Malarstwo Franciszka Maśluszczaka zrodzone jest z życia i fantazji, balansuje na granicy realności i wyobraźni inspirowanej baśniami, poezją i literaturą. Jego obrazy, wynikające z czułej obserwacji codzienności, bywają niekiedy zabawne, innym razem smutne i pełne gorzkiej prawdy. Wyczuwalna jest w nich ta charakterystyczna nuta tęsknoty i melancholii, wpisana jak kod genetyczny we wschodni horyzont naszego kraju.
Jak mówią bliżsi i dalsi
Franciszek oznaczać musi
dobroć oraz ducha pogodę
uwaga idzie z brodą rozwianą
i myśli co by tu ukraść jaki widok
obraz jaki słońca promień też by się nadał
tak znienacka na płótno rzucić
niech cieszy niechaj raduje
tych wszystkich skręconych od środka
smutkami powszedniości…
(Aleksander Rozenfeldt, 1994 r.)
Franciszek Maśluszczak pochodzi z Roztocza, tej cudownej krainy, którą sam określa jako fenomen krajobrazu i nastroju – …łagodne wzgórza wymalowane w kolorowe paski wąskich poletek, lesiste wąwozy, szemrzące strumienie, doliny z tajemniczymi sadzawkami, porośniętymi sitowiem i zaroślami i cały ten szum, który nieustannie brzmiał w powietrzu, brzęczenie, poświstywanie, gęganie, świergot ptaków i kumkanie żab… Urodził się w Kotlicach, małej wiosce nieopodal Zamościa, kilka lat po drugiej wojnie, która tak dotkliwie doświadczyła te okolice. Pomimo to, we wspomnieniach artysty okres dzieciństwa jawi się jak nieskrępowana i niewyczerpana skarbnica wyobraźni, pełna kolorów, motywów i pejzaży, które stały się źródłem jego artystycznego stylu i warsztatu… Wokół tyle było barw, matka hodowała w ogrodzie kwiaty, a w wolnych chwilach wyszywała kolorowymi nićmi kwiatowe makatki, a naprzeciwko mieszkał tkacz, który z wielobarwnej przędzy tkał dywany i narzuty, obok wioski przechodziły cygańskie tabory, w jaskrawych aż egzotycznych strojach, z końmi, muzyką i tańcami. Tyle się działo w tym małym świecie, do wsi docierali wędrowcy, dziady proszalne, wróżące Cyganki, kataryniarze i handlarze, czasem zatrzymywali się na nocleg, przynosząc sensacyjne wiadomości i przerażające opowieści.
Funkcjonowały też miejscowe legendy, przekazywane z pokolenia na pokolenie, o straszących topielcach, porywanych dzieciach, tajemniczych zjawach – wszystko to inspirowało go, pociągało i zarazem przerażało. Z takich opowieści zrodziły się kiedyś Mickiewiczowskie Ballady i romanse, poezja Bolesława Leśmiana, a potem sztuka Franciszka Maśluszczaka.

Przekaz duszy
Rysował od dziecka. Na skrawkach papieru kreślił wymyślone i podpatrzone historyjki, kopiował ilustracje z książek i gazet, na zamówienie wykonywał talie kart z kartonowych pudełek po papierosach. Zawsze trochę śmieszyła go, a zarazem fascynowała pewna odmienność, inność, deformacja – miejscowi wariaci i oryginały, kaleki – …kogoś ugryzła pszczoła i nagle zamiast piękności mamy spuchniętą brzydulę, w pośpiechu wstydliwie przemykającą przed oczami przechodniów. Podkradał starszemu bratu farby, zachwycając się możliwościami jeszcze pełniejszego pokolorowania świata. Pierwsze prawdziwe obrazy, które zobaczył, były w kościołach, pociągały go szczególnie te cerkiewne, unickie, wyczuwał w nich prawdę, duchowość i przekaz duszy.
Uczył się słabo, a mimo to z powodzeniem zdał egzamin do Liceum Plastycznego w Zamościu. Zamość pozostał w jego pamięci jako miejsce stałej obecności piękna, chociaż ówczesny jego wygląd odbiegał od renesansowego ideału. Pomimo zniszczeń, odpadających tynków, powszechnie dominującej brzydoty, w jego wąskich uliczkach, po których przechadzali się kiedyś Kochanowski, Leśmian, wyczuwało się urok tego małego miasta z wielką historią. Piękno tych miejsc, jak sam mówi, wraz ze skarpetkami i garniturem, zawiózł w walizce do Warszawy. Bez problemu dostał się na Akademię Sztuk Pięknych, którą ukończył w 1974 r. Pomimo wielu wybitnych postaci świata sztuki wykładających wówczas na uczelni, największy wpływ na ukształtowanie jego drogi twórczej wywarł prof. Janusz Strzałecki.
Już w czasie studiów zaczął współpracować z gazetami i periodykami, zamieszczając w nich ilustracje i rysunki satyryczne, co pozwoliło mu na pewną samodzielność materialną, bez konieczności brania tzw. chałtur w postaci dekoracji okolicznościowych i propagandowych. W Warszawie poznał Basię, swoją przyszłą żonę, i zdecydował się zamieszkać tu na stałe. Przez wiele lat związany był zawodowo z Politechniką Warszawską, gdzie prowadził zajęcia z rysunku i malarstwa na Wydziale Architektury. Od przeszło 40 lat mieszka na warszawskim Ursynowie, który stał się jego kolejnym miejscem na ziemi. Warszawa doceniła jego twórczość i zaangażowanie w akcje charytatywne przyznając mu odznakę Zasłużonego dla Warszawy.
Zdziwiony światem
Franciszek Maśluszczak jest artystą o charakterystycznym i rozpoznawalnym stylu, zgodnie wymienianym w gronie najwybitniejszych i najbardziej znanych polskich malarzy współczesnych. Krytycy chętnie umieszczają jego twórczość w nurcie metaforycznym, często porównując ją ze sztuką Marca Chagalla. Z Chagallem łączy go niewątpliwie pokrewieństwo mentalne, obydwaj powracają w sztuce do wspomnień z dzieciństwa, do bezpiecznej scenerii małych miasteczek. Jednak kiedy Chagall szybuje w chmurach nad Witebskiem, Maśluszczak dziarsko stąpa po ziemi, przyglądając, ciesząc się i dziwiąc zarazem. W codzienności znajduje absurd, poezję i autoironię. Najczęściej maluje ludzi, a tak naprawdę maluje życie. Jego obrazy to mikrokosmosy, małe fragmenty układanki, w której zawiera się początek i koniec. Ich bohaterom daleko do ideału, ludzie przedstawiani przez Maśluszczaka to bardziej leśmianowskie „ludzieńki”, wyglądają jak wyciągnięci z ram średniowiecznych portali, skurczeni i przygięci, nieporadni, tak śmiesznie śmiertelni. Ale świat stworzony przez Boga też nie jest doskonały – …kulał Bóg, kulał człowiek, a żaden za mało, jak pisał ten sam poeta. Zajmują się swoimi małymi sprawami, pasą krowy, łowią ryby, piłują drzewo, malują obrazy i piszą wiersze, w skupieniu celebrując każdy upływający moment. Mieszkają w małych miasteczkach jakby wyrysowanych ręką dziecka czy Nikifora, otoczeni przyjaznym i dobrze znanym pejzażem. Artysta lubi ten swój świat i tworzących go ludzi, a przynajmniej stara się ich zrozumieć, nie ocenia, nie krytykuje, nie uzurpuje sobie roli moralizatora. Jest nie tylko obserwatorem, lecz bardziej kreatorem rzeczywistości, docierając w niewidoczne i niedostępne rejony.

Poza dosłownością
W malarstwie posługuje się stylistyką zaczerpniętą ze sztuki cerkiewnej czy też średniowiecznych wyobrażeń. Często główne postacie górują nad innymi, wystają ponad dachy miast, przytłaczają i dominują. Ich wyciągnięte postacie przypominają bizantyjskich świętych o dużych uszach, które wyłowią to, co niesłyszalne, i smutnych, zapatrzonych oczach, które zdają się dosięgać niewidzialnego. Dawniej malował też poliptyki, na wzór szafkowych ołtarzy, lub obrazy składające się z szeregu scen okalających główny obraz, przypominających ikony z historią życia. We wczesnych jego dziełach postacie były bardziej schematyczne, raczej stworki niż ludzie, z cienkimi kończynami i wielkimi wyłupiastymi oczami, z czasem jednak nabrały realizmu, a co za tym idzie człowieczeństwa i uczuć. Potrafi też malować doskonałe portrety, a raczej poetyckie wizerunki znanych i wyimaginowanych postaci.
Nie stroni też od tematyki sakralnej, a pierwiastek metafizyczny wyczuwalny jest we wszystkich jego obrazach. W niektórych pojawiają się tajemnicze persony w ozdobnych, jakby liturgicznych szatach – ni to święci, ni kapłani, błogosławiący i składający dłonie jak do modlitwy.
Wielkim wyzwaniem dla artysty była realizacja fresków Drogi Krzyżowej do kościoła Wniebowstąpienia Pańskiego na warszawskim Ursynowie. Praca nad nimi trwająca niemal 3 lata była zarazem doświadczeniem profesjonalnym i duchowym, konfrontacją z arcydziełami sztuki dawnej, potrzebami i percepcją odbiorców, a przede wszystkim własną wiarą i sztuką.
Maluje olejno, akrylami, akwarelą, jego obrazy widziane z daleka robią wrażenie barwnych i lekkich. Używa różnych odcieni błękitu w połączeniu z miodową żółcią, oranżem i czerwienią. W malarstwie akwarelowym tonacje są nieco chłodniejsze i przytłumione, pojawia się rozwodniona zieleń, fiolet, róż, przydające kompozycjom nieco nostalgii i melancholii. Codziennym narzędziem twórcy jest jednak rysunek. Od dziecka prowadzi coś na kształt rysowanego dziennika, szkicowanych sytuacji, scenek, postaci i krajobrazów, swoistego almanachu motywów i tematów. Jego kreska jest zdecydowana, a zarazem płynna i ozdobna, momentami niemal barokowa. Od czasu studiów związany jest z literaturą, projektuje okładki i wykonuje ilustracje do książek zarówno dla dzieci, jak i dorosłych – ilustrował utwory Iredyńskiego, Stachury, Nowakowskiego i Himilsbacha, wiersze Jeremiego Przybory i poezje Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Ilustrowanie książek, jak mówi, jest dla niego podwójną przyjemnością – …czytam, a potem przybliżam innym słowo za pomocą kreski i plamy. Nie lubię dosłowności. Uzupełniam rysunek o to, co tylko mnie kojarzy się z treścią utworu. Właśnie ukończył kolejne wyzwanie, ilustracje do Ballad i romansów Adama Mickiewicza, dedykowane tegorocznej edycji Narodowego Czytania.
Miasteczko Cegłów
Ostatnio coraz częściej, zamiast do warszawskiej pracowni, artysta zaprasza do Cegłowa. Ta niewielka miejscowość leżąca nieopodal Mińska Mazowieckiego, licząca sobie raptem niewiele ponad 2 tys. mieszkańców, szczyci się pięknym późnogotyckim kościołem z ołtarzem dłuta mistrza Lazarusa, ucznia Wita Stwosza. Zarówno on, jak i żona, mają sentyment do tego miejsca, gdzie przy głównej ulicy stoi jeszcze stary, drewniany dom, zbudowany ok. 1930 r. przez dziadków Barbary, którego wnętrza pełne są pamiątek i wspomnień. Tutaj także urodził się jej ojciec, późniejszy profesor Politechniki Warszawskiej. Do pewnego czasu domek w Cegłowie służył im jako miejsce wakacyjne, później w głębi podwórka stanął niewielki, ale funkcjonalny dom, z wysoką na 6 metrów, przeszkloną i nowocześnie wyposażoną pracownią. Artysta, od kiedy zakończył pracę na uczelni, stał się nie tylko gościem, lecz niemal stałym mieszkańcem Cegłowa. Początkowo traktowany z dystansem, głównie z powodu niepoważnego zajęcia i dość awangardowego wyglądu, uczesania, kolorowych ubrań, z czasem zyskał wielki autorytet, umieszczony został nawet w almanachu najwybitniejszych mieszkańców tej miejscowości. Jeżeli Franciszek Maśluszczak myślał, że po latach znowu zamieszkał na wsi, to historia spłatała mu figla. W styczniu tego roku Cegłów odzyskał dawno utracone prawa miejskie, Basia i Franciszek mówią o nim – „Miasteczko Cegłów”.
W wielkim mieście żyje się może wygodniej, ale w pośpiechu, hałasie, natłoku zdarzeń, coraz mniej czasu na refleksję, na oddech, na samotność. W wielkim mieście, pełnym ludzi, tak daleko jest do człowieka. Na prowincji życie zyskuje inną perspektywę, można żyć wolniej, uważniej, prawdziwiej. Mniej tutaj blichtru, lukrowanego świata, więcej pokory, uwagi, wzajemnej troski. Do takiego świata powraca Franciszek Maśluszczak, takiego świata poszukuje, bo życia nie da się oddzielić od sztuki. Malarstwo ma być prawdą, wcale nie musi być przyjemne, piękno jest także w niedoskonałości, destrukcji i upływie czasu. Franciszek Maśluszczak daje nam swoją sztukę na pociechę, nam wszystkim, marnym, smutnym, zmęczonym i trochę śmiesznym, daje nadzieję na nieskończoność.

FRANCISZEK MAŚLUSZCZAK
Malarz, grafik, ilustrator. Urodził się 21 stycznia 1948 r. w Kotlicach koło Zamościa. Studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie w 1974 r. uzyskał dyplom w pracowni grafiki pod kierunkiem Juliana Pałki. Przez wiele lat wykładał w katedrze Malarstwa i Rysunku na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej.
Od 1970 r. współpracuje jako grafik i rysownik z czasopismami, m.in. „Ty i Ja”, „Literatura”, „Szpilki”, „Sztuka”, „Polityka”, „Tygodnik Literacki”, „Gazeta Wyborcza”, „Rzeczpospolita”, „Arkusz”. Oprócz obrazów i rysunków tworzy plakaty oraz ilustracje do książek dla dzieci i dorosłych.
Jest również autorem fresków Drogi Krzyżowej w jednym z ursynowskich kościołów.
Autor licznych wystaw indywidualnych i uczestnik wielu ekspozycji zbiorowych w kraju i za granicą. Za swoją działalność artystyczną i charytatywną uhonorowany m.in. Nagrodą Miasta Stołecznego Warszawy i Towarzystwa im. św. Brata Alberta.
Losy artysty zostały opisane przez Hannę Krall w opowiadaniu Malarnia z o.o. umieszczonym w książce Taniec na cudzym weselu.
Tekst: Małgorzata Nikolska
Zdjęcia: Michał Woźniak
tytułowe: Jabłoń, 80 x 50 cm, płótno, akryl, 2020 r.
fot. 2. Budowa, 80 x 60 cm, płótno, akryl, 2014 r.
fot. 3. Czerwony dom, 60 x 40 cm, płótno, olej, 2020 r.
Artykuł pochodzi z 33. numeru Krainy Bugu
Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep