Stanisława Kowalewska z Nowego Holeszowa ma tkactwo we krwi. Nauczyła się tego fachu od mamy, przekazując tajniki warsztatu kolejnym pokoleniom. Mistrzyni pereborów z Podlasia jest podziwiana i doceniana, a z efektów jej pracy korzystają współcześni projektanci mody.


Wstaje o ósmej, je śniadanie, a potem tka w ciszy, w przydomowej pracowni i może tak tkać cały dzień, bo to zajęcie, które nigdy się jej nie nudzi. Praca odbywa się w skupieniu. Ale lubi też przeplatać ciszę gwarem, dlatego cieszą ją zaproszenia na targi rękodzieła i jarmarki, a szczególnie czerwcowy Festiwal Śpiewaków i Kapel Ludowych w Kazimierzu Dolnym. Jako mistrzyni jest tam zapraszana rokrocznie, bywa też w Lublinie na Jarmarku Jagiellońskim, niekiedy na Jarmarku Holeńskim w Holi… Będąc tam, lubi pogwarzyć z innymi twórczyniami, które zna od lat, lubi też porozmawiać z tymi, którzy nabywają jej wyroby albo zatrzymują się choćby, by je podziwiać. Te spotkania są jej bardzo potrzebne, by mieć równowagę w życiu.

Przed i po

Mieszkając na wsi Stanisława Kowalewska pracowała w gospodarstwie i w wiejskim sklepiku spożywczym, ale od 1989 r. tka wyłącznie perebory. To jej największa pasja i radość. W latach jej młodości tkały wszystkie kobiety… Mama Maria Czerwonka, babcia, a i ona musiała sobie naszykować w posagu pościele, tkaniny, obrusy, ręczniki, dywany… W wieku 17 lat – jak wspomina – utkała już podlaską pasiastą narzutę na łóżko. Tkała także to, co było potrzebne w gospodarstwie: płótna na worki, chodniki-szmaciaki, prześcieradła. Lecz tkaniem pereborów – w czym jest dzisiaj niekwestionowaną mistrzynią – zajęła się stosunkowo późno, bo dopiero około trzydziestki. Tą umiejętnością szczyciła się jej ciocia, siostra mamy i jej matka chrzestna – Stanisława Baj, która w latach 70. XX w. chyba jako jedyna miała opanowaną tę technikę. Zbierała stare koszule i ręczniki i z nich czerpała wzory na autorskie perebory. To ona wprowadziła w świat pereborów swoją siostrzenicę. Można śmiało powiedzieć, że uczeń przerósł mistrza.

Wątek i osnowa

Stanisława Kowalewska ma w domu trzy ponadstuletnie warsztaty, które są niezbędne w jej pracy. Na każdym ma inną osnowę – białą lub czarną – i na każdym tka coś innego: na jednym ręczniki, na drugim tkaninę do wszywek, a na kolejnym kolorowe poleskie spódnice i zapaski. Kiedyś tkała także dwukolorowe dywany techniką pereboru, przebierane deseczką, nazywane pereborami w prątki, które służą jako dywan na łóżko. Sama potrafi osnuć warsztat, czyli założyć osnowę, a nie jest to umiejętność powszechna. Później trzeba nawinąć bawełniane nici na cewki (żeby nie farbowały jak wełniane) i dopiero można tkać swoją opowieść, wplecioną w perebor, ­wybierając wzory deseczką i czółenkiem, przy pomocy rozpórki. Każdy wzór jest rozpisany na papierze kratkowym.

Czym właściwie są perebory?

Pochodzenie nazwy wiąże się z czynnością, jaką wykonywała tkaczka przebierając nici osnowy deseczką, a perebor oznacza przebieranie, czyli przebierany wzór w prątki – to pas ornamentu powstający metodą wybierania deseczką na czterech nicielnicach, tkany łącznie z białym tłem, splotem prostym lub rzędowym o treści geometrycznej w romby, ­trójkąty, gwiazdy, wzór „X”, ­linie spiralne, łamane i roślinne zgeometryzowane.

Wiśnia i granat

W powiecie włodawskim, gdzie mieszka pani Stanisława, perebory były wykonywane najczęściej w zestawieniu wiśniowo-granatowym lub z czarnym, z minimalnym dodatkiem żółtego, na Podlasiu zaś czerwono-czarno-białe. Służą one do zdobienia koszul, spódnic, fartuchów, ręczników, obrusów, bieżników, narzut, serwet. Są elementami stroju podlaskiego nadbużańskiego oraz włodawskiego, wszywane jako przyramki i mankiety. Pojawiają się także samodzielnie jako krajki. Ostatnio stały się modne w sukienkach, jako element kolekcji modowej Moniki Trypuz, którą uważa za swoją najzdolniejszą uczennicę. Ale pani Stanisława projektowanie i szycie pozostawia innym – ona tylko tka własne wzory, odziedziczone fizycznie w pozostawionych próbkach i mentalnie w jej głowie po chrzestnej Stanisławie Baj. Są zamówienia od zespołów ludowych i ona chętnie z nich korzysta, bo dzięki temu perebory widzi, a więc podziwia i nosi więcej ludzi.

Wstrzymujemy oddech, gdy na festynach, jarmarkach, dożynkach, wyjątkowych uroczystościach rodzinnych czy kościelnych widzimy nadbużańskie stroje ludowe o ostrych barwach, dynamicznej ornamentyce, a zarazem pełne harmonii i delikatności w swojej całościowej kompozycji. Wystarczy przypatrzyć się spódnicom – jakie to dzieła sztuki rękodzielniczej tkactwa i krawiectwa ręcznego. Z pewnością każda dziewczyna chciałaby dziś mieć tak oryginalnie zdobioną i wykończoną przy pasie spódnicę. Żadna maszyna nie zrobi takich zmarszczeń, jakie potrafi uczynić jedynie wprawna ludzka ręka – pisze Bożenna Pawlina-Maksymiuk w książce Perebory. Nadbużańskie tradycje tkackie. – Dzięki tym małym, a zarazem pięknym elementom wzornictwa nadbużańskiego istota naszej tożsamości lokalnej pozwala wyodrębnić się kulturowo w tym wielkim globalnym świecie. Widzą i obserwują to następne pokolenia, i to one nie tylko nie zapomną, ale i przekażą dalej piękno i wyjątkowość tworzenia nadbużańskich pereborów, aby trwanie tego, co najcenniejsze wokół nas, było wieczne.

Warsztaty i wystawy

Pani Stanisława chętnie dzieli się swoimi umiejętnościami i wiedzą, chociaż młodzież się do tego nie garnie, raczej dojrzałe kobiety. Do tej pory tej trudnej techniki nauczyła osiem uczennic. Prowadzi liczne kursy, szkolenia, warsztaty i pokazy tkackie. Współpracuje z gminnymi ośrodkami kultury w Hannie, Białej Podlaskiej, Dołhobrodach. Pomaga także tworzyć nowe pracownie i szkoli instruktorów. Od wielu lat współpracuje z Muzeum w Białej Podlaskiej, co zaowocowało jej udziałem w wystawie „Re: interpretacje. Idee z odzysku”. Na potrzeby tej ekspozycji została zrealizowana sesja fotograficzna z udziałem Stanisławy Kowalewskiej, ilustrująca poszczególne etapy pracy tkaczek: snucia i narzucania osnowy oraz tkania pereborów.

Od 1990 r. należy do Stowarzyszenia Twórców Ludowych, tak jak jej mama, jest także członkinią Stowarzyszenia Twórców Kultury Nadbużańskiej im. Janusza Kalinowskiego we Włodawie. Udziela się w Nadbużańskim Uniwersytecie Ludowym w Husince, współpracuje z Pracownią Tkacką im. Stanisławy Baj w Hrudzie. Bierze udział w Podlaskich Dożynkach, m.in. w Hannie i Starym Brusie.

Konkursy i nagrody

Od 1989 r. nasza bohaterka uczestniczy w konkursach organizowanych przez muzea i domy kultury. W konkursie „Sztuka ludowa Południowego Podlasia” rokrocznie była nagradzana pierwszą nagrodą. Pierwsze miejsce otrzymała również w „Przeglądzie Rękodzieła Lubelszczyzny” (Lublin 2002 r.), organizowanym przez Zarząd Fundacji „CEPELIA” Polska Sztuka Rękodzieło w Warszawie oraz Zarząd Główny Stowarzyszenia Twórców Ludowych. W konkursie „Tkactwo w Dolinie Bugu i Krzny” też gra pierwsze skrzypce. Jest nagradzana dyplomami za najlepsze prace prezentowane na ogólnopolskich Targach Sztuki Ludowej w Kazimierzu Dolnym, zwycięża też w konkursach na najlepszy produkt Jarmarku Holeńskiego w kategorii tkanina.

W 2009 r. otrzymała honorową odznakę „Zasłużony dla Kultury Polskiej”, a w 2013 r. jedno z największych wyróżnień – Nagrodę im. Oskara Kolberga. Za zasługi społeczne i prace w dwóch kadencjach rady gminy Hanna otrzymała srebrny krzyż. Trzykrotnie była laureatką stypendiów twórczych Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa ­Narodowego. A perebory – „Nadbużańskie tradycje tkackie” – również dzięki jej udziałowi (wraz z Bożenną Pawliną-Maksymiuk), zostały w 2016 r. wpisane na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego.

Tekst: Małgorzata Jaszczołt 
Zdjęcia: Jacek Dryglewski

Artykuł pochodzi z 33. numeru Krainy Bugu

Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep