Na prawym brzegu Bugu, pomiędzy miejscowościami Zabuże, Mierzwice Stare i Stare Hołowczyce, znajduje się rezerwat przyrody Zabuże.

Niezwykłość tego miejsca polega nie tylko na występowaniu tutaj kilkudziesięciu chronionych gatunków ptaków i roślin, majestatycznych, wiekowych dębów, ale przede wszystkim niespotykanym w tej części Polski ukształtowaniem terenu. Głębokie wąwozy, których zbocza przekraczają miejscami 30 m wysokości i wychodzące jakby spod ziemi olbrzymie głazy, wydają się nie pasować do równinnych terenów Podlasia. Na usta nieodparcie ciśnie się pytanie, skąd się w tym miejscu wzięły. A było to tak:

Dawno, dawno temu, nieopodal dzisiejszego rezerwatu, mieszkał kowal Maciej. Słynął on w całej okolicy jako najlepszy fachowiec od podkuwania koni. Zjeżdżali do niego nie tylko gospodarze, ale i okoliczna szlachta ze swoimi wierzchowcami.

Żona Macieja zmarła w połogu, wydając na świat jedną córkę – Basię, którą proste serce kowala kochało nad życie. Była bowiem jedyną pociechą po utraconej ukochanej.

Niestety, kiedy córka miała około lat sześciu, ciężko zachorowała i wydawało się, że już niedługo połączy się ze swoją matką w Królestwie Niebieskim. Żadne lecznicze zabiegi nie pomagały. Nawet sprowadzony z Mielnika zamkowy cyrulik rozkładał ręce i radził zdać się na wolę niebios. Maciej jednak, nienawykły do bezczynności, nie potrafił się z tym pogodzić, a bezradność była dla niego najokrutniejszą torturą. Skoro Bóg nie chciał wysłuchać jego modlitw, postanowił w końcu zwrócić się do diabła.

W noc pełni Księżyca wyszedł na rozstajne drogi, przy których nie stał żaden krzyż. Czart już tam na niego czekał i radośnie oznajmił, że jest w stanie przywrócić dziecku zdrowie. Ceną jednak będzie dusza zacnego kowala. Maciej chwilę się wahał, ale kiedy pomyślał, że mógłby na zawsze utracić córkę, w końcu się zdecydował.

Okazało się, że sława kowala dotarła aż do piekła. Diabeł zaproponował, by dla większego efektu cyrograf wykuć w metalu, w kształcie podkowy, którą po wszystkim Maciej przybije do diabelskiego kopyta, pieczętując w ten sposób ich umowę. Kowal rozpalił więc piec w kuźni, wykonał podkowę z najprzedniejszej stali, wyrył na niej zapis cyrografu i oznaczył swoim signum. Było na niej napisane: „Ego Mathias do diabolo animam meam ad sanandum filiam meam”, co tłumaczy się: „Ja, Maciej, oddaję duszę diabłu w zamian za uzdrowienie mojej córki”. Kiedy tylko wybrzmiało ostatnie uderzenie młota, a Maciej zanurzył rozgrzany do białości metal w beczce z wodą, Basia poczuła się lepiej. Kiedy po chwili Maciej do niej zajrzał, chcąc się przekonać, czy diabeł wywiązał się z umowy, dziecko poprosiło o coś do jedzenia. Odtąd z każdą godziną wracały jej siły, a już następnego dnia wstała z łóżka.

— Twoja córka wyzdrowiała — powiedział do niego diabeł. — Pora, byś i ty dokończył dzieła i przybił podkowę do mego kopyta.

Strach padł na Macieja, ale nie śmiał cofnąć raz danego słowa. Począł za to prosić Boga o ratunek jakiś dla swojej duszy. Wszak wszystko zrobił z ojcowskiej miłości! Wtedy przyszła mu do głowy myśl, że jeśli użyć do podkucia najmniejszych gwoździ, jakie znajdzie w kuźni, i to tylko trzech, przy odrobinie szczęścia podkowa nie utrzyma się na diabelskim kopycie i czart zwyczajnie ją zgubi. Jak pomyślał, tak zrobił.

Po zakończeniu zabiegu czart skoczył uradowany tak łatwym zwycięstwem i ruszył raźno w kierunku starej wierzby nad brzegiem Bugu, w której spróchniałym pniu znajdowało się wejście do piekła. Jakież było jego zdziwienie, gdy w połowie drogi zorientował się, że cyrograf w tajemniczy sposób zniknął. Natychmiast domyślił się podstępu kowala. Było już jednak za późno. Wrócił więc po własnych śladach, ale nigdzie nie znalazł podkowy. W tym czasie Maciej z córką modlili się żarliwie, prosząc Boga o łaskę ratunku od wiecznego potępienia. Jakoż Bóg ulitował się nad kowalem i wysłuchał ich modlitw, bo podkowa jakby zapadła się pod ziemię. Zrozpaczony diabeł zaczął przekopywać ziemię na swojej drodze, a w końcu rzucać dookoła olbrzymimi głazami, by w ten sposób ulżyć swojej złości. Na nic się to jednak zdało. No, może poza ukształtowaniem głębokich wąwozów, które każdy do dzisiaj może podziwiać na dowód i przestrogę tego, jak wielka złość ogarnia szatana, gdy ktoś wymyka się z jego szponów.

A kowal Maciej? Pomny na swe błędy, już następnej niedzieli wyspowiadał się i dał na mszę, prosząc Boga o wybaczenie, że zwątpił w jego wielkie miło­sierdzie.

Tekst: o. Wojciech Kobyliński
Grafika: Paweł Litwin

Artykuł pochodzi z 34. numeru Krainy Bugu

Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep