Powietrze po deszczu. Czekałam. Życiodajna prana. Rośliny wtedy są żywsze, żwawsze. A ja z nimi. Wciągam nosem intensywniejszą woń wszystkiego, co rośnie, i sama rosnę. Niby już się przyzwyczaiłam, że przyroda, gdy wiosną wreszcie wystartuje, zasuwa tak, że trudno ją dogonić, że zawsze na jakieś kwitnienie lub zbiór nie zdążę, jednak człowiek jest nienasycony i trochę się denerwuję, i trochę mi żal. Tak czy owak niezmiennie fascynuje mnie ten ruch. Do przodu, dokoła, w górę, w dół. Gdy przeschnie, krzewy aż chodzą, tak w nich życie buzuje!

Aby zrozumieć samego siebie, odkrywaj tajemnice przyrody – usłyszałam kiedyś i sprawdzam, czy działa. Poeta, literaturoznawca, badacz życia, samorządowiec i czynny biegacz (rocznik 1945!) profesor Tadeusz Sławek, który nosi w sobie potrzebę poszukiwania – jak mówi – „reszty człowieczeństwa“, tam gdzie ludzie funkcjonują jak maszyny, a życie staje się towarem, napisał książkę Śladem zwierząt. O dochodzeniu do ­siebie.

W tej książce posługuje się frazą „jak zwierzę”. Przywykliśmy, że to jest napomnienie, że nie jesteśmy dość ludzcy. Wbrew tytułowi, profesor opisuje świat ludzi. Proponuje, by dochodzić do człowieczeństwa, odwołując się właśnie do postawy „jak zwierzę”. Fakt, żadne z nas tak jak zwierzę nie potrafi być w chwili obecnej, tu i teraz. Oddajemy się gadającemu umysłowi, który zagania nas w przeszłość lub w przyszłość, odbierając chwilę obecną. Ja – gdy patrzę na swoje trzy koty i kiedyś psy – doznaję natychmiastowego ukojenia. Zwierzęta jak śpią, to śpią, jak jedzą, to jedzą, jak biegną, to biegną i cieszą się! Już dawno odkryłam, że obserwowanie zwierząt zatrzymuje mnie w teraźniejszości. Trenuję się w tym od jakiegoś czasu, by trochę przytrzymać uciekające życie. Ze średnim skutkiem, ale wszystko przede mną.

„Bądźmy jak zwierzę“ – ryzykowne stwierdzenie, ale chodzi o to, w dalekim uproszczeniu, że nie możemy zapominać o fizyczności, biologiczności naszego istnienia. Jesteśmy mariażem cielesności i duchowości, ale człowiek przez wieki definiował się, podkreślając, że to duch góruje nad materią. Nic dziwnego, że teraz w dużym stopniu nie panujemy nad własnym ciałem. Tymczasem „ruch sięga dalej niż słowo“ – w tym stwierdzeniu także kryje się rada na niedoskonały świat. Ruch jest istotą życia, a my chętnie o tym zapominamy, zasiadając przed elektronicznymi ołtarzykami.

Niedawno kolejny raz obejrzeliśmy z dziećmi Forresta Gumpa. „Zawsze jak gdzieś szedłem, to biegłem” – wyznaje Forrest. Ruch sprawił, że jego życie, choć zapowiadało się na smutne i trudne, było fascynujące.

Biegacze opowiadają, że pomimo wyczerpania, doznają nieprawdopodobnie wielkiej satysfakcji życiowej, że to cudowne wrażenie rozlewa się po całym ich ciele. Radość cielesna, nie mentalna, okazuje się życiodajna. Ruch to jest atawistyczna potrzeba, którą w swym człowieczym zadufaniu zignorowaliśmy.

Nie chciałam wierzyć, że powrócić do aktywności można w każdym wieku i mieć z tego korzyści. Tymczasem wprawienie się w ruch sprawia, już po kilku miesiącach, że życie nabiera barw, mózg lepiej pracuje. Ba! Następują trwałe zmiany w układzie nerwowym, chce się żyć!

Więc nie ma co obrażać się na porównania ze zwierzętami. Obserwujmy przyrodę. Naśladujmy zwierzęta, i nie kpijmy, gdy ktoś nam powie, że „ruch to podstawa człowieczeństwa“. Szybko odkryjemy, że ruch to anty­depresant.

Tekst: Anna Maruszeczko

Artykuł pochodzi z 35. numeru Krainy Bugu

Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep