Jeden zbyt zamaszysty ruch i guzik zostaje mi w dłoni. Odkładam go na stół i otwieram szufladę, żeby znaleźć agrafkę. Spieszę się, nie mam czasu na zmianę spódnicy, tymczasem szycie nigdy nie było moją mocną stroną. Agrafki nie ma. Jest za to poduszeczka, z której wystaje kilkanaście igieł.
Sięgam po pierwszą z brzegu. A później po tę, która ma największe uszko. Okulary wyjmuję z torebki dopiero po piątej próbie nawleczenia nitki. Wbijam igłę w materiał, po drodze zaczepiając o kciuk. „Przydałby się naparstek” – myślę, ale nawet nie zaglądam do szuflady. Nigdy nie miałam naparstka.
Pamiętam, kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy. Babcia siedzi na werandzie letniskowego domku w Mierzwicach, koło niej leży stosik skarpet i stoi pudełko z przyborami do szycia. Babcia nakłada okulary, wyjmuje igłę, nawleka, sięga po naparstek. Przystaję obok niej, chociaż spieszę się na nadbużański smug. A może do wiejskiego sklepiku po oranżadę w proszku. „A co to za śmieszny kapelusik?” – pytam. Dowiaduję się, że chroni palce przed pokłuciem. Jak można trafić w palec, kiedy celuje się w materiał? I po co babci okulary, przecież wszystko widać wyraźnie. Patrzę na pomarszczoną rękę babci, a później na swoją, która ma dopiero kilka lat i mocno trzyma znaleziony wczoraj w lesie patyk.
To oczywiste: świat jest taki, jakim go widzę.
Żeby wejść do „Lustrzanego pokoju nieskończoności“ Yayoi Kusamy w Tate Modern w Londynie, stoimy w bardzo długiej kolejce. Trochę się martwimy, że w grupie sześciu osób, które za chwilę wejdą z nami do środka, jest też matka z rozbieganą i bardzo hałaśliwą kilkulatką. Wchodzimy do zaciemnionego pomieszczenia, którego ściany wypełniają lustra, a podłogę woda. Odbijają się w nich zmieniające kolor światełka. Mam wrażenie przebywania w przestrzeni, która nie ma końca. Kiedy Kusama była mała, na łące pełnej kwiatów poczuła się częścią wielkiej całości. Dało jej to spokój i szczęście. „Nasza Ziemia to tylko jedna kropka wśród miliona gwiazd w kosmosie. Kropki to droga do nieskończoności. Dzięki nim stajemy się jednością z kosmosem” – mówi Kusama. W ciemności dostrzegam dziewczynkę. Ma szeroko otwarte oczy i uchylone usta. Milczy i z zachwytem wpatruje się w przestrzeń. Matka pochyla się nad nią i zaczyna tłumaczyć, co widzi. I na co córka powinna popatrzeć, żeby też zobaczyć. Mała nie chce. Mama się denerwuje. Córka zaczyna płakać. Kosmos znika.
Wkładamy do ziemi sadzonki porów kupione przy drodze i czekamy, aż będą dobre do zupy. Albo do zapiekanki. Albo zrobię je pod beszamelem. Mijają dni, snuję plany, ale powój z sąsiedztwa nie czeka. Oplata pory tak starannie, że giną. „Chwileczkę!” – protestuję i bezskutecznie próbuję je wyplątać. „Pory są do zupy!”. Powój za nic ma jednak moje plany. Rezygnuję i idę robić sałatkę z pomidorów. Bardzo dobre sprzedają w naszym wiejskim sklepie.
Przy płocie B. sadzi trzy krzaki pomidorów. Jesteśmy pewni, że będzie im tu dobrze. One jednak uznają, że nie, i nie rosną, chociaż bardzo je do tego namawiamy. A nawet wspieramy bambusowymi patykami. Pewnego dnia nad głową przelatuje mi pszczoła i nurkuje w bambusowym patyku. Następnego dnia bambusy zatkane są kawałkami liści. A przecież dwa metry obok mają hotel! Kupiony w specjalnym sklepie dla pszczół murarek. Przestronny i elegancki. „Każdy by wolał własne mieszkanie zamiast mieszkania w hotelu” – wyjaśnia mi w liście siostra, której skarżę się, że pszczoły mają nasz gest w nosie. Odpisuje, że pszczoły nie mają nosów.
Co robi obraz Hansa Hartunga w naszym ogrodzie? Dziwię się, a po chwili przecieram zaspane oczy. To nornica! Przebiegła mi niemal pod nogami. Jest nornica, będą straty. Internet podpowiada, że nornice nie lubią czosnku. „Czy mamy czosnek?” – wołam. B. wychodzi z domu trzymając w dłoni ząbek czosnku. „Tu będziesz gotować?”. „Będę walczyć” – odpowiadam i domagam się, żeby przyniósł cały zapas. Mamy sześć główek. Każdą rozkrajam na pół i rozkładam na ziemi. Ostatnią połówką chcę zatkać norę. „Będziecie uratowane” – czule spoglądam na warzywa, zioła i kwiaty. Nornica wraca. Zastygam z czosnkiem w ręce i już wiem, że trzeba mi będzie jutro zrobić z nim leczo. I to z kupionych warzyw, bo moje pewnie już mają zjedzone korzonki, a jak nie mają, to będą. To znaczy nic z nich nie będzie. Ale jakoś nie mogę zatkać tej dziury. Albo się ma charakter, albo ogród. Trudno.
Hickling Broad w Norfolk położone są niedaleko nas. Jedziemy pospacerować po przynajmniej jednym z sześciuset hektarów dzikiej przyrody. Bardzo chcę zobaczyć bąka zwyczajnego. Podobno widuje się tu czasami tego rzadkiego ptaka. Hickling Broad to niegdyś prywatne tereny do polowań, a od 1945 r. rezerwat Norfolk Wildlife Trust. Słynne zdjęcie brytyjskiej fotografki Emmy Turner pokazuje pisklę bąka znalezione w 1911 r. Turner pisze o nim w książce Broadland Birds: Młody bąk był najdziwniejszą ornitologiczną osobliwością, jaką kiedykolwiek widziałam. Aureola jasnobrązowego puchu otaczała jego głowę, a duże zielonkawoniebieskie oczy błyszczały buntem. W bąku zwyczajnym Emma Turner dostrzega wcielenie duszy tego miejsca. Zanim odjedziemy, raz jeszcze z nadzieją spoglądam w stronę bagien, w których ukrywa się dusza.
Kot Leon uczył mnie, że choinka, zwłaszcza ubrana, nie nadaje się do domu. Już w pierwszym roku szybciej ją rozbieram, niż ubieram, przerażona, że kot zje bombki i zagryzie światełkami. Od tamtej pory moja choinka w grudniu dalej rośnie w lesie.
WeltenLinie, pracę Alicji Kwade, oglądamy na wystawie „Space Shifters” w Hayward Gallery w Londynie. Wypełniająca salę stalowa konstrukcja składa się z pustych drzwi i dwustronnych luster. Ustawione między nimi obiekty nagle znikają albo zmieniają kolor. Wszystko zależy od tego, pod jakim kątem na nie patrzymy. Oczy wciąż nas zwodzą. Już sama nie wiem, gdzie przebiega granica między przedmiotami a mną. A może w ogóle jej nie ma? A przedmioty? Widzę, są. A ja? Idziemy do sąsiedniej sali. Jest tam Iluzja V 360° Jeppe Heina. Dwa duże, prostokątne lustra obracają się nad nami. Siadamy na podłodze i obserwujemy swoje odbicia. Zmieniają one położenie, a wreszcie znikają. Wstajemy. Idziemy coś zjeść i znikamy za rogiem.
Tekst: Grażyna Lutosławska
Zdjęcie: Mariusz Kalinowski
Artykuł pochodzi z 33. numeru Krainy Bugu
Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep