli. — Priorytetem jest bezpieczeństwo zwierząt i zwiedzających — tłumaczy pani Eliza. — Dlatego też nie pozwalamy na samowolne poruszanie się po Zwierzyńcu. Najmłodsi mogą karmić zwierzęta wyłącznie naszym pokarmem. To też jest dla nich ważna lekcja. Poza tym dowiadują się wielu ciekawostek na temat zwierząt, poznają ich charaktery i zachowania. Wsłuchują się w ich odgłosy. Dziś na przykład od rana dokazują gęsi. Bardzo nie lubią dźwięku motolotni, która co jakiś czas przelatuje nad wsią. Ostrzegają też przed niebezpieczeństwem inne zwierzęta. Dzieci zadają bardzo wiele pytań, co mnie bardzo cieszy — stwierdza pani Eliza. Na przykład dlaczego bocian, swobodnie spacerujący pomiędzy domkami dla zwierzaków, ma na imię Maćkowa, a nie Maciek. — Trafił do nas bardzo zaniedbany, ze złamanym skrzydłem. Weterynarz założył mu gips, i bociek powolutku wracał do formy. Byliśmy przekonani, że jest to samiec, ale pewnego dnia w okolicy pojawił się drugi ptak. Nasz bociek zaczął budować gniazdo i wtedy wyszła na jaw jego płeć. Niestety, nie udało się Maćkowej zwabić do niego wyczekiwanego partnera. Dziś jest ozdobą siedliska. Je z talerza. Bardzo lubi myszki. I żyje w przyjaźni z resztą towarzystwa.

Powrócić tu 

Nie trzeba nikogo przekonywać o dobrodziejstwach płynących z kontaktu ze zwierzętami. Doświadczają tego zarówno najmłodsi, jak i ich opiekunowie. — Naszym stałym gościem jest dziewczynka, która po raz pierwszy trafiła tutaj w wieku czterech lat. Była bardzo zamkniętym dzieckiem. Rodzice nie mieli już pomysłu, jak jej pomóc. Ktoś im podpowiedział, by przywieźli ją do naszego Zwierzyńca. Po kilku wizytach i obcowaniu ze zwierzętami dziecko zmieniło się nie do poznania. Po dwóch latach zaczęła normalnie funkcjonować. Dziś pomaga nam w naszej pracy i uczy inne dzieci miłości do naszych mniejszych braci — mówi pani Ewa.

Eurostruś to nie tylko zwiedzanie mini­zoo. Uzupełnieniem oferty są też warsztaty rękodzieła dla dzieci, podczas których wykonują ozdoby z ptasich piór, skorupek jaj, drewna i roślin. Poza tym mają niepowtarzalną szansę nauczyć się rozpoznawania gatunków ptaków po ich jajach. Gospodarze ­dwoją się i troją, by wizyta w tym miejscu była niezapomniana, a goście swoimi wrażeniami dzielą się w internecie.

„Miejsce niebywałe, teren bardzo obszerny. Bliskość natury, zwierzęta, cisza spokój i sielanka. Wiele atrakcji dla dzieci, miejsce na ognisko i posiłki. Eliza doskonale prowadzi cały obiekt – jest przesympatyczna. Z pewnością tu wrócimy”.

„Pani, która to prowadzi, jest MEEEEGA! Kobieta wspaniale dba o cały teren. Plus oprowadzanie po zwierzakach. Kury na głowie, tańczące strusie. Rewelacja!”.

„Świetna agroturystyka! To dla takich miejsc warto zrezygnować z wygód 5-gwiazdkowych hoteli!!! Największą atrakcją jest mini­zoo – bajka! Alpaka, koza, owce, konik, kot Jacek, różnorodne ptactwo (pawie, indyki, gęsi, kaczki, kilka rodzajów gołębi, kurek), przepiórki, króliki i zając, a przede wszystkim para strusi. Cudne zwierzaki. Wszystkie przyzwyczajone do ludzi, a Pani Właścicielka oprowadza po swoim Zwierzęcym ­Królestwie i opowiada o każdym stworzeniu”.

„Cisza i spokój; bardzo ciekawy (szczególnie dla dzieci) zwierzyniec na terenie ośrodka, po którym oprowadza i fascynująco opowiada wyjątkowo przyjazna i sympatyczna właścicielka; bardzo blisko rzeka Liwiec – warto przejść się kilkanaście minut wzdłuż brzegu do piaszczystej plaży z płytką wodą, idealną do kąpieli dla dzieci”.

Już nie „warszawka”

Turyści, licznie odwiedzający Borzychy, mają zapewnione wszelkie wygody, niezbędne w tego typu miejscach. — Jest wydzielony teren na grila, zadaszone wiaty, gdzie można odpocząć i zjeść posiłek, oraz dwa domki letniskowe z pełnym wyposażeniem, nieco oddalonych od zagród zwierząt. Można tu także przyjechać z własnymi stworzeniami — wyjaśnia pani Ewa.

Z okien drewnianych domków roztacza się widok na okoliczne lasy i łąki, które wiosną zachwycają kolorowymi dywanami kwiatów i świeżą zielenią. Nie sposób doliczyć się tu gatunków ptaków, koncertujących od świtu do nocy, w maju oszalałych z miłości. Nieopodal srebrzy się Liwiec, zapraszając na wyprawy kajakowe. Stąd także rzut kamieniem do Węgrowa i Liwu – uroczych zabytkowych miejsc na szlaku Wielkiego Gościńca Litewskiego.

— Na początku sąsiedzi traktowali nas sceptycznie. „Warszawka przyjechała” – szemrali między sobą. Bardzo długo w ogóle tu nie zaglądali. Ale potem to się zmieniło. Nasza działalność w żadnym stopniu nie jest uciążliwa dla otoczenia, więc nie ma powodów, by się skarżyć. Mamy zaprzyjaźnionych, życzliwych nam sąsiadów. Od okolicznych rolników kupujemy żywność dla zwierzaków. I ta współpraca przynosi owoce. Władze gminy Liw pomogły nam zrobić dojazd do farmy, dzięki czemu przejazd autobusem pod sam Zwierzyniec nie jest już problemem. Cieszymy się też dużą przychylnością starostwa powiatowego, które na różne sposoby reklamuje to miejsce i chwali się nim jako atrakcją regionu — wylicza pani Ewa.

— Chcemy jeszcze bardziej wykorzystać ten potencjał. W przyszłości uruchomimy stanicę harcerską w budynku dawnej strusiarni. Z pewnością będzie też przybywać domków letniskowych i atrakcji dla dzieci — dodaje.

Prowadzenie Zwierzyńca z pewnością odmieniło życie mamy i córki. — Nasi podopieczni wymagają stałej troski. Tu nie da się niczego odłożyć na później. Dzięki nim nauczyłam się cierpliwości i sztuki kompromisu, czego wcześniej mi brakowało — przyznaje pani Ewa. — A ja, od kiedy tu jestem, mam w sobie większy spokój i doceniam życie na łonie natury. Zwierzęta są jak moje dzieci. Ufają mi. Kiedy mam gorszy dzień, idę się im wyżalić. One podnoszą mnie na duchu. I jestem wdzięczna losowi za to, że je spotkałam — zwierza się pani Eliza.

Kiedy opuszczamy Zwierzyniec Eurostruś, Tango kłania się nam w pas, wachlując powietrze potężnymi skrzydłami. A ja zastanawiam się głośno, patrząc w jego ogromne, pełne blasku oczy, kiedy miłość do zwierząt przestaje być pasją, a staje się sensem życia.

Tekst: Monika Mikołajczuk
Zdjęcia: Sylwia Tarkowska

Artykuł pochodzi z 35. numeru Krainy Bugu.

Wszystkie czasopisma w wersji papierowej są dostępne w naszym sklepie: https://krainabugu.pl/sklep