W dawnych czasach na północ od Bugu rozciągały się ziemie ludu Jadźwingów. Ten wojowniczy i wolny nadbałtycki lud nawet w czasach późnego średniowiecza pozostawał wierny swoim pogańskim wierzeniom i obyczajom.

Stanowiło to oczywiście znakomity pretekst do niezgody między nimi a sąsiadami, którzy przyjęli chrześcijaństwo, w tym kształtującym się państwem polskim. Przygraniczne utarczki i łupieżcze wyprawy dawały się we znaki tak jednej, jak i drugiej stronie, ale mowy o pokoju i zgodzie między nimi być nie mogło. W końcu, po wyjątkowo dotkliwej wyprawie Jadźwingów na Ziemię Sandomierską, książę Bolesław V Wstydliwy zaprzysiągł, że nie złoży oręża, póki w Drohiczynie, Jadźwingów ówczesnym grodzie stołecznym, nie pobuduje kościoła i nie wysłucha w nim nabożeństwa. Po krwawych bojach dopiął swego: po zdobyciu Drohiczyna i Mielnika ostateczną klęskę wojskom Jadźwingów zadał pod Brańskiem 24 czerwca A. D. 1264. Na polach na wschód od tego miasta, w rozwidleniu rzek Nurca i Bronki, poległ wówczas ukochany wódz Jadźwingów – Kumat, a miejsce bitwy po dziś dzień nosi nazwę Uroczyska Kumata.

Od Bugu są to tereny oddalone o dobre 30 km i skarbami potopionymi w akcie bezsilnej złości w okolicznych moczarach przez uciekających Jadźwingów zajmować się nie będziemy. Wróćmy za to do Drohiczyna, z którego, czy to za sprawą pogańskiej magii, czy nieznanych nam nadprzyrodzonych praw natury, Jadźwingowie wcale na dobre nie odeszli. Raz na sto lat, w rocznicę wypędzenia ich z Drohiczyna, wznosząca się nad rzeką Góra Zamkowa otwiera bowiem swoje wnętrzności i na rzekę wypływa flotylla łodzi wypełnionych starodawnymi wojownikami. Łodzie te przed świtem wracają we wnętrzności ziemi, by czekać tam kolejne sto lat. Na co lub na kogo? Tego nie wie nikt. Czy pewnej nocy nie wpadną i nie splądrują miasta w akcie zemsty? Trudno mieć tu pewność, choć z czasem lud ten w dużej części zjednoczył się z Polską i Litwą przeciwko wspólnemu wrogowi – Zakonowi Krzyżackiemu.

Być może wiele wyjaśniłaby rozmowa z jednym z owych wojowników, który pewnej nocy zapatrzył się na zażywającą kąpieli w blasku księżyca piękną drohicką mieszczankę. Tak się chłopak zapamiętał, że nie zdążył przed świtem wrócić do wnętrza ziemi. Góra zamknęła przed nim swe podwoje, więc teraz błąka się biedak po uliczkach miasta i okolicznych polach, strasząc mieszkańców swoimi głośnymi westchnieniami i pojękiwaniami. Z nikim nie potrafi się porozumieć, bo język Jadźwingów zaginął w mrokach historii. Tuła się więc i czeka, aż wnętrze góry znowu się otworzy, a on będzie mógł wrócić ze swoimi braćmi do jej ciemnego łona.

Nauka i przestroga płynąca z tej historii jest taka, by uważać, nawet jeśli w Drohiczynie jesteśmy jedynie przejazdem. Miejscowe panny cieszą się urodą tak niebezpieczną, że na ich widok nawet bezcielesny duch potrafi zapomnieć o bożym świecie. 

Tekst: o. Wojciech Kobyliński
Grafika: Paweł Litwin

Artykuł pochodzi z 36. numeru Krainy Bugu

Wszystkie wydania w wersji papierowej dostępne są w naszym sklepie: www.krainabugu.pl/sklep