Pożółkły listek brzozy uwieszony na nitce pajęczyny majta się na wietrze bezszelestnie. W zależności od tego, w którą stronę się odchyla i jak łapie promienie słońca, jest blado- lub ciemnożółty. Dziesięć lat temu, może nawet pięć, niechybnie bym tego subtelnego zjawiska nie zauważyła. Ale zmienia mi się perspektywa.

Wiodłam wielkomiejskie życie – w niedoczasie i w biegu – nawet będąc na wsi. Niedoczas czasem nadal mi doskwiera, jednak wyraźnie spowolniłam. A im bardziej trudna staje się rzeczywistość na zewnątrz, staram się nie przegapiać chwil szczęścia i nie zakładać, że owo szczęście to będzie jakaś wielka rzecz, dużo większa niż chwila zachwytu nad widokiem mieniącego się różnymi odcieniami, witalnego listka pożółkłej brzozy. Ta zmiana perspektywy odbywa się chyba naturalną koleją rzeczy, to znaczy z jesienią, z wiekiem. Ale uwaga! To nie jest umniejszanie sobie i sobie podobnym. Bynajmniej.

„Nadszedł czas nobilitacji tego, co miękkie, delikatne i płożące, a nie tylko tego, co twarde, silne i sterczące”. Uczę się mówić o dojrzałości, o starzeniu się, bez zażenowania. Uczę się tego od innych kobiet, takich, które mają odwagę wyłamać się ze stereotypu, czyli wyzwolić z opresyjnego kultu młodości. Cytat o podniesieniu rangi miękkości może mieć naprawdę szerokie odniesienia. Na pewno – i do natury, i do kobiecości. Może odnosić się do wieku, do stylu życia czy stylu rządzenia. Pochodzi z książki Heksy, po śląsku „wiedźmy”, Agnieszki Szpili.

Kiedy byłam młodsza, moją ulubioną porą roku było późne lato łamane przez wczesną jesień. Aż któregoś razu uświadomiłam sobie, że nastąpiła zmiana i wzdycham do soczystej, świeżo zielonej wiosny. Pomyślałam, że to z tęsknoty za tym, co bezpowrotnie utraciłam – za młodością. Poczułam, jakbym sama siebie zdradziła.

Ale to już mija. Dzięki wymianie energii i myśli z innymi kobietami wróciłam na właściwe – naturalne – rozwojowe tory. Bycie w stadzie, które cię rozumie, jest nie do przecenienia. „Moja uwaga skupiona jest na owocowaniu, nie na stracie pachnących kwiatków. Jednak mam świadomość jednego i drugiego“ – napisała mniej więcej moja rówieśniczka, filozofka seksualności Alicja Długołęcka. W swojej pięknej nowej książce o dojrzałości (Przypływ) przypomina, że by mógł powstać owoc, kwiat musi przekwitnąć, i przekonuje, że jesień życia może być czasem kumulowania energii, kolejnym etapem dojrzewania. O ile kobieta nie utknie w poczuciu żalu za tym, co musi utracić, i otworzy się na nowe, na przypływ.

A spowolnienie nie musi oznaczać wycofania się z życia – raczej poszerzenie perspektywy. Baczniejszą obserwację zarówno zewnętrznego, jak i wewnętrznego krajobrazu. I przede wszystkim uświadomienie sobie tego, co istotne, a co zbędne. Nie zaliczanie, tylko przeżywanie. Niestawianie oporu. Zanurzenie się w tym, co przynosi życie.

Człowiekowi może się wydawać, że za stratą towarzyszącą przemijaniu nie ma już nic. Tymczasem uwolnienie się od energochłonnej potrzeby przytrzymywania życia na stałych i starych torach może wyświetlić inne możliwości, które na pewno istnieją.

Upływu czasu nie zatrzymam. Natury nie oszukam. Pozostaje mi więc zaufać naturalnej kolei rzeczy, nie bać się i podążać za zmianą. Z ciekawością. Może właśnie od utraty do kolejnego wzrostu? Obserwacja natury oswaja z faktem ciągłej przemiany, ale i nieprzerwanej ciągłości.

Tekst: Anna Maruszeczko

Artykuł pochodzi z 33. numeru Krainy Bugu

Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep