Turystyka

W objęciach Bugu i Liwca

Śnieg przykrył nadrzeczne łąki skrzącą się miriadami diamentów kołderką, nadając mazowieckiemu i podlaskiemu krajobrazowi bajkowy charakter, co skłoniło nas do opuszczenia ciepłych pieleszy i odbycia weekendowej podróży gdzieś między baśnią a rzeczywistością.

W wierzeniach starożytnych naturalną granicą między światem realnym a zaświatami były rzeki. Dziś także dla nas granicę między baśniowym a realnym wyznaczą Bug i Liwiec, splatające swoje nurty w okolicach Kamieńczyka. Ustanowiwszy bazę wypadową w malowniczo przystrojonym białym puchem łochowskim pałacu rozpoczynamy, przezornie zaopatrzeni w termos z gorącą, aromatyczną herbatą, naszą kolejną przygodę!

Fortel lokalnego patrioty

Porządna przygoda musi mieć zamek i duchy w scenariuszu, udajemy się więc do Liwu. Tutejsza zamkowa wieża gości podobno Żółtą Damę, ducha straconej za niewierność (zupełnie bezpodstawnie, dodajmy) żony kasztelana. Spotkać się z nią można o północy w czasie, a jakże, pełni Księżyca. Na wszelki wypadek nasz skromny mazowiecki poczet przekracza zamkową bramę w towarzystwie słońca, które łaskawie wyjrzało dla nas zza chmur. Jak to często bywa, ciekawsza od legend okazuje się jednak rzeczywistość – dowiadujemy się, że zamek w Liwie przetrwał II wojnę światową dzięki fortelowi lokalnego patrioty Otto Warpechowskiego, który przekonał okupacyjną administrację niemiecką, że zamek należał do Orden der Brüder vom Deutschen Haus Sankt Mariens in Jerusalem – czyli zakonu krzyżackiego. Na skutek działań Warpechowskiego Niemcy nie tylko wstrzymali planowaną rozbiórkę (materiał uzyskany z rozbiórki miał posłużyć do budowy obozu w Treblince), ale także zlecili mu rozpocząć na zamku prace restauracyjne, które sfinansowali! Otto Warpechowski nie doczekał uznania swoich zasług – jesienią 1944 r. wstąpił do II Armii Wojska Polskiego, by nadal walczyć z Niemcami, tym razem z bronią w ręku, i w lutym 1945 r. poniósł tragiczną śmierć z ręki pijanego sowieckiego oficera. II wojna światowa w Europie zakończyła się trzy miesiące później.

Zamek i stojący na zamkowym podwórcu barokowy dworek mieszczą muzeum z bogatą kolekcją militariów, obrazów i grafik. Na jednym z płócien rozpoznajemy Żółtą Damę – jednak nie udało się nam uniknąć spotkania!

Magia Sowiej Góry

Opuszczamy gościnne progi zamkowego muzeum i ruszamy w dalszą drogę, za przewodnika mając kręty nurt Liwca. Jak magnes przyciąga nas magia Sowiej Góry, dziś doskonałego punktu widokowego na dolinę Liwca – w przeszłości otoczonego kamiennym kręgiem cmentarzyska i miejsca tajemniczych pogańskich rytuałów. U stóp wzgórza przed tysiącami lat wznosiła się osada. Legendy przypisują temu malowniczemu pagórkowi śpiących rycerzy, sabaty czarownic i oczywiście zakopany głęboko złoty skarb. Zamiast sabatu czarownic spotykamy jednak tylko kilka rodzin, dla których Sowia Góra stała się dogodnie położonym stokiem narciarskim. Z narciarskiego ekwipunku mamy ze sobą jedynie termos, więc podążamy dalej, mijamy ośnieżone wały średniowiecznego grodziska w pobliskim Grodzisku i prowadzeni przez Liwiec, a potem przez jego dopływ Kostrzyń, docieramy do Muzeum Architektury Drewnianej Regionu Siedleckiego w Nowej Suchej. Tu, w cieniu oprószonych śniegiem drzew, śpi barokowy modrzewiowy dwór wzniesiony w 1743 r. na polecenie Ignacego Cieszkowskiego, kasztelana liwskiego. Przyjezdnych wita umieszczona na XIX-wiecznym portyku sentencja „Sub veteri tectu sed parentali” (Pod starym dachem, lecz rodzicielskim). Wnętrza wypełnione są meblami z różnych epok oraz obrazami, m.in. autorstwa profesora Marka Kwiatkowskiego, wieloletniego dyrektora Łazienek Królewskich w War­szawie – twórcy muzeum i skansenu w Nowej Suchej.

Tekst: Karol Suchocki, zdjęcia Damian Kruk

Cały artykuł w 34 numerze Krainy Bugu

Przejrzyj zawartość Więcej
Chcę kupić ten numer Zamów