Rok 1241 zapisał się w historii Europy jako rok pierwszego wielkiego najazdu Mongołów, zwanych u nas Tatarami. Celem Złotej Ordy pod wodzą Batu-chana było opanowanie Królestwa Węgier.

By jednak związać walką i uniemożliwić kontratak władcom Polski i Czech, połączonych z Węgrami licznymi koligacjami rodzinnymi i sojuszami wojskowymi, pomocnicze uderzenie pod wodzą Bajdara ruszyło na ziemie polskie. Wewnętrzne spory, a niekiedy otwarta wrogość między książętami polskimi podczas trwającego wówczas rozbicia dzielnicowego nie pozwoliły skutecznie się im przeciwstawić.

Co najmniej jeden zagon wojska mongolskiego ruszył wówczas w kierunku potężnej twierdzy Mielnik. Okoliczna ludność wiejska, nie mogąc liczyć na schronienie się za wałami fortecy, nie miała złudzeń co do losu, jaki ją czeka. Tatarzy słynęli z okrucieństwa, a najlepszym, czego można było się po nich spodziewać, była szybka śmierć lub wzięcie w jasyr i dokonanie żywota w roli pogańskiego niewolnika. Wobec takiej alternatywy nadbużańskie chłopstwo wybrało bohaterską śmierć w walce, okazując odwagę nie mniejszą od stanu rycerskiego. Uzbrojeni w narzędzia rolnicze, w tym sierpy do ścinania zboża, z którego uprawy słynęła cała okolica, kmiecie z zasadzki zaatakowali armię najeźdźcy. Mimo że nierówny i z góry skazany na niepowodzenie, bój rozgorzał straszny, a wspomniane sierpy zostawiały głębokie i trudno gojące się rany na mongolskich twarzach. Reszta ich ciał okutana była w zbroje i nie mniej skuteczne grube kożuchy, dlatego prymitywne narzędzia nie mogły zadawać im tam skutecznych ran.

Jak już się rzekło, obrońcy w końcu musieli ulec. Wojska tatarskie ostatecznie spustoszyły okolicę, zdobyły i spaliły Mielnik i podeszły aż pod Drohiczyn, skąd skierowały się na południowy zachód, by połączyć się z głównymi siłami swoich wojsk. Choć Tatarzy w czasie całej kampanii nie przegrali bodaj żadnej bitwy, widząc opór, z jakim spotykają się dosłownie na każdym kroku, wycofali się w końcu z ziem polskich. Nie bez znaczenia była również śmierć wielkiego chana Ugejdeja.

Na miejsce pomordowanych sprowadzono nowych osadników, ale by pamięć o bohaterskich czynach ich poprzedników nigdy nie zanikła, miejsce, w którym chłopi stawili bohaterski opór, otrzymało nową nazwę, stanowiące połączenie dwóch słów: „sierp” i „lico”. Tak to swoją nazwę zdobyły Serpelice. Korzystając dziś z walorów miejscowych ośrodków wypoczynkowych, warto pamiętać o genezie tej nazwy i wznieść toast za ich niegdysiejszych mieszkańców. Gloria victis!

Tekst: o. Wojciech Kobyliński 

Grafika: Paweł Litwin

Artykuł pochodzi z 37. numeru Krainy Bugu

Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep