Zrobiła dwa fikołki w powietrzu i przysiadła na skrzydle gołębia. Chciała zapytać, dokąd lecą, bo zaczynała rozumieć, że jeśli nie powie, co ma na myśli, to z nikim się nie dogada. Ale gołąb nic. Był obrażony na cały świat, bo wstał lewą nogą. A poza tym i tak nie mógł jej usłyszeć, bo myśl dopiero o mówieniu pomyślała.
Świat
Siedziała myśl w domu na kanapie i myślała, że jak zaraz czegoś nie wymyśli, to zwariuje.
— Ja tu siedzę, a tam świat na mnie czeka! — tupnęła jedną nogą. Drugą miała schowaną pod kocem.
W domu było zimno. Nie miał kto napalić w kominku. Kominek był tu, a myśl myślami tam.
Mijały dni. W czwartek postanowiła, że wstanie i pójdzie. Nie uszła jednak daleko, bo drzwi były zamknięte.
— Proszę natychmiast otworzyć! — krzyknęła, ale drzwi ani drgnęły. Wróciła więc na kanapę. — Nie ma wyjścia. Muszę zostać.
W piątek wzeszło słońce i zaświeciło myśli prosto w nos. Obudziła się, przetarła oczy, spojrzała w stronę okna i wykrzyknęła:
— Że też wcześniej na to nie wpadłam! Wyjdę oknem.
I wyszła. Ale tylko z łóżka, bo się zamyśliła.
— Co też będę robić w świecie? Na co patrzeć? Co jeść? Czego słuchać?
Myślała i myślała, aż skończył się dzień i trzeba było iść spać.
A w sobotę, jak to w sobotę: trzeba było się przygotować do niedzieli. Myśl pomyślała, że może pośpi do południa, a później pomyśli, co dalej.
Aż tu nagle otworzyło się okno, skrzypnęły drzwi i zrobił się przeciąg. Wywiał myśl z domu i wyrzucił w świat.
— Halo! Chwileczkę! Teraz? Dlaczego teraz? Tak znienacka? Jestem nieprzygotowana! — krzyczała, ale nikt jej nie słyszał, bo w świecie każdy jest zajęty swoimi myślami.
Wylądowała, rozejrzała się i wzruszyła ramionami.
— Co ja sobie myślałam? Przecież tu jest tak samo jak tam.
I położyła się na kanapie, bo wylądowała w sklepie meblowym. Od tamtej pory, jak myśli o świecie, to myśli: phi, nie ma o czym myśleć.
Głupia
Pobiła się raz myśl z myślą.
— Bo ty jesteś taka głupia! — krzyknęła jedna do drugiej.
— Co masz na myśli? — zapytała tamta buńczucznie, i bęc!, dała tej pstryczka w nos.
A ta, niewiele myśląc, wskoczyła jej na kark.
— Zejdź ze mnie! — wykrzyknęła tamta i zaczęła biegać w kółko, bo myślała, że pierwsza myśl zmęczy się i spadnie.
Ta tymczasem siedziała sobie jakby nigdy nic – i nic. Żeby nie spaść, chwyciła się uszu. Ale że swoich, to jednak spadła.
— Jakaś ty bezmyślna — druga myśl spojrzała na nią z góry.
— O czym tu myśleć? — burknęła pierwsza, dla której wszystko było jasne.
— Można o tym, czy iść w lewo czy w prawo, czy śmiać się czy płakać, albo nawet o tym, co było pierwsze: kura czy jajko — odpowiedziała tamta i odeszła.
— Co ty sobie myślisz! — krzyknęła za nią ta, która spadła, i nawet chciała ją gonić, żeby jej przyłożyć, ale spadając, trochę się potłukła.
— Myślę, że kura! — odkrzyknęła jej tamta z oddali.
— Nie to miałam na myśli. Myślałam… — pierwsza myśl przerwała, bo też zaczęła się nad tym zastanawiać. — Kura? A skąd się wzięła kura? Przecież z jajka. A jajko? Z kury. A kura? Z jajka. A jajko?
Myślała tak i myślała, aż się zaplątała. Patrzy, a druga myśl wraca.
— No, chociaż raz pomyślałaś — odsapnęła z ulgą. — Pomóż mi.
— Ani myślę.
— To po co wróciłaś? — zdziwiła się zaplątana.
— Od myślenia rozbolała mnie głowa. Pomyślałam, że skoro rozbolała mnie tam, to wrócę tu, gdzie mnie nie bolała, i wszystko będzie jak dawniej.
— Jakaś ty głupia — wykrzyknęła pierwsza myśl. Zamierzała dać drugiej pstryczka, ale że była zaplątana, to nie wiedziała, gdzie ma nos.
— Po co ci twój nos? — zapytała tamta i pokiwała z politowaniem głową. — Jesteś taka głupia.
Rozmawiały tak i rozmawiały, aż przyszła kura. A że była głodna, to dziobnęła tę, dziobnęła tamtą i teraz ma głupie myśli. I sama już nie wie, co było pierwsze.
Królewna
— A gdybym tak została królewną? — pomyślała myśl i aż uniosła się z radości, że ma taki dobry plan. A że okno było otwarte, to poleciała w świat.
W świecie tymczasem, jak to w świecie: czasem słońce, czasem deszcz, a dzisiaj – wiatr. Wiał jak szalony i za nic miał myśl o królewnie.
— Proszę na mnie uważać — pomyślała myśl, ale wiatr ani myślał jej słuchać, bo myśli myślą po cichutku, tak, że nikt tego nie słyszy.
Myśl o królewnie latała więc to tu, to tam. Raz przysiadła na drzewie, ale zaraz spadła, bo złamała się pod nią gałąź. Królewny są wprawdzie chudziutkie, ale myśl o tym, żeby królewną zostać, jest wielka. Innym razem wiatr dmuchnął tak mocno, że myśl wylądowała na chmurze.
— Jak tu ładnie. Tu zostanę królewną — postanowiła. Już miała rozgościć się na dobre, kiedy wiatr rozwiał chmurę, i myśl znowu zaczęła spadać. Nie doleciała jednak do ziemi, bo zaczepiła o komin. Był to komin jak się patrzy, dumnie wyprostowany, wysoki. Stał i patrzył na wszystkich z góry. I wcale mu się nie spodobało, że usiadła na nim myśl i teraz to on był niżej.
— Wypraszam sobie. To znaczy ciebie — poprawił się i dmuchnął na myśl dymem tak mocno, że aż zakręciło się jej w głowie.
— Ojejejej — pomyślała, zamiast wytłumaczyć, że wcale nie chciała zrobić mu przykrości, bo myślała o tym, żeby – owszem – zostać, ale nie gdzieś, tu czy tam, tylko królewną.
Zrobiła dwa fikołki w powietrzu i przysiadła na skrzydle gołębia. Chciała zapytać, dokąd lecą, bo zaczynała rozumieć, że jeśli nie powie, co ma na myśli, to z nikim się nie dogada. Ale gołąb nic. Był obrażony na cały świat, bo wstał lewą nogą. A poza tym i tak nie mógł jej usłyszeć, bo myśl dopiero o mówieniu pomyślała.
Lecieli i lecieli, aż dolecieli do zamku, w którym mieszkała królewna. Gołąb usiadł na parapecie. Królewna zostawiała tam dla niego ziarna jęczmienia, prosa i słonecznika. Gołąb najbardziej lubił groch, ale co miał robić? Jadł to, co było, bo nie wiedział, jak powiedzieć królewnie, czego chce.
Myśl zeskoczyła z jego skrzydła, żeby wejść do środka.
— Tu jest moje miejsce — pomyślała i rozbiła się o szybę.
Nie wiedziała, że królewny zamykają okna. Pilnują myśli, żeby nie latały bez sensu.
Lody
Siedziała myśl na drzewie i machała nogami.
— Lepiej zejdź na dół, bo jak spadniesz, to się potłuczesz — radziły jej koleżanki, którym ani w głowie było chodzenie po drzewach. Były zajęte myśleniem o tym, co ugotować na obiad.
— Zjadłabym lody! — zawołała myśl z góry.
— Lodów nie je się na obiad, tylko na deser — przypomniały myśli o obiedzie.
— Mogą być malinowe. Albo czekoladowe… — myśl na drzewie się rozmarzyła. — A najlepiej czekoladowo-malinowo-bananowe.
— Bananowe?! — oburzyły się koleżanki.
— Dobra, zamiast bananowych waniliowe — ustąpiła. — A do tego jeszcze truskawkowe. A więc tak: czekoladowo-malinowo-waniliowo-truskawkowe…
— Lody na obiad?! — myśli o obiedzie kręciły głowami. — Kto to widział?
— Nikt — przyznała myśl o lodach. — Bo nikt jeszcze o tym nie pomyślał.
— Zejdź na ziemię! — zawołały do niej koleżanki.
— Ani myślę — odpowiedziała i myślała dalej. — Może by tak jeszcze kokosowe. I ananasowe. I malinowe… — zapomniała, że malinowe już są. A właściwie, że już o nich myślała. — Pistacjowe! — wykrzyknęła. — I chałwowe.
Mijały dni. Myśli o obiedzie już dawno zamieniły się w kotlet z buraczkami i nie został po nich nawet ślad. A myśl o lodach wciąż siedziała na drzewie, myślała i machała nogami.
— Czekoladowo-malinowo-waniliowo-truskawkowo-kokosowo-ananasowo-malinowo-pistacjowo-chałwowe…
— powtarzała, żeby nie zapomnieć, o czym myślała. — I karmelowe. I bakaliowe, i…
I przyszła zima, i myśl o lodach zamarzła. Zamieniła się w lód, którego nikt nie chciał zjeść ani na obiad, ani na deser, ani wcale. Kto to widział: lód z nogami i do tego na drzewie! Na wiosnę myśl rozpuściła się i spadła, i tylko narobiła smaku.
Zgubiona
— Dokąd idziesz? — myśli przerwały na chwilę gonitwę i spojrzały zdziwione w stronę koleżanki, która przeskakiwała przez płot.
— Muszę odpocząć — sapnęła myśl, którą zmęczyło bieganie za innymi.
— Myśli nie odpoczywają, myśli myślą — przypomniały koleżanki.
— A nie możemy trochę wolniej? — zapytała zmęczona myśl. — Nie mogę sobie przypomnieć, o czym myślę.
Ale inne myśli jej nie odpowiedziały, bo pędziły już dalej.
Myśl ruszyła w drogę. Mijała właśnie łąkę koniczyny, kiedy zrozumiała, że nie wie nie tylko, o czym myśli, ale też jak się odpoczywa! A do tego nie wiedziała, gdzie jest.
— Zgubiłam się, zagubiłam, pogubiłam — zaczęła biadolić i usiadła. — Co teraz?
— Teraz będę miała pogniecione liście — burknęła koniczyna. — Przesuń się.
Myśl wstała i usiadła dalej. Wysunął się spod niej chrząszcz.
— Jesteś taka bezmyślna — wycedził, bo przygniotła mu szczękę.
— Bardzo przepraszam, zupełnie nie wiem, co mam robić, żeby nie zrobić nikomu krzywdy.
— Myśleć — powiedzieli chórem chrząszcz, koniczyna i meszka, której myśl nie zauważyła i gdyby meszka nie uskoczyła, to by ją rozpłaszczyła.
— Co ty wyprawiasz? Co tu robisz? Kim jesteś? — pytali. A im bardziej pytali, tym bardziej myśl nie wiedziała.
— Zgubiłam się, zagubiłam, pogubiłam — szeptała, rozglądając się bezradnie.
Przesuwali ją, pohukiwali na nią, prychali, dokuczali jej i już mieli wyrzucić z łąki, kiedy na horyzoncie pojawiła się żmija. Zapadła cisza. Przy żmii nikt nie ma odwagi pisnąć słówka, bo żmija to żmija.
— Pełzzzzznę, pełzzzzzznę i cccccco sssssssłyszzzzzzę? — wysyczała. — Rwetessss, chaosssss, zzzzzzamieszzzzzzzanie. Sssssspokój! — huknęła ogonem o ziemię. Pogniotła koniczynę, przygniotła chrząszcza i spłaszczyła meszkę.
— Oj! — jęknęli wszyscy.
— A ty to kto? — żmija spojrzała w stronę myśli.
— Nie wiem. Myślę, że się zgubiłam — odpowiedziała ta smutnym głosem.
— To zzzzznaczy, że jesssssteś zzzgubiona — wyjaśniła jej żmija i popełzła dalej.
— Aaaa — szepnęli wszyscy z podziwem.
Ale myśl już ich nie słuchała. Zadowolona, że teraz już wie, kim jest, powędrowała gubić się dalej.
Tekst: Grażyna Lutosławska
Zdjęcie: Mariusz Kalinowski
Artykuł pochodzi z 32. numeru Krainy Bugu
Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep