Josef Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI, chyba nigdy nie był nad Bugiem. Ale pochodził z Bawarii. Krainy jakże innej niż nadbużańska, lecz także uroczej, choć bardziej związanej z górami. Ale nie tylko.

Wielu ludzi na świecie stawia sobie teraz pytanie, jaki jest jego wkład w rozumienie – tak, to słowo tu jest zupełnie na miejscu – chrześcijaństwa. Ono, ­czyli Ko­ściół, przeżywa silne turbulencje we współczesnym świecie. Także w Polsce. Niektórzy mówią już o kryzysie pełzającym, laicyzacji szybkiej i niespotykanej wcześniej w naszym społeczeństwie. Chciałbym wspomnieć tutaj o trzech wymiarach, na które Ratzinger – Benedykt XVI zwracał uwagę.

Kreatywność

Kiedy we wrześniu 2009 r. papież Benedykt XVI wracał z pielgrzymki do Czech, w samolocie powiedział, że chrześcijanie tak jak tutaj żyjący w diasporze, w mniejszości, to przyszłość Kościoła w Europie. Nie patrzył na ten stan rzeczy jako na klęskę chrześcijaństwa. Nie dostrzegał tylko negatywnych przejawów i powodów takiego mniejszościowego stanu, lecz zwrócił uwagę na przyszłość. Tak, będziemy mniejszością, ale to ma być mniejszość kreatywna. Twórcza.

Czesi, którzy procesy ­laicyzacyjne przechodzili od końca XIX w., z mocnym akcentem na lata przed II wojną światową i po niej, zrozumieli, że nie w liczebności ludowego Kościoła jest jego moc i powołanie, ale w żywotności.

Benedykt XVI mówiąc o kreatywności miał na myśli wiarę osobiście przyjętą, potwierdzoną i pozwalającą prowadzić dialog z kulturą współczesną. Żywe wspólnoty ludzi żywej wiary są przyszłością Kościoła w Europie. Z szacunkiem dla chrześcijaństwa ludowego, masowego i tradycyjnego, ale trzeba też umieć podjąć problemy, które niesie dzisiejszy świat i na nie odpowiadać. Kreatywność to cecha umożliwiająca twórczy dialog i podejmowanie problemów realnych, a nie urojonych. Czy też dialog z kulturą, która jest zawsze przejawem tendencji danego czasu i ludzi wtedy, czyli dzisiaj żyjących. Nie postawa obronna, nie murowanie murów czy gett, ale twórcza obecność w świecie, w którym my tu i teraz żyjemy.

Wolność indywidualnego sumienia

Przed wielu laty Josef Ratzinger napisał słabo znany w Polsce tekst Sumienie w dziejach. Niemiecki teolog mówiąc o sumieniu nawiązywał do odpowiedzialności indywidualnej za zbrodnie w czasie II wojny światowej. Niemieckie i nazistowskie zbrodnie. I pytał o odpowiedzialność indywidualnego sumienia. Ale pokazywał, jak ważna jest wrażliwość moralna: Musimy pielęgnować istotne problemy moralne, musimy je przechowywać i ochraniać jako wspólne dobro, nikomu ich nie narzucając – uważam to za warunek trwania wolności wbrew wszelkiemu nihilizmowi i totalitarnym następstwom. A prezydent Vaclav Havel mawiał z kolei o „minimum moralnym dla świata”. Tak, potrzeba ukazywania, że mamy postępować zgodnie z rozpoznaniem własnego sumienia i ma być zachowywana jego autonomia i wolność.

Racjonalność, rozumowość

Gdy Benedykt XVI został papieżem, napisałem, że będzie to profesor na katedrze świata. Ten subtelny teolog, delikatny człowiek, grający dla relaksu Bacha na fortepianie, nazwany przez współczesnych antagonistów „pancernym teologiem”, dostrzegał bardzo aspekt racjonalności w wierze. Szedł za starą średniowieczną zasadą „Fides quaerens intellectum”, czyli wiarą szukającą zrozumienia. Nie tylko emocje, nie tylko osobista wrażliwość czy też tradycyjny ludowy katolicyzm, lecz rozumowe, racjonalne uzasadnienie wiary. Ratzinger–Benedykt był wytrawnym teologiem akademickim, długoletnim prefektem Kongregacji Nauki Wiary. Jedni powiedzą, że pilnował teologów, aby nie głosili herezji pod płaszczykiem wygłaszanych poglądów. Inni dostrzegali w jego pisaniu właśnie dowartościowanie racjonalności.

Kreatywność, dowartościowanie indywidualnego sumienia i wartości moralnych oraz racjonalność to moim zdaniem wkład tego papieża seniora w rozumienie i dialog chrześcijan ze światem współczesnym. Nie wiem, czy będzie zapamiętany od tej strony. Bez wątpienia ten jego odważny i prorocki gest abdykacji dziś zdominował jego zasługi. To był gest ważny, bo pokazujący, że papiestwo to służba, a nie tylko rządzenie. Że „papież na czas określony” to ukazanie istoty powołania biskupa, papieża w Kościele. To odchodzenie od hierarchicznego stylu na rzecz bliskości z człowiekiem, ze światem, w którym żyjemy.

Tak prywatnie myślę, że jeszcze dużo wody musi upłynąć w Bugu, aby to się zrealizowało nad Wisłą. I jak mówi inna, już nie średniowieczna i nie łacińska maksyma: „Dałby Bóg, żeby buk przepłynął przez Bug”. I tego w Polsce się trzymajmy.

Tekst: o. Tomasz Dostatni

Artykuł pochodzi z 34. numeru Krainy Bugu

Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep