Nawet mieszkając na wsi, z lasem z jednej strony, z Bugiem – z drugiej, mając szczęście spotykać rodzinę łosi przemierzającą asfaltową drogę zawsze w tym samym miejscu, akurat gdy po nocy wracam z miasta, podziwiać lisa z obłędnie rudą kitą przemykającego po świeżym śniegu, śledzić z okna zabiegi sprytnej wydry wokół stawu pełnego ryb, chodząc z dziećmi na „Noce sów“ i październikowe akcje liczenia ptaków, w ogóle będąc na pTAK!…, niewiele wiem o dzikiej przyrodzie. To żaden wgląd w głębię dzikiego życia.
Bardziej niż ja doświadczeni obserwatorzy natury – strażnik puszczy Adam Wajrak, Stanisław Łubieński, ukrainista, ptasiarz, pisarz (Dwanaście srok za ogon), Carl Safina, autor poruszającej mnie do łez (ze szczęścia!) książki Dzikość. Jak kultury zwierzęce wychowują rodziny, tworzą piękno i osiągają pokój i pewnie wielu innych, przybliżają nam gatunki, których życie społeczne może nas wiele nauczyć.
Tak, tak, mógłby się znowu zmienić kierunek siły wpływu i narracji. To niesamowite, jak dobrze człowiek poznał świat przyrody i jak świetnie to opisał w ostatnich kilkudziesięciu latach. Już nie po to, by tę przyrodę ujarzmić, wykorzystać, tylko po to, by zrozumieć jej istotę i na nowo samego siebie. Tylko, czy drugi człowiek jest w stanie przyjąć, że nie jest koroną stworzenia? Czy będzie chciał lepiej zrozumieć, co dzieje się poza ludzkością?
Lasy potrzebują, żeby zostawić je w spokoju. Potrzebują lenistwa, potrzebują zapuszczania – powtarza rzecznik dzikości Adam Wajrak. Naturalne ekosystemy nieźle sobie radzą ze zmianami klimatu, o ile nie przeszkadza im człowiek. Ale czy jesteśmy w stanie odpuścić i tym samym prawdziwie zadbać o żywe piękno świata? Już nie wystarczą nowe parki i ostoje, naucza w swoich mądrych książkach Safina. „Troska tylko o nie przypomina sytuację, w której jesteśmy z siebie zadowoleni, ponieważ dbamy o oczy Mony Lisy, a resztę arcydzieła Leonarda da Vinci rozrywamy, bo potrzeba nam włókien“. I nadzwyczajnie pięknie przekonuje, że możemy na nowo nawiązać kontakt z dzikimi zwierzętami, także po to, by im pomóc, w wielu przypadkach już nie wystarczy zostawić ich w spokoju. W miarę, jak zwierzęta i rośliny, nie ze swojej przecież winy, tracą kontrolę nad swoim istnieniem, i my tracimy nasze własne piękno. Czy ludzie są w stanie skorygować swoją narcystyczną naturę? Czy uszanują cud istnienia i zdolności adaptacyjne do zmian na naszej planecie nieśmiałych i troskliwych superdrapieżnych kaszalotów, które istnieją tu od 20 milionów lat, długo przed nastaniem ery człowieka?
Aborygeni, którzy zawsze żyli w głębokiej spójności z ziemią, potrafili zadbać o równowagę w przyrodzie. Wiedzieli na przykład, że wzniecając małe pożary na łatwopalnych gęstych terenach, chronią się przed czymś większym.
Skoro mamy się za najdoskonalszy wyraz stworzenia, musimy zadawać sobie te trudne i niewygodne pytania. Zespoleni z naturą Aborygeni nie znają pojęcia przeszłości i przyszłości, doświadczają jedynie tu i teraz. Wieloryby, ary modre, małpy człekokształtne w pełni żyją tym, do czego są zdolne. Dla nich, podobnie jak dla znikających ludów plemiennych, wystarczy być. Nowoczesnym ludziom, odwróconym plecami do żywego świata, nic nie wystarczy.
Podróżnicy i przyrodnicy często mówią, że naszą naturą jest dzikość, a nie cywilizacja. Ale jeśli w to nie wierzymy i nie chcemy się uczyć od dzikiej przyrody, zostawmy ją chociaż w spokoju – jak największe obszary naszej planety i naszego kraju. To już będzie coś. I będziemy świętować kolejne okrągłe rocznice magazynu o krainie Bugu, w której wciąż sporo wspaniałej dzikości, w głębinach Pacyfiku nadal będą przychodziły na świat rodzinne z natury kaszaloty, a w naszej Puszczy w dobrostanie będzie mieszkał indywidualista ryś. Nasz żyjący świat nadal jest cudem na wyciągnięcie ręki.
Tekst: Anna Maruszeczko
Artykuł pochodzi z 30. numeru Krainy Bugu
Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep