Odkąd pamiętam, słowo „Brazylia” było zawsze obecne w naszym domu. Moja babcia ze strony taty przez całe swoje życie tęskniła za siostrą Teofilą i bratem Janem, którzy przed wojną wyemigrowali do Ameryki Południowej. Wspominała ich bardzo często, zastanawiając się, jak im tam jest, z dala od ojczyzny i rodzinnego domu.
Pamiętam, że za każdym razem, gdy przychodził z Sao Paulo list od Teofili, babcia była bardzo podekscytowana. Brat zamieszkał w Kurytybie, ale zmarł w młodym wieku, a z jego dziećmi babcia nie miała kontaktu. Teofila zaś zmarła bezpotomnie w latach 70. Mijały lata, a ja wciąż wspominałam tę rodzinną historię i podobnie jak moja babcia, a zapewne także reszta rodziny, byłam ciekawa losów kuzynów za oceanem.
Kilka lat temu wysłałam messengerem wiadomość do kilku osób z Kurytyby, noszących nazwisko Derkacz. Tą drogą udało mi się nawiązać kontakt z wnuczką i prawnuczką brata mojej babci. Nasza korespondencja trwała kilka lat, również tych pandemicznych, które zniechęciły mnie do podjęcia trudu dalekiej podróży.
Ostatecznie jednak w styczniu tego roku, w dzień moich urodzin, wylądowałam w Rio De Janeiro. Stamtąd ruszyłam w dalszą podróż do Kurytyby. Na lotnisku czekała na mnie Eliana, wnuczka brata mojej babci ze swoją córką Jessicą i małą Alice. Dopiero w momencie powitania dotarło do mnie, że jest to pierwsze spotkanie naszych rodzin po prawie 100 latach. Wzruszenie było ogromne. Niestety, moje kuzynki nie mówią po polsku, więc porozumiewałyśmy się w języku angielskim, posiłkując się też hiszpańskim, włoskim czy niemieckim. Cała rodzina przyjęła mnie bardzo serdecznie.
Pierwsi Polacy pojawili się w Brazylii na początku drugiej połowy XIX w., głównie w stanach: Santa Catarina, Parana, Rio Grande do Sul i Sao Paulo. Największy napływ odnotowano jednak na początku XX w., a w 1930 r. w Brazylii mieszkało już ok. 230 tys. Polaków. Powstawało wiele polskich osad, w których otwierano szkoły, budowano kościoły, zakładano grupy sportowe, taneczne czy teatralne, wydawano polskie gazety i pisma kulturalne. W dużych miastach język polski nie przetrwał. Prawdopodobnie jest to wynik polityki nacjonalizacji, która prowadzona była w Brazylii od 1938 r. Zamykano wówczas szkoły zakładane przez nowych osadników i zakazano używania języków innych niż portugalski. Mimo to w społecznościach naszych rodaków zachowała się pamięć o Polsce. Ważnym spoiwem była religia. Wyznaczała cel, mobilizowała do podtrzymywania tradycji zgodnie z katolickim kalendarzem. Tak jest do dzisiaj.
To bardzo ciekawe, jak rozwijały się nasze społeczeństwa w tak odmiennych warunkach. To jakby analizować rozwój bliźniaków, wychowujących się w różnych rodzinach. Odniosłam wrażenie, że Polacy w Brazylii są trochę inni. Mają dla siebie wiele serdeczności, są bardzo rodzinni i przywiązani do swoich małych społeczności. Zachowali miłość do ojczyzny, na nowo rozbudzoną przez Jana Pawła II, który ich w sobie rozkochał. Jego imieniem nazwany jest park, w którym spotykają się nasi rodacy przy okazji wszystkich świąt i ważnych jubileuszy. Takim spotkaniom zazwyczaj towarzyszą występy zespołów ludowych, przez które przewijają się kolejne pokolenia Polaków. Z moich kuzynów co najmniej pięcioro śpiewało i tańczyło w zespole Junak.
Świat się skurczył. Samolotem w kilkanaście godzin można przylecieć do kraju swoich przodków, który nadal jest ich drugą ojczyzną. Koszt takiej podróży jest w zasięgu coraz większej liczby rodaków, choć na pewno nie wszystkich. Zapewne są i tacy, którzy nigdy nie odwiedzą Polski, bo nie czują takiej potrzeby. Tęsknota za krajem lat dziecinnych nie jest tak wielka jak ich rodziców i dziadków, którzy opuszczali ojczyznę i rodzinę ze świadomością, że już nigdy jej nie zobaczą.
Tekst: Barbara Chwesiuk
Artykuł pochodzi z 38. numeru Krainy Bugu
Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep