„Dom jest sześcianem dzieciństwa; dom jest kostką wzruszenia…”
(Zbigniew Herbert)
Bezcennym dziedzictwem na wschodnich rubieżach Polski jest drewniana architektura świecka i sakralna. Niestety, czas robi swoje, i wiele urokliwych niegdyś budowli popada w ruinę, wołając o ratunek. Dom potrzebuje opieki takiej samej jak człowiek. Bez niej nie oddycha, nie żyje.
Na szczęście do naszych czasów przetrwało sporo drewnianej architektury sakralnej. Katolickie kościoły oraz prawosławne i unickie cerkwie podczas podróży wzdłuż Bugu objawią się nam w całej swej urodzie i mistycyzmie. Często mam okazję bywać w Krzyczewie, gdzie na nadbużańskiej skarpie podziwiam kościółek pw. św. Jerzego. U jego podnóża szemrze rzeka… Stojąc w tym miejscu, mam wrażenie, że to Bug modli się razem ze mną. To wyjątkowa przestrzeń, gdzie duchowość przenika całą przyrodę. Podobnie jest w Jabłecznej, Pratulinie czy Kostomłotach.
Niestety, znacznie rzadziej w nadbużańskim krajobrazie możemy podziwiać dawne obiekty przemysłowe, szczególnie wiatraki. Czas okazał się dla nich bardzo surowy. Szczątki jednego z nich znajdziemy we wsi Chotyłów, wyjeżdżając z Konstantynowa w kierunku Sarnak. W tym miejscu chylę czoła przed właścicielami Uroczyska Zaborek, którzy uratowali kilkanaście drewnianych obiektów, dziś wykorzystywanych jako baza noclegowa dla turystów, w tym również wiatrak typu „koźlak”. Jednym z pierwszych gości nocujących w tym wyjątkowym hotelu-wiatraku była jordańska księżna Alia – siostra obecnego króla Jordanii Abd Allah II ibn Husajna.
Oddzielną grupę stanowi budownictwo domów mieszkalnych. Tych z XIX wieku zachowało się niewiele, ale czasami możemy je wypatrzeć podczas wędrówek po nadbużańskim Mazowszu i Podlasiu. Łatwo je rozpoznamy po prostej bryle i stosunkowo wysokim dachu, często czterospadowym, krytym strzechą. Wykonane z bala, bielone w całości lub tylko w miejscach łączenia bala. Późniejszych obiektów mamy znacznie więcej, szczególnie na wsiach. Od początku XX wieku domy były częściej szalowane i zdobione. Współczesnych urzekają wykończenia okien, podokienniki i różnorodne nadokienniki, wykonywane przy pomocy prostych narzędzi przez cieśli, stolarzy i snycerzy, którzy obowiązkowo wchodzili w skład każdej ekipy budowlanej. Ich dziełem są także ganki – przeszklone lub nie, gdzie zazwyczaj toczyło się sekretne życie najmłodszych domowników.
Wiejska chata była świadkiem wszystkich ważnych wydarzeń w życiu człowieka. W niej się przychodziło na świat i w niej się umierało. Zaspokajała potrzeby biologiczne, religijne i społeczne. Świadczyła też o zasobności i statusie gospodarzy. „O domku wdzięczny, widok mnie twój krzepi/Dobrze gdzie indziej, u ciebie najlepiéj” – pisał Ignacy Krasicki.
Wiele z tych pięknych domów popada w ruinę. Niewiele jest osób (choć, na szczęście, się zdarzają), które mogłyby podjąć się trudu ich renowacji, dając im drugie życie. Pomyślałam więc, że dobrym rozwiązaniem byłoby stworzenie spółdzielni, która poprzez swoich członków mogłaby nabywać i remontować kolejne chaty. Uratowane służyłyby udziałowcom spółdzielni, ale można by je również wynajmować, a pozyskane środki przeznaczać na fundusz remontowy i dalszy rozwój. Pozwolę sobie zaapelować do Państwa o rozważenie tego pomysłu. Sama chętnie się w to zaangażuję.

Tekst: Barbara Chwesiuk
Zdjęcia: Daniel Ludwiczuk
Zdjęcia wykonano Metodą fotografii otworkowej podczas warsztatów fotograficznych w Korninie Starym w ramach Europejskich Dni Dziedzictwa (2020, kier. Daniel Ludwiczuk).
Artykuł pochodzi z 31. numeru Krainy Bugu
Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep