Niemiry to niewielka wioska w nadbużańskiej gminie Brańszczyk. Tutaj urodził się Stanisław Kądziela – znany w okolicy rękodzielnik, utrwalający w miniaturowych rzeźbach historię swojej małej ojczyzny i pracę ludzi na roli. — Bo człowiek musi wiedzieć, skąd pochodzi, i znać swoje korzenie. Bez tego nie wie, kim jest — twierdzi artysta.

Jego rodzinna wieś już nie wygląda tak, jak przed laty. O jej przeszłości przypomina mu drewniana stodoła i budynek gospodarczy, postawiony w latach 50. XX w., oraz letnia kuchnia, czasami pełniąca funkcję kurnika, zbudowana z cegły przywiezionej po wojnie z gruzów Warszawy. Tak historia zagościła na posesji rodziców jego ukochanej żony Elżbiety, z którą dzieli życie już od 46 lat i do której przeniósł się właściwie z sąsiedniego podwórka. Brakuje tylko starego krytego strzechą domu, stojącego tu do lat 80. XX w., krytego wiórami. Pan Stanisław doskonale pamięta, jak kiedyś wyglądała wieś: używane wówczas sprzęty rolnicze, narzędzia, domowe utensylia. To, czego nie zachowała fotografia, jest w jego głowie, stąd pomysł na wskrzeszenie przeszłości w zminiaturyzowanej konstruktorsko­-rzeźbiarskiej formie. Z pewnością pomogła mu w tym jego wyuczona profesja – ślusarstwo. Ta potrzeba pojawiła się w nim samoistnie, z nostalgii za minionym światem, ale przede wszystkim z chęci ocalenia od zapomnienia, by pokazać dzieciom i wnukom, jak żyli ich przodkowie.

Przywołanie dawnego…

Pierwszą miniaturę – kosę – wyrzeźbił w 2016 r. Potem powstały kolejne: socha, brona beleczkowa i talerzowa, kultywator, sierp, grabie, szpadle, taczki. Znalazł się nawet pierwszy polski traktor Sagan i kilka modeli traktora Ursus oraz wszelkie możliwe specjalistyczne maszyny: wialnie, młynki do zboża, kosiarka do zboża, mechaniczna kopaczka do ziemniaków, platformy i przyczepy do przewożenia inwentarza i płodów, a także brus do ostrzenia noży czy krajzega do cięcia drewna.

Spora część dawnych zajęć na wsi obejmowała przetwarzanie i przygotowywanie pożywienia, stąd duża liczba miniatur sprzętów używanych do prac domowych, takich jak: miarki do zboża, żarna, sito do przesiewania mąki, dzieża do zagniatania ciasta, szatkownica do kapusty, beczki i inne naczynia zasobowe; odciągarka do śmietany, masielnica, prasa do sera.

Kobiece akcesoria to także sprzęt do prania i kijanki, tara, balia, wyżymaczka, pralka Frania, maglownica do rozprostowywania pościeli oraz różne typy żelazek. Są też sprzęty do obróbki lnu: cierlica, międlica, klepacz, grzebień do obrywania główek, szczotka do czesania lnu, kołowrotek, zwijadło do gotowej przędzy, snowadło i warsztat tkacki.

Część narzędzi jest przedstawiona „w działaniu” wraz z postaciami, które nimi operują, np. tracze przecierający drewno, kowal z młotem i kowadłem wykuwający podkowę, siewca (z siewnicą), kosiarz z kosą, bednarz wykonujący beczki oraz kobieta mieląca zboże na żarnach i mężczyzna noszący wodę przy pomocy koromyseł (nosideł).

Stanisław Kądziela odtworzył także całe gospodarstwo rodziny Uchalów – z domem, gdzie przychodził „w zaloty”, oborą, stodołą, spichlerzem, żurawiem i studnią oraz inwentarzem na podwórku: krowami, kurami, kaczkami, świnkami jedzącymi z koryt… Mamy też w miniaturze wyposażenie wiejskich wnętrz z różnych okresów: zydle, kwietniki, trzydrzwiową szafę i łóżko z siennikiem (z prawdziwą słomą w sienniku, który pomogła mu uszyć żona) – jako żywo przypominają te autentyczne.

Artysta bardzo dba o to, by zachowane były najdrobniejsze szczegóły rzeźbionych przedmiotów i urządzeń, ale proporcje, jak mówi, „zachowuje według siebie”. Za pracownię służy mu mały warsztacik w domu – wszystkie miniaturki wykonuje ręcznie przy pomocy dłutek, piłek i noży, a materiałem jest drewno sosnowe, świerk i lipa. Jeździ po nie do pobliskiego tartaku. — Biorę takie z odzysku — tłumaczy.

„Dokumentacja” sacrum

Jego najnowszy projekt to miniaturki krzyży i kapliczek, które znajdują się w gminie Brańszczyk – wykonał ich 150, zostało już tylko około 20. W ich dokumentacji pomaga mu żona, z którą wspólnie podróżuje po regionie, fotografując zachowane obiekty. — Stare, drewniane kapliczki są zastępowane nowymi, murowanymi, a krzyże często powstają z metalowych rurek, ale to nie to samo — twierdzi artysta. — Kiedyś ludzie byli bardzo przywiązani do wiary — ubolewa. — Dawne krzyże i kapliczki miały swój charakter… Kiedy widzę, jak modlą się i śpiewają pod nimi mieszkańcy nadbużańskich wiosek na majowych nabożeństwach, robi mi się ciepło na sercu — przyznaje pan Stanisław.

Przygoda ze sztuką sakralną zaczęła się od krzyża z Niemir, który wyrzeźbił z okazji kościelnej uroczystości, a później wykonał replikę krzyża kardynała Stefana Wyszyńskiego z Kamieńczyka. W 2021 r. odbyła się w miejscowym kościele wystawa jego prac, która cieszyła się dużym zainteresowaniem nie tylko rdzennych mieszkańców. — ­Ludzie pytali: a dlaczego nie ma krzyża albo kapliczki z mojej wsi? No to postanowiłem wyrzeźbić wszystkie — śmieje się. — Często na początku nie jestem zadowolony z pomysłu, ale po paru dniach forma rzeźby się we mnie układa, dojrzewa i powstaje to, co sobie zamierzyłem.

Bardzo ciekawym pomysłem są też lampy autorstwa nadbużańskiego artysty – ich formy odnajduje w lesie. Samorodne gałęzie przybierają fantazyjne kształty – wystarczy je polakierować, zamontować przewody elektryczne oraz dobrać abażur. Część zatrzymuje dla siebie, ale zazwyczaj obdarowuje nimi znajomych.

Galeria. Nic na sprzedaż

Kilka lat temu Stanisław Kądziela postanowił stworzyć przydomową galerię, w której prezentuje dzieła z drewna. Należy do tych wyjątkowych artystów, którzy nie sprzedają swoich prac. Ale każdy może tu przyjść i zobaczyć dawny świat w miniaturze. W galerii tej możemy podziwiać m.in. wystawę „Od sochy do kombajnu”, która była już trzykrotnie pokazywana w skansenie im. Marii Żywirskiej w Brańszczyku. — Marzy mi się, by ta moja wystawa zagościła w skansenie na stałe, by mogło ją zobaczyć więcej ludzi, szczególnie młodzież i dzieci, które powinny poznać przeszłość swojego regionu — mówi pan Stanisław.

Inną formą, w której okazał się mistrzem nie do pobicia, są oryginalne wieńce dożynkowe z postaciami naturalnych rozmiarów, wyklejane z kłosów jęczmienia na styropianowym korpusie. Jeszcze do niedawna brał udział w konkursie na najpiękniejszy wieniec podczas uroczystości dożynkowych w Niemirach. I zawsze wygrywał. — Później już nie chcieli, żebym przyjeżdżał, bo zawyżałem poziom — śmieje się. I nic dziwnego. Postać Chrystusa Króla w łodzi (obecnie znajduje się w kościele w Łomży) i Matki Boskiej z Jezuskiem, która do dzisiaj stoi w jego domu, podświetlona kwietną aureolą, robią ogromne wrażenie. Artystyczny kunszt pana Stanisława w połączeniu z jego troską o dobre, oparte na ewangelicznych prawdach życie, są jego znakiem rozpoznawczym.

Powrót do źródeł

Pan Stanisław uważa, że kiedyś – mimo że czasy były ciężkie – ludzie byli lepsi, bardziej bezinteresowni i zatroskani o wspólnotę. — Był szacunek w rodzinie i poza nią. Teraz wciąż gonią za pieniędzmi i mają mniej czasu dla siebie i dla bliskich — uważa artysta z nadbużańskich Niemir. Poprzez swój projekt, który w niezwykle piękny i oryginalny sposób wskrzesza pamięć o przeszłości i tradycji, upomina się także o te zapomniane wartości.

Nie narzeka na brak zajęcia. W planach ma dokończenie projektu miniatur kapliczek i krzyży, a także wyrzeźbienie najbardziej znanych polskich samochodów – syrenki i warszawy. I z pewnością na tym nie ­poprzestanie. 

Tekst: Małgorzata Jaszczołt 
Zdjęcia: Jacek Dryglewski

Artykuł pochodzi z 32. numeru Krainy Bugu

Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep